Jesteś influencerką, biegaczką, epizodystką, występujesz w teledyskach, jesteś modelką… Mógłbym wiele wymieniać! To jest właśnie to, o czym marzyłaś przez całe życie?
Jak tak mówisz… (śmiech) Ja jestem rocznik, który jak miał 10-13 lat patrzył się na aktorów, biegał do kiosku po gazety i wycinało się zdjęcia i wklejało…
I kogo miałaś na tych zdjęciach i plakatach?
Na przykład Brigitte Bardot. Ale kocham się do dzisiaj w Alanie Delonie. Całe życie mi imponował. Ech, gdyby tak powiedział: „Baśka, chodź pocałuję Cię!”… (śmiech)
Był Belmondo, była Claudia Cardinale i Sophie Loren. A druga rzecz to był sport i gwiazdy z krajowego podwórka: Irena Szewińska, Jerzy Kulej, Feliks Stamm. Gdyby ktoś zaczął mnie przepytywać, co to jest prawy sierpowy, lewy hak, unik, to ja wyśpiewam zaraz!
Byłam rozkochana w boksie! Ci ludzie przeżyli wojnę, nie mieli warunków, nie mieli możliwości, a odnosili takie sukcesy.
A Ty - świeżo upieczona 70-latka - występujesz na scenie, choć nigdy nie byłaś aktorką.
W życiu nie przyszło mi do głowy, że na scenie Teatru Capitol będę mówić własny stand-up, obok mnie będzie Kasia Pakosińska, będzie publiczność, a ja będę gadać… Widocznie marzenia się spełniają!
Występy, bieganie i niepoprawny optymizm. Jak to się zaczęło i skąd się wzięło?
Byłam już na emeryturze, wnuki odchowane, zaczęłam szukać miejsca dla siebie. Była już Nasza Klasa, ruszał Facebook. Zaczął się projekt Atlas Warszawa przy udziale realizatorów z Portugalii, Francji, ja tam wybiegałam z innymi ludźmi i wypowiadałam swoją kwestię na scenie Teatru Powszechnego.
Zaraz potem zaczęłam się odchudzać z Konradem Gacą w "Pytaniu na śniadanie” w TVP. Schudłam 20 kilogramów, piękniałam, nabrałam wiatru w żagle…
I to Cię… kopnęło…
Zaczęłam biegać. Kiedy już byłam „gwiazdą golden age Gacy”, wzięłam udział w filmiku motywacyjnym. Następnego dnia wystartowałam w półmaratonie. Wpadam na metę z własnym wystudiowanym gestem. I za metą zaczynam się dziwnie czuć. Nie tracę przytomności, idę do namiotu ratowników, a tam mówią, że powinnam jechać do szpitala. W karetce zagaduję facetów tak, że zamiast do izby przyjęć, zanoszą mnie na górę. Tam po badaniach lekarze mówią, że… mam zawał serca.
Myślę, mam to mam - trzeba go przeżyć. Serce mam mocne. Mówią, że trzeba zrobić bypassy. A ja ledwo przebudzona pytam lekarza: A czy z nimi będę mogła biegać? Potwierdził. Zgodziłam się i są.
Po szpitalu „umęczona” tym zamknięciem pojechałam odebrać pakiet startowy do Poznania na „Wings for Life” (wielką imprezę biegową - dop. redakcji). Tam nieszczęśliwie staję i… łamię sobie nogę. Ale to mnie nie załamuje… Przez niedopatrzenie lekarzy chodziłam przez trzy miesiące na złamanej nodze. Po 8 tygodniach gipsu i po wyjęciu śrub znów zaczęłam biegać. I biegam do dziś.
Po co to wszystko? Modeling, występy, bieganie?
Robię to, by pokazać ludziom, że w naszym wieku można inaczej. Dziś dostaję wiadomości od ludzi - „Jak ja bym chciała, żeby moja mama taka była!”, „Chciałabym być taka aktywna, gdy będę miała tyle lat, co pani”.
Ja w ogóle uwielbiam młodych ludzi, niestety w towarzystwie silverów czuję się czasami obco. Narzekają na młodzież, a zapomnieli jacy byli sami. Zapominają, że ci młodzi ludzie dziś są dużo mądrzejsi od nich, mają dużo cięższe życie, mają na głowie cały pośpiech tego świata.
