Zamknij

Robert Rozmus. Miłość na Ursynowie i do Ursynowa!

Sławek KińczykSławek Kińczyk 10:47, 03.09.2024 Aktualizacja: 13:29, 03.09.2024
Skomentuj SK SK

Mieszka od 30 lat na Kabatach. Ursynów daje mu wytchnienie, ulubione miejsca, ale też napędza. Śpiewający aktor Robert Rozmus - niezapomniany Rozi z Kabaretu Olgi Lipińskiej - właśnie w naszej dzielnicy będzie miał wkrótce premierę swojego nowego widowiska! Rozmawiamy z nim o życiu, Kabatach i... miłości.

#Miłość to Twój nowy spektakl, który będzie miał 8 września premierę w Ursynowskim Centrum Kultury Alternatywy. Co to będzie za przedstawienie?

To będzie forma koncertu miłosnego! Tematem przewodnim będzie najpiękniejsze uczucie świata – miłość. Wszystkie piosenki, które dobrałem, są szlagierami miłosnymi. Chcemy się spotkać z publicznością i wspólnie posłuchać sobie pięknych piosenek. I je… pośpiewać! W gronie nie tylko ursynowian…

Będzie Młynarski, Osiecka, Kofta. Będzie trochę poezji Tetmajera, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, będzie Tuwim, będzie Gałczyński, więc trochę poezji, trochę pięknych dźwięków.

Wszystko w świetnym anturażu muzycznym, bo te piosenki mają piękne melodie znanych kompozytorów.

Skąd pomysł na takie „miłosne” spotkanie?

W takich czasach jak dzisiejsze nie do końca mówimy i myślimy o miłości. Kiedyś, będąc w Krośnie, rozmawialiśmy w ogrodzie z moją Anią i z moją mamą. Ja mówię, że dawno nie zrobiłem koncertu takiego jak kilka lat temu z piosenkami Zbyszka Wodeckiego. I tak szukam tego pomysłu, szukam… I Ania mówi: „Słuchaj, a może byś zrobił koncert o uczuciach?”

Mama Kazia zaraz podchwyciła i mówi: „Synku, to bardzo dobry pomysł! Na świecie jest coraz mniej miłości, coś jest na rzeczy”.

I puentą tej króciutkiej, krośnieńskiej rozmowy jest to nasze spotkanie 8 września w „Alternatywach”, gdzie będziemy w tej aurze miłosnej przebywać!

Jeśli o miłości mówimy… Można już powiedzieć, że kochasz Ursynów?

Zdecydowanie! Sam jestem ursynowiakiem już blisko 30 lat. Można powiedzieć, że w połowie „słoikiem” i ursynowiakiem, bo przyjechałem tu z Podkarpacia.

Za co ta miłość?

Miałem parę razy pomysły, żeby zmienić miejsce zamieszkania i nawet podejmowałem jakieś kroki, tylko za każdym razem, gdy to robiłem, okazywało się, że… to nie to! I zacząłem sobie myśleć, że lepsze jest wrogiem dobrego. Po co ty - cholera - chcesz cokolwiek zmieniać, jakie jest ci tu dobrze. Masz to, co kochasz!

Fajne miejsce, gdzie masz Las Kabacki, z którego pełnymi garściami korzystasz. Twoja rodzina, twoja Tosia, lat 9, i Ania, ukochana, gdzie sobie łazimy, gdzie sobie jeździmy na rowerkach, gdzie jeździmy do Powsina zagrać w tenisa, a Tosia ma plac zabaw. I tak dalej i tak dalej.

Tośka ma tutaj swoją szkołę. Jak chcemy szybko znaleźć się w mieście, bo tak mówimy, no to jedziemy do miasta. W „meterko”, 20 minut i jesteśmy!

Cała infrastruktura jest tak bogata... Powiem - najlepsza w Warszawie! To jest taki handicap tego miejsca, niepodważalny i fantastyczny! Co w zdecydowanej mierze decyduje o tym, że tu się fajnie żyje.

Nie jest to miejsce jakieś prestiżowe, że będziemy się tu lansować i chodzić w fajnych, najlepszych na świecie ciuchach i pokazywać, że jesteśmy tacy „wow!”, światowi. Tu każdy na luzaku chodzi w tym, w czym się czuje najlepiej. Rodzaj takiego casualowego bycia i jakiegoś współistnienia w tym miejscu, bardzo mi odpowiada!

A sprowadziłeś się na Ursynów 28 lat temu, na Kabaty.

Tak! Pamiętam, była jeszcze kapusta i takie tam różne fajne rośliny!

