Człowiek i pies. Potrafili przejść ponad 40 km dziennie i spać na ławce w parku albo na postoju dla taksówek. Razem pokonali pieszo 4 tys. kilometrów i dotarli na „kraniec świata”, zbierając przy tym prawie 30 tys. złotych dla ursynowskiego hospicjum.
Byli w drodze ponad 5 miesięcy, przeszli przez pięć krajów, każdą noc spędzili w innym miejscu. Na własnych nogach (i łapach) przymierzyli trasę z Warszawy do Lizbony, jednocześnie prowadząc zbiórkę na rzecz Fundacji Hospicjum Onkologicznego, w którym Darek Strojewski jest wolontariuszem.
W nieco dłuższym czasie niż pierwotnie zakładał – w ciągu 146 dni - Darek wraz z czteronożnym towarzyszem osiągnął swój zamierzony cel: dotarł do przylądku Roca. W zbiórce na rzecz hospicjum na razie udało się zebrać 30 tys. złotych. Ale to jeszcze nie koniec.
Od samego początku obserwujemy i relacjonujemy tę niesamowitą wyprawę. Teraz, kiedy Darek i Pindol są już z powrotem w kraju, zapytaliśmy ich: co dalej?
Wyprawę życia poprzedzały wielokilometrowe spacery, które zaprawiły Darka i Pindola przed ruszeniem w drogę. Wystartowali w czerwcu… i codziennie przez 5 miesięcy pokonywali między 20 a 40 km. Darek żywił się głównie kawą i bagietkami, Pindol mógł liczyć na większe frykasy.
W pokonaniu założonego dystansu nie przeszkodziły ani boleśnie otarte stopy, ani bolący ząb. Wędrowcom sprzyjała pogoda i ludzie spotykani na drodze. Często oferowali nocleg i poczęstunek, niektórzy dołączali, aby wspólnie pokonać fragment trasy.
Kundelek niezmiennie wzbudzał sympatię i dzielnie towarzyszył swojemu panu. Spali tam, gdzie udało się rozbić namiot, a zdarzyło się także kilka nocy po prostu na ławce np. na postoju taksówek. Na całą wyprawę Darek poświęcił 5 miesięcy życia. Do Warszawy wrócił 11 listopada i mówi, że każdy z nas jest ambasadorem naszego kraju, dlatego przez całą drogę dumnie opowiadał skąd jest.
Całą swoją podróż Darek relacjonował niemal na bieżąco na swoje stronie na Facebooku. "Jesteś wielki. To co robisz jest niesamowite. Szacunek" - m.in. takie komentarze możemy przeczytać pod jego postami.
- Od samego początku uważam, że powodzenie akcji to zasługa wszystkich, nie tylko moja. Przez całą drogę otrzymywałem doping i motywację od osób, których nie znałem i które tak naprawdę nie znały mnie, setki osób zaufały mi i wsparły zbiórkę. To oni są największymi bohaterami mojej wyprawy. To one sprawiły, że trudny wędrówki nie były tak odczuwalne - mówi Darek.
- A każdy komentarz, wiadomość i przede wszystkim wpłata zachęcały do kontynuowania drogi. Dotarło do mnie, że to co robię ma znaczenie. Z każdym przebytym kilometrem rosła świadomość ludzi o tym szczególnym miejscu na Ursynowie, ale też na mapie Polski i świata - dodaje.
Teraz stara się odnaleźć z powrotem w miejskiej rzeczywistości, ale już planuje kolejne wojaże.
- Spełniłem swoje marzenie, przeszedłem Europę, stanąłem na "końcu świata" i wróciłem do miejsca, które ma szczególne miejsce w moim sercu. Całą drogę prosiłem Was o wsparcie mojej akcji na rzecz osób chorych na nowotwór – opowiada. - Wyszło prawie idealnie... do końca wierzyłem, że po powrocie przekażę ursynowskiemu hospicjum 100 tys. zł, udało się zebrać prawie 30% tej kwoty, ale zbiórka trwa nadal. Nie żegnamy się. Mimo że dopiero wróciłem, już myślę o kolejnej wyprawie – dodaje.
Nadal prosi o wsparcie tego wyjątkowego miejsca, jakim jest hospicjum przy Pileckiego. - Zostało jeszcze trochę czasu do przekazania pieniędzy fundacji. Pokażcie znowu swoją moc i razem spełnijmy ten obywatelski obowiązek - bierzmy odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za tych, którzy nie mieli tyle szczęścia co my! – apeluje.
- Chciałbym, by pomoc nie zakończyła się wraz z końcem mojego projektu; by wspieranie stało się swojego rodzaju nawykiem i dokonanie drobnej wpłaty działo się cyklicznie – dodaje.
Akcję Darka i Pindola można wspomóc wpłacając pieniądze za pośrednictwem zbiórki: www.pomagam.pl/3000
Obu bohaterów będzie można poznać osobiście podczas spotkania w urzędzie dzielnicy, które odbędzie się 4 grudnia o godz. 19:00. Wstęp wolny.
W GALERII ZDJĘCIA Z WYPRAWY DARKA I PINDOLA:
[ZT]12549[/ZT]
[ZT]?id=artykuly&idd=edycja&ida=13910&akcja=edytujzapisz&kt_pod=[/ZT]
[ZT]13910[/ZT]
[ZT]12985[/ZT]
lodnip16:23, 18.11.2019
fajny sposób na życie, podrózuje i innym może pomóc. Ciekawe ile go kosztowała ta wyprawa.
Rusza pierwszy wielki festiwal na Ursynowie
Już nad tym myślałam. Należałoby skrzyknąć się w co najmniej 100 osób, zatrudnić prawników, wykonać wiarygodne pomiary decybeli przez te dwie noc i pozwać gminę ( czyli Kempę który na hałasy pozwala) . Domagać się tak po 1000 złoty od łebka za każdą nieprzespaną noc. Jakby gmina miała zapłacić 200 tyś. to się 5 razy następnym razem zastanowi nad pozwoleniem na taką imprezę.
JolkaZ
22:52, 2025-05-24
Zatrzymany pseudokibic. W mieszkaniu narkotyki i maczet
Te gadżety to chyba od donaldka owy pan pożyczał :)
Q
17:25, 2025-05-24
Zatrzymany pseudokibic. W mieszkaniu narkotyki i maczet
Stop dewiantom sorosa! zatrzymajmy to zło pro niemieckie, antypolskie.
Wyborca_Brauna
17:24, 2025-05-24
Gucin Gaj – ursynowska perła, którą warto odkryć
Bardzo ciekawy tekst dziękuję
Magda
14:59, 2025-05-24