Zawsze staję po stronie młodych ludzi. Poza tym co ja mogę narzekać, że moje wnuki siedzą cały czas w komórce, jak i ja robię to samo!
powyżej: Basia przed startem "Biegu Ursynowa" - 18 września 2022 - SK
Mówisz wprost, że masz parcie na szkło i się tego nie wstydzisz.
Czego mam się wstydzić? Jak wychodzi zawodnik i mówi, że chce pobić rekord świata, to nie przeprasza. I ja mam ochotę się pokazać. Niezależnie od tego, że mam parcie na szkło, to mam też umiejętności i predyspozycje. Inaczej nie zatrudnialiby mnie do filmów, do sesji itd. Pewnie, że wolałabym to wszystko robić, gdy miałam 20 lat, ale… robię to teraz i mam z tego satysfakcję!
Otworzyli nowy wieżowiec w Warszawie? Mam zaliczone wejście na 53. piętro po schodach! Morsowanie? Też spróbowałam. Parcie na szkło jest znakomite, możesz siebie wyrazić, pokazać ludziom, co potrafisz.
Potrafię podejść do kamery, pogadać, wypowiedzieć się, a potem to mnie pokazują. Robię sobie żarty. Na Paradzie Seniorów po serii nudnych wypowiedzi, ja po prostu zrobiłam szpagat. Do dziś to wszyscy pamiętają i pytają: Baśka, będzie dzisiaj szpagat?
Masz konto na Tik Toku, Facebooku, Instagramie…
Jak wracają wspomnienia na Facebooku, to zaczynam się zastanawiać czy ja naprawdę to zrobiłam! (śmiech). Na dobrą sprawę jestem prekursorką. To ja pokazywałam pierwsza, że schudłam, to ja w krótkich spodenkach i kapelusiku robiłam zdjęcie i wstawiałam obok Tinę Turner. Ona może ładniej śpiewa, ale nogi ja mam ładniejsze!
Mówili: „Baśka, Ty nam niedługo będziesz wychodzić z lodówki”. Nie dawałam się. Teraz robią to wszyscy, także Ci, którzy wtedy tak narzekali.
Swoją siedemdziesiątkę obchodziłaś w teatrze.
Zostałam standuperką „niechcący". Był konkurs w teatrze na stand-up i tak wyszło „Parcie na szkło”.
Tak to się zaczynało: „No i co tak się ku**a gapicie? Myśleliście, że wyjdzie tu taka „szesnastka” przed pierwszym razem. A tu wyszła „siedemdziesiątka” i to po niejednym razie!
Wulgaryzm…
Na mnie słowo ku**a nie robi żadnego wrażenia. To słowo to dzisiejszy przecinek. Nie oznacza już czegoś złego. Po prostu jest.
Rok 1981. Sprowadzasz się na Ursynów.
To niezła przygoda! Mieszkałam w Wałczu. Były to czasy, gdy ciężko było dostać mieszkanie. Zobaczyliśmy z mężem ogłoszenie, że firma odbudowująca Zamek Królewski poszukuje kierowców. Mąż pojechał do Warszawy i zaczął tu pracować. Po jakimś czasie dołączyłam z dwójką dzieci. Wynajmowaliśmy mieszkanie na Siekierkach.
W rodzinnym mieście pytali - a gdzie ty mieszkasz? W Warszawie. Na Mokotowie, dwa przystanki do Czerniakowskiej, z sześć do centrum. Już nie mówiłam, że chodzę do toalety na zewnątrz, że wychodzę z wiadrem po wodę, że muszą napalić w piecu. No! Przecież mieszkam w Warszawie!
Gdy mąż zaczął pracować w MZK, zaczął oddawać krew, wciągnął mnie w to krwiodawstwo, także dla tej czekolady, którą dawali w zamian, ale głównie dla satysfakcji, że można pomóc innym. I tam nam ktoś doradził: „Basia napiszcie do pierwszego sekretarza, może dostaniecie mieszkanie”. No i napisałam! A pisać umiem, więc za jakiś czas dostaliśmy przydział!
