„Przepraszamy za hałas. W naszym mieszkaniu w godzinach od 9 do 14, od poniedziałku do piątku, odbywać się będą prace remontowe. Prosimy o wyrozumiałość”
Takie ogłoszenie pojawiło się na jednej z klatek bloku niedaleko metra Stokłosy. Ale robotnicy nie trzymają się ustalonych godzin. Wiercą, stukają i pukają już od bladego świtu, budząc sąsiadów.
- W tym miesiącu mam nocne zmiany i hałas z rana jest dla mnie problematyczny, ale niedługo wyjeżdżam na urlop - mówi Anna mieszkająca piętro niżej, pod remontowanym mieszkaniem. Najbardziej denerwuje, gdy wiertarka uprzedza budzik.
Ekipa budowlana ma swoje wytłumaczenie. - Naszym zadaniem jest wyremontować to całe mieszkanie w okresie półtora miesiąca. Kartki z godzinami zostały wywieszone przez właścicieli, a my staramy się tego przedziału trzymać. Oczywiście zdarzają się sytuacje wyjątkowe i gdy prace miałyby się przedłużyć, musimy zacząć któregoś dnia wcześniej.
Lokatorzy dość często skarżą się spółdzielniom na uciążliwe remonty. Trzeba pamiętać, że sąsiedzi nie są bezbronni. - Jeżeli hałas ciągnie się godzinami i daje się we znaki, spółdzielnia stara się interweniować i przypominać robotnikom o regulaminie, którego muszą się trzymać - słyszymy od administratora w SMB "Jary".
Zazwyczaj w regulaminach wpisane są godziny, w których mogą odbywać się głośne prace remontowe. Na przykład na "Jarach" można to robić od 8 do 18. W innych - nawet do 19 czy 20
- Kartka na klatce schodowej jest miłą wolą właścicieli, ale gdy pokazuje ona ścisły przedział czasowy, to musimy pouczyć robotników, jeżeli samowolnie przeciągają remont - doradza administrator spółdzielni. W ostateczności można wzywać straż miejską lub policję, ale to w przypadku, gdy prace prowadzone są w czasie ciszy nocnej (po godz. 22) albo gdy są wyjątkowo dokuczliwe i głośne.
Na zbyt głośne hałasy są jednak paragrafy. Zgodnie z art. 51 kodeksu wykroczeń: "Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny". Mandat do 500 złotych, a w przypadku odmowy grzywna wyznaczana przez sąd do 5 tys.
Inną opcją jest powołanie się na art. 222 par. 2 kodeksu cywilnego. Zgodnie z nim, właściciel mieszkania narażonego na nieustanny hałas i wibracje może domagać się na drodze sądowej zaniechania naruszeń wraz z przywróceniem stanu zgodnego z prawem. Mieszkańcy mają również prawo domagać się od kłopotliwego sąsiada naprawienia szkód, jakie wyrządziła nam jego działalność.
W stosunku do sąsiadów, u których remont trwa wiele miesięcy i jego końca nie widać, można rozważyć zastosowanie przepisów kodeksu cywilnego. Chodzi o art. 144 , który wskazuje, że: "właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych".
Powyższe to raczej "opcje atomowe". Wiadomo - z sąsiadami lepiej żyć w zgodzie. Jest więc inny sposób na przetrwanie głośnych prac u sąsiadów - odpuścić i przetrwać. Każdy ma prawo od czasu do czasu pohałasować. A nawet najgłośniejszy remont kiedyś się kończy...
13 3
Wolę remont za ścianą niż dziamiącego non stop maltańczyka
12 2
Wolę remont za ścianą niż biegające non stop nad głową bombelki. To samo tyczy się rodziców chodzących jak słonie.
9 0
U mnie kombo:
- remont mieszkania sąsiadów trwał prawie rok (30 metrów kwadratowych), bez komentarza
- dziamdziający wielki pies na balkonie, bo pewnie w mieszkaniu za mało miejsca,
- imprezy całonocne praktycznie co weekend, a czasami i w środku tygodnia, oczywiście na balkonie, bo pewnie w środku za mało miejsca.
Powyższe dotyczy tego samego mieszkania, czekam z utęsknieniem na zimę, może przynajmniej skończy się darcie japy prosto w moje okna. Tłumaczenie, że sami nie mieszkają w bloku nie pomaga i co z takimi ******* zrobić?