Twoja przyjaciółka, długoletnia mieszkanka Kabat, Hanna Śleszyńska, wspominała, że sprowadziła się na Kabaty, a tu wokół pola kapusty… Idzie się po jakichś płytach do metra...

Oj, pamiętam te płyty! To błoto, strasznie było go dużo. Mieszkałem najpierw na ulicy Za łąkami. To były początki Kabat. I mogę powiedzieć, że byłem jednym z pionierów tego miejsca. I od razu mi tu było fajnie! Raz, że Piotrek Gąsowski też tutaj, paru naszych przyjaciół mieszka w dalszym ciągu.

Ja jestem małomiasteczkowy. I myślę, że Ursynów też ma taką fajną małomiasteczkowość. Nie chcę nikogo urazić, ale myślę, że ursynowianie mają dużo luzu i autoironii, i się nie obrażą.

Co robicie na tym Ursynowie. Jakie pasje, jakie zajęcia?

Gramy w tenisa z Tośką – moją 9-letnią córką. Tośka już teraz jest bardziej panią profesorką od tenisa! Mam wrażenie, że ja gram trzy razy gorzej niż ona.

A jakieś ulubione miejsca na Ursynowie? Sklepy, knajpy, miejsca kultury, spotkań, kawiarnie?

Lubię Włocha, w którym teraz rozmawiamy (Bottega del gusto – dop. redakcji). Lubię parę knajpek z jedzeniem azjatyckim, np. Horapę czy Nugat. Ulubionym miejscem są oczywiście korty tenisowe Tie Break, bo tutaj mam najbliżej.

Las Kabacki, o którym wspomniałem wcześniej, jest bezcenny! Za każdym razem wznoszę ręce i głowę w stronę niebios i mówię: Panie, dobrze, że to tutaj jest i dobrze, że ja jestem tu, w tym miejscu, bo to jest coś bezcennego! (śmiech)

Co jeszcze? Świadomość tego, że jest metro. Gdy się nie spieszę, nie muszę pracować i powtarzać tekstu w samochodzie, to wsiadam sobie w metro i jadę do teatru na spektakl.

Wszystko tu mi się zgadza!

Ursynów i Kabaty bardzo się zmieniają, rozbudowują. Nie przeszkadza Ci to, że na przykład zniknęło Tesco, że znika Multikino, że stajemy się taką typową sypialnią mieszkaniową?

To jest też znak czasu. Jest nas coraz więcej. Ludzi przybywa… Oczywiście brakuje tych miejsc, bo to były miejscówki kultowe. Tesco było charakterystycznym miejscem Kabat, choć co do estetyki można było mieć wątpliwości…

24-godzinny sklep! Bardzo przydatny!

Miałem tam rzut beretem, więc korzystałem, ale życie idzie do przodu i coś tutaj będą nam fajnego w miejscu tego Tesco robić. Mam nadzieję, że czego by nie zrobili, będzie to ładne i nowoczesne. Coś, co nie zakłóci harmonii życia i tym starszym, którzy tu mieszkają od wielu lat, jak i tym młodym, którzy się dopiero sprowadzają.

Ja w ogóle jestem optymistą! Oczywiście, brakuje mi pewnych rzeczy, bo też jestem panem już w takim wieku, że robię się coraz bardziej sentymentalny. Ale potem się uśmiecham do tego! Mówię, zmienia się, no zmienia się. Życie się zmienia, ludzie się zmieniają i życie płynie do przodu.

Multikino. No cóż, czas takich kin i takich budynków widocznie się skończył. Wszystko się zmieniło.

Ale mamy nowe Ursynowskie Centrum Kultury, które chyba zrobiło na Tobie wrażenie?

Oczywiście, że tak! „Alternatywy” są wyjątkowe. Ta forma, mówię o architekturze tego miejsca, przykuwa uwagę. Elewacja jest ciekawa, kontrowersyjna, nowatorska i wyjątkowa!

A jak się wejdzie do środka, to powiem kolokwialnie, szczęka opada! Estetyka, sprzęt w sali widowiskowej, w której będziemy grać koncert #Miłość, to jest high-tech. Światowy poziom!

Serce rośnie, że tak się dzieje! Że mamy takie miejsce, gdzie można się spotykać, zorganizować koncert, spektakl teatralny. Cieszę się, że ludzie mają gdzie przychodzić i spotykać się z artystami, a my z ursynowianami.

Plotki mówią, że w ubiegłym roku skończyłeś sześćdziesiątkę. Choć nigdy bym ci tylu nie dał, szczerze mówiąc. Jaką masz receptę na zachowanie tak dobrej formy?

Ja lubię ludzi, lubię życie. Myślę, że to jest główna recepta. To jest coś, co mnie napędza! Lubię spotkania z ludźmi, ale – przyznam też - lubię czasem samotność. Ten kawałek siebie, kiedy mogę z nim zostać sam na sam.