Nie wybierało się. Dawali Ursynów, to leciało się… Zamykasz oczy i tyłem idziesz! Takie były czasy. Dostaliśmy mieszkanie na ul. Zamiany. 15 lipca - pamiętam, bo to rocznica Bitwy pod Grunwaldem - przeprowadziliśmy się. Zmieniłam pracę ze szkoły na Siekierkach na Ursynów, gdzie powstawała pierwsza szkoła. Dyrektor Wojciech Dąbrowski szukał sekretarki. To były piękne dni! Sama osobowość Dąbrowskiego, młodzi nauczyciele, jedna z pierwszych takich szkół na Ursynowie. Bardzo miło to wspominam!
powyżej: Budująca się szkoła przy ul. Dembowskiego, z archiwum prywatnego Wojciecha Dąbrowskiego
Mieliście poczucie, że coś nowego tworzycie i to w niełatwych warunkach.
Na pewno! Przychodziły różne nowoczesne pomoce naukowe, czasami ich było nawet za dużo. Powstała sala gimnastyczna. Ale mioteł do odgarniania śniegu nie dostawaliśmy, trzeba było je samemu załatwiać.
Dziś pamięta się jednak miłe rzeczy. Na przykład cudną zabawę przebierańców, gdy Izabela Gac – nauczycielka języka polskiego - przebrała się w kobietę pracującą, Jerzego Wiśniewskiego, nauczyciela matematyki w cylindrze. Mam jeszcze zdjęcia. Ważni byli ludzie, człowiek był młody, wszystko było inaczej.
Pamiętam, jak powstawał Dom Sztuki na Wiolinowej. Jak dyrektor Andrzej Bukowiecki przychodził do nas w kaloszach i zapraszał młodzież do siebie, gdy rozkręcał to wszystko. Pamiętam, jak trzeba było dojechać do miasta…
A jechało się długo…
Czasami wysiadało się zaraz, bo okazywało się, że krążący i objeżdżający autobus nie jechał tam, gdzie się chciało.
powyżej: wspomniany J. Wiśniewski i I. Gac na balu przebierańców w szkole przy Dembowskiego. W środku Basia Tukendorf - źródło: arch. prywatne BT
Pamiętasz budowę metra?
Wsiadłam w autobus i z góry patrzyłam na budujące się metro. I myślałam: O nie! Nigdy tam nie wsiądę! To pewnie zaraz się zawali, wiadomo, jak się u nas buduje.
Jak wyglądało codzienne życie ursynowian w latach 80.?
Wszędzie kolejeczki - wiadomo. Do sklepów jeździło się trochę dalej, np. do Megasamu. Pracowałam w SP 305 często jeździłam na Narbutta, szłam wtedy do Supersamu, skąd zakupy targało się na Ursynów.
Rano szło się do pracy, rozprowadzało się dzieci do przedszkola czy szkoły (mój syn najpierw chodził na Cybisa, a córka od początku na Dembowskiego). Na szczęście dla mnie w szkole była znakomita stołówka! Odżywianie dzieci miałam z głowy.
Było gdzie wychodzić na spacery. Nie było dzisiejszych zabudowań SGGW, tylko duże pole. Można było tamtędy dojść nawet do Kabat. Zaczynały się tam pola kapusty, ziemniaków. Było dużo zieleni, można było spacerować, jeździć rowerem.
Ta praca w szkole cieszyła cię? Dawni uczniowie do dziś Cię wspominają.
Dzieci znały panią Basię, bo mówiłam do nich inaczej niż wszyscy - nie krzyczałam, nie karciłam. Mówiłam: Krasnoludku zachowuj się!
Ale po pewnym czasie zaczęło mi się nudzić. Kombinowałam jak tu zmienić pracę. Koleżanka załatwiła mi posadę w telewizji. Rozpoczęłam robotę w ministerstwie! Musiałam mieć nawet papier, że zdałam egzamin na urzędnika. Mówiłam „Halo, dzień dobry tu Komitet do spraw Radia i Telewizji, Departament Inwestycji i Rozwoju, Sekretariat”. Z czasem stałam się poważnym urzędnikiem, który rozliczał wszystkich korespondentów zagranicznych w Biurze Współpracy z Zagranicą.
Pewnego dnia słyszę, że jest miejsce w redakcji sportowej. Moim szefem został sam red. Edward Mikołajczyk. Pracuję z Szaranowiczem, ze Szpakowskim, z Szewczykiem. Gdybym była taka jak teraz, to skorzystałabym bardziej. Ale zaczynam brać udział w nagrywaniu programów wieczornych, jest nazwisko na ekranie! No i praca w Kabareciku Olgi Lipińskiej razem z Wojtkiem Pyrkoszem, Hanną Śleszyńską, Grzegorz Wonsem i Włodzimierzem Korczem.
Mundial oglądałaś… i występy naszych?
Dno i kawał mułu!
Nie cieszysz się, że awansowaliśmy?
Gdyby dali mi rok takiego życia, jakie mają ci piłkarze, to mogę zagwarantować, że zostanę mistrzem świata w masters na 3 kilometry! Oni mają wszystko i ciągle im mało.
Gdyby PZPN powiedział: Pani Basiu, zostaje pani trenerem reprezentacji, oczywiście podejmuję się tego zadania z klauzulą, że przez 4 lata nikt mnie nie zwalnia, a ja zaczynam nie z gwiazdami, ale z młodzieżą. I nie będę im sypać! Nie grasz - wylatujesz. Gra z orłem na piersi ma być wyróżnieniem.
Mój pierwszy chłopak był piłkarzem. Wiem nie tylko, co to jest spalony. Doceniam Japonię, Chorwację, Maroko. Oni mi tak imponują, jak imponował mi trójskoczek Józef Szmidt, który po złamaniu nogi wyjechał na igrzyska i zdobył złoty medal.
Czepiałaś się na Facebooku Radwańskiej…
Gdy zlekceważyła igrzyska olimpijskie! Wyszło, że kalkuluje. Iga Świątek to inny człowiek, przegrywa, wygrywa, ale to jest sport.
Lubię ludzi, którzy mają jaja. Dlatego Lewandowski nie jest moim idolem. Podziwiam go za konsekwencję i umiejętności piłkarskie. Ktoś mnie zapytał, czy wystąpiłabym z nim w reklamie. Wolałabym z Błaszczykowskim. To człowiek z krwi i kości.
Chorowałaś na depresję. Nie wstydzisz się o tym mówić publicznie.
Koleżanki mówiły: Baśka, po co ty to mówisz… Nie! To taka sama choroba jak inne i bardzo ciężka. Gdyby ktoś mi powiedział: Basia, wybierasz operację bypassów albo depresję. To wybieram bypassy! To jest bardziej przewidywalne.
Leżałam już w łóżku, nie odbierałam telefonów, było mi wszystko jedno…
Z depresji wyciągnął cię… mistrz kolarstwa.
Lance Armstrong. Brałam tabletki, przysypiałam. Włączam telewizję, słucham komentarza Wyrzykowskiego i Jarońskiego z Tour de France, mówią o tym, co zrobił Lance, jeszcze zanim wybuchła afera z dopingiem. Jeden dzień, drugi, piąty. Szóstego dnia wzięła mnie ciekawość - wygra czy nie wygra?
Za jakiś czas mówię synowi: Słuchaj, wyszła książka Armstronga, kup mi. To był ten moment… Trzy osoby są za to odpowiedzialne: Lance Armstrong, Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński. Poszłam na terapię.
I do dziś, choć jest różnie, to staram się przekazywać ludziom: „Nasze wnuki są nasze, ale najważniejsza jestem ja!”. Bo od mojego spełniania się, mojego samopoczucie będzie zależne ich życie.
Występujesz w teledyskach. W jednym z nich pokazujesz… gołe piersi.
I nie tylko są tam moje. Nie wstydzę się tego, ale rzadko o tym wspominam. Ale grałam też w teledysku Rammsteina „Zick Zack”, który w tajemnicy był nagrywany w Warszawie. Jestem też u Maty! W „Schodkach”.
Jak do tego doszło?
Grałam kiedyś w etiudach studentów Warszawskiej Szkoły Filmowej. Młodzież mnie poznała i zapamiętała. Poznałam Matę - super chłopak. Zaskarbił sobie moją wdzięczność tym, że gdy powiedziałam, że musimy się spiąć i szybko wszystko nagrać, bo mam bieganie, przystał na to. A potem napisał o mnie w swoim poście.