To dlatego też Ursynów tak mi odpowiada, bo życie tutaj jest odrobinę wolniejsze od rytmu całej Warszawy. Do lasu mogę wyskoczyć na pół godzinki, nawet jak mam mało czasu, i uporządkować sobie coś w głowie, pomyśleć.

Ponadto… W dalszym ciągu mam wrażenie, że żyję jak trzydziestolatek! Za każdym razem sobie powtarzam: „Stary, nie szalej, spokojnie, bo to już pesel jest taki, jaki jest”, ale wciąż staram się żyć intensywnie. Są zajęcia sportowe... To zawsze współgrało w moim życiu i moją Tośkę też tego uczę, że ten sport to jest taki napęd na całe życie. Nawet nie musisz być Igą Świątek, dałby Bóg, ale to jak się nauczysz fajnie grać w tenisa, jak będziesz sprawną osobą, pokochasz sport, to zobaczysz, że to jest taki kolor życia. A ludzie, którzy tego nie zaznali, są - nie chcę powiedzieć ułomni – ale pozbawieni tego dodatkowego kolorytu życia, który jest bardzo ważny, pomaga w życiu, pomaga sobie radzić sobie z kłopotami.

Ja organoleptycznie wiem, że w wielu trudnych sytuacjach w życiu i psychicznie, i fizycznie, sport stawia mnie do pionu i dyscyplinuje. I zawsze wówczas znajdujesz właściwy azymut, bo musisz się pozbierać.

Czy aktorstwo nadal jest twoją pasją? Jak to w zasadzie się stało, że jesteś aktorem śpiewającym, estradowym, a nie dramatycznym? Zaczynałeś przecież od ról u Hanuszkiewicza.

Tak, pierwsze kroki stawiałem u wielkiego mistrza Adama Hanuszkiewicza. Nasze spotkanie to był dyplom z „Wesela” Wyspiańskiego, w którym zagrałem Gospodarza. To było dla mnie wielkie przeżycie!

W ogóle dla nas, studentów łódzkiej szkoły, to było coś niewyobrażalnego. W tamtych szarych czasach PRL, gdy Adam Hanuszkiewicz przyjechał, to był powiew Zachodu! On cały, ciężko przystojny facet. Nawet wtedy, kiedy już był mocno po sześćdziesiątce… Pamiętam, jak wszedł na korytarz szkoły filmowej - dziewczyny nawet w wieku 20 lat dosłownie mdlały. Oszołomione jego urodą i jego wdziękiem. Była zima, wszedł w takim futrze opadającym do ziemi, w towarzystwie czarnego owczarka niemieckiego. To był Michael Jackson!

powyżej: Robert Rozmus z Jadwigą Jankowską w sztuce "Jednooki jest królem", 6 kwietnia 1992 r. - Teatr „Scena Prezentacje” w Warszawa. Fot. Z. Rytka, Instytut Teatralny

Zaraz po tym spotkaniu zaangażowałem się do Teatru Powszechnego w Łodzi. Byłem tam tylko przez półtora roku. Na wieść o tym, że mistrz Adam dostał Teatr Nowy w Warszawie, i gdy zadzwonił do mnie i zapytał: „Co ty robisz w tej Łodzi jeszcze?”, ja się szybciutko spakowałem. I w Teatrze Nowym też graliśmy tego Wyspiańskiego. Byłem Gospodarzem przez kilka sezonów.

Potem był Peer Gynt Ibsena, gdzie zagrałem tytułową rolę. Pan Ponza z „Tak jest, jak się państwu zdaje” Pirandello. Zapolska. Książę z „Jednooki jest królem” Carlosa Fuentesa, z Jadzią Jankowską. Było tego sporo. A wcześniej jeszcze był Puk w „Śnie nocy letniej” czy Tuzenbach w „Trzech Siostrach” też w inscenizacji Hanuszkiewicza.

Więc to były poważne role, jak na studenta i młodego artystę, który dopiero startuje w teatrze.

I przyszedł 1992 rok. I Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu...

Z Piotrem Gąsowskim w duecie otrzymałem na XIII Przeglądzie pierwszą nagrodę oraz trzecią nagrodę indywidualnie. No i zaczęła się estrada!

Zaczęły się telefony, więc zaczęło się to gryźć między tym moim byciem artystą dramatycznym i estradowym jednocześnie. Potem telefon od pani Olgi Lipińskiej i jej wspaniały kabaret, gdzie spędziłem długie lata – fajne, szalone i fantastyczne!

I coraz częściej ta estrada zaczęła dominować i trzeba było zrezygnować z etatu w Teatrze Nowym w Warszawie. Nie ukrywam, że ekonomia też w tym wszystkim odgrywała rolę. Zacząłem zarabiać wreszcie jakieś pieniądze, a nie tylko myśleć o Hamlecie.

Zawsze lubiłeś śpiewać? Byłeś umuzykalniony? Ciągnęło cię do tego?

Wydaje mi się, że miałem talent. W szkole podstawowej zawsze brałem udział w akademiach, choć… trochę wstydziłem się audytorium, przemawiania czy występów przed ludźmi. Do tej pory tak mam! Ludzie mają mnie za takiego, co tak sobie wyjdzie i popłynie…

Dzięki aktorstwu pokonałeś nieśmiałość?

Chyba tak. W życiu, takim normalnym, jak sobie teraz rozmawiamy, nie lubię być w centrum uwagi. Ja nie muszę za każdym razem, jak wchodzę do sklepu mówić, że oto „Rozmus wszedł” i bardzo proszę wszystkie światła i wszystkie oczy zwrócone na mnie. Ja nigdy taki nie byłem. Zawsze uważałem staromodnie, że artysta jest artystą na scenie. I tam powinien błyszczeć. Tam powinien przykuwać uwagę. Tam powinien być zjawiskiem. Kimś, kto po prostu robi coś wyjątkowego.

Nie chciałbym tego zmieniać.

Czyli nie lubisz, jak piszą o Tobie na „Pudelku” czy plotkują w mediach społecznościowych?

Nie kontestuję mediów społecznościowych, ale nie lubię pokazywania siebie… Mogę zamieścić jedno zdjęcie z premiery, ale pokazywanie tego, co robię, gdzie mieszkam, jak wygląda mój dom, ile mam pieniędzy, czym jeżdżę…

Nie wszystko jest na sprzedaż...

W ogóle mnie to nie interesuje! Źle bym się z tym czuł. Natomiast nie rozumiem, że aż tak ludzie to kochają. I kochają żyć życiem kogoś innego. Ja tego nie rozumiem! Pewnie taką mam już wrażliwość. Dla mnie jest ona fajna.

Lubię żyć w świecie realnym. Lubię normalne spotkania z ludźmi. Kiedy chcę zadzwonić do kolegi, dzwonię, a nie zamieszczam posta.

Spektakl #Miłość, który za chwilę będzie miał premierę w UCK, reklamujesz cytatem z Wiktora Hugo: „Nigdy nie przestawaj kochać, a życie nigdy nie przestanie być piękne!”. Zgadzasz się z tym?

Zdecydowanie tak! Bo świat bez tej miłości - nie tylko damsko-męskiej – jakiejkolwiek, nie istnieje. Podczas koncertu będziemy śpiewać i rozmawiać o tej miłości właśnie w takim szerokim ujęciu, że trzeba kochać życie, trzeba kochać drugiego człowieka, trzeba namiętnie to wszystko robić, bo tak tylko warto to robić.

Chciałbym, żebyśmy przez te 90 minut zatrzymali się trochę w czasie i posłuchali pięknych dźwięków, melodii, tekstów, które momentami będą „oldschoolowe”. Bo ja też zaczynam być powoli „oldschoolowy”, choć mówię, młodym człowiekiem w starszym wieku. Fajnie by było, gdyby parę młodych osób przyszło i posłuchało tych „oldschooli”, które dla mnie są mainstreamowe.

Postaramy się to podać trochę na poważnie i trochę z przymrużeniem oka, żeby każdy był usatysfakcjonowany!

Dziękuję za rozmowę. I życzę udanej premiery!

Są jeszcze bilety na premierę przedstawienia #Miłość w UCK Alternatywy na 8 września, choć znikają bardzo szybko. Można je kupić na stronie Biletyna.pl i w recepcji UCK.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(5)

Warszawiak82Warszawiak82

3 0

Mega pozytywny gość. 12:22, 03.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Żul z bramy Żul z bramy

5 0

Też mieszkam na Kabatach, widziałem go kilka razy, uśmiechnął się nawet do mnie i coś zagadał, luźny nienadęty gość, w odróżnieniu od jego kolegi buca Piotra G. 15:53, 03.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

PrawdaPrawda

0 0

Dobrze, że nigdy nie spotkał się z ursynowskim OPS. Jak każdy zwykły facet do dziś mógłby siedzieć w "Niebieskiej karcie" 21:08, 03.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

GrzesiekGrzesiek

0 3

Kto to? 07:59, 04.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Ale...Ale...

2 4

Kabaty to nie Ursynów. Ten się kończy na Belgradzkiej. 21:13, 04.09.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%