Kiedyś rozpłakałam się w metrze, bo prof. Matczak (ojciec Maty, prawnik, opozycjonista - dop. redakcji) wymienił mnie w swojej książce „Wychować rapera” i napisał bardzo miłe słowa. Że mój piękny uśmiech rozjaśnia teledysk Maty. Jechałam wtedy metrem z Kabat, łzy mi stanęły w oczach.
powyżej: kadr z teledysku "Schodki" rapera Maty, prod. SBM Label 2019
Mata ma teraz problemy, prokuratura go oskarża o posiadanie marihuany. Co myślisz o miękkich narkotykach, powinny być dopuszczone?
Myślę, że tak. Oczywiście pod kontrolą. Mogę otwarcie powiedzieć: Dwa lata temu pierwszy raz zapaliłam jointa.
Kiedyś grałam w teledysku rapera Nizioła, opowiadającym o chłopaku, którego matka umierała na raka, jedynym ratunkiem była marihuana. Ja grałam tę matkę… Tak zagrałam i tak się ubrałam, że syn powiedział, żebym nigdy nie pokazywała tego zdjęcia.
Więc, co to ma za znaczenie, że Mata miał marihuanę? Chcą go zamknąć nie za to, ale za to, że jego ojciec jest po przeciwnej stronie politycznej barykady.
I powiem wprost: Mniej mam żalu do PiS za to, co robi, a więcej do narodu, do nas, że nie potrafimy się zmobilizować i wyjść na ulice. Wystarczyłaby powtórka Strajku Kobiet… Już ten PiS mięknie, kombinuje jak może, ale jeszcze nam dużo krwi napsuje.
Byłaś na Strajku Kobiet?
Pewnie, że tak! Krzyczałam „Je**ć PiS!”. W TVP ostatnio usłyszałam, że mamy węgla pod dostatkiem, wszystko się rozwija sielanka normalnie. Jakbym w innym kraju była!
Co byś powiedziała młodym ludziom, którzy tyrają w korporacjach, muszą te rosnące kredyty spłacać, i mówią: Jak ja bym chciał już być na emeryturze i mieć święty spokój!
Niech się zastanowią, ile życia marnują w tych korporacjach. Wiem, czasem nie mają wyjścia, dobrze mieć odbicie, swoją pasję.
Trzeba też ograniczać swoje potrzeby, nie tylko mieć, ale też żyć. Ja, zamiast nowego telewizora wolałabym kupić sobie narty, które sprawiłyby mi radość. Trzeba się trochę „odgadżecić”. Czy to, że mamy dużo większe mieszkanie czy mniejsze jest tak bardzo ważne? To samo z przesadnym utrzymywaniem porządku, z przesadną modą na różne jedzenie…
Twoim marzeniem było przebiegnięcie maratonu na 70. urodziny. Częściowo zrealizowane. A jakie masz teraz marzenia?
Żeby być zdrowym, bo to ważne. By szybko zakończyła się wojna Ukrainie, bo z tym wiąże się stres i samopoczucie. Może jeszcze przebiegnę ten maraton? Marzy mi się też, żeby zagrać babę - taką w trzy dupy pijaną kobitę, starą babę z meliny! No mogę!
(W tym momencie Basia zaczyna recytować swój tekst, jak na scenie - dop. redakcji).
Idę sobie do knajpy, jedna flaszeczka, druga, dobre towarzystwo i działamy! Ale wszędzie teraz „Pegasusy”, paparazzi, „Pudelki”, i już widzę te tytuły w gazecie i Internecie: „Matka dzieciom!”, „Babka wnukom!”. Więc dalej szukam tego reżysera!
A ja myślałem, że marzysz o Oscarze.
Jak już dostanę tego Oscara wymienię wszystkich z imienia i nazwiska, powiem o koligacjach, o stanie posiadania, czego tylko chcecie. Tylko, cholera, żeby nie było tak późno, że już wszystko zapomnę! To też cytat z moich standupów. Bardzo łatwo przychodzi mi to pisanie!
Dziękuję za rozmowę.
*wywiad archiwalny
Paulo15:12, 25.08.2024
5 1
Wywalcie to gówno!!! To artykuł sprzed kilku lat! Prowokacja!!! 15:12, 25.08.2024
Paula07:13, 26.08.2024
1 3
Przecież oznaczono że wywiad archiwalny. Ja chętnie przeczytałam akurat bo wcześniej nie znałam tej pozytywnej kobiety. 07:13, 26.08.2024