Zamknij

Dwór na Wyczółkach zrównany z ziemią! Ratowanie zabytku przez zniszczenie?

Sławek KińczykSławek Kińczyk 13:57, 15.10.2024 Aktualizacja: 22:40, 15.10.2024
Skomentuj SK SK

Zabytkowy dworek modrzewiowy na ursynowskich Wyczółkach, o którego remont zabiegali od lat społecznicy, przeszedł do historii! W ostatnich dniach został zrównany z ziemią. Z zabytku zostały tylko fundamenty. W taki sposób właściciel przeprowadził "rewaloryzację" obiektu?

Modrzewiowy dwór stoi - a raczej stał - niedaleko sortowni Poczty Polskiej, obok ul. Łączyny. Okalają go zbiorniki wodne i teren parkowy. Niegdyś urokliwy budynek powstał prawdopodobnie w 1805 roku i był własnością rodziny Skarbków - tej samej, która dała schronienie rodzinie Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli. Przez całe lata modrzewiowy dworek był potwornie zaniedbany. Społecznikom i radnym marzyło się stworzenie w nim "ursynowskiej Żelazowej Woli".

Jeśli nie przejdzie odpowiedniej renowacji, może się wkrótce zawalić!

- alarmowali jeszcze dwa lata temu mieszkańcy.

Tak dworek wyglądał w 2022 roku na ostatnich zdjęciach wykonanych przez wojewódzką służbę ochrony zabytków:

Po dworku na Wyczółkach nie ma śladu. "Koparką do zabytku?"

Dziś już po oryginalnej, bezcennej XIX-wiecznej konstrukcji nie ma śladu. Pozostały tylko charakterystyczne fundamenty. W sobotę od jednego z czytelników dostaliśmy alarmujący sygnał.

Dworek za sortownią Poczty Polskiej zrównany z ziemią. Koparka stoi, więc właściciel rozpoczął "remont".

Pan Krzysztof dziś doprecyzowuje: - Byłem tam rano o 9 w ramach joggingu. Biegałem i... krajobraz mi się nie zgadzał. Po dobiegnięciu do końca uliczki, faktycznie ta ciężka kopara stała. We wrześniu, kiedy ostatni raz tu byłem, dworek, chyba jeszcze stał. Zresztą czystość tego miejsca po wyburzeniu jest taka, że to musiało się stać w ostatnim czasie. To jeszcze nie zdążyło przykryć się ani wilgocią, ani igliwiem, czyli to jest świeże wyburzenie - ocenia ursynowianin.

Na miejscu nasz reporter zobaczył koparkę z resztkami dachu dworku leżącymi w jej pobliżu. Konstrukcja modrzewiowego dworku, która majaczyła wśród drzew zza stawu Berensewicza, który znajduje się między drogą dojazdową do posesji a parkiem, legła w gruzach. Widoczne są tylko fundamenty dworku. Modrzewiowy budynek już nie istnieje.

Dzwonimy do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Warszawie, który ma w swojej ewidencji dwór na Wyczółkach.

Marta Lazurek z Wydziału Strategii i Kontroli potwierdza, że właściciel dworku miał pozwolenie na rewaloryzację. Jest zdziwiona i zaskoczona informacjami o użyciu do tego celu koparki.

- Nawet jeśli budynek jest w złym stanie technicznym, to używanie koparki nie jest działaniem konserwatorskim. Nie dopuszczamy do takich działań - słyszymy.

W przypadku rozbiórki zabytkowego obiektu, którą przeprowadza się w celu późniejszego odtworzenia, prowadzi się ją ręcznie, a wszystkie elementy inwentaryzuje. Działania właściciela z Wyczółek wydają się więc albo nieprofesjonalne, albo celowe.

To jest praca ręczna, nawet jeśli chodzi o budynek ceglany, więc w przypadku budynku drewnianego ta rozbiórka też powinna być z poszanowaniem tkanki zabytkowej. Ten budynek powinien zostać przez właściciela zinwentaryzowany, powinna być zachowana numeracja elementów konstrukcyjnych, ścian chociażby, żeby móc później odtworzyć montaż.

- mówi urzędniczka.

Prosi o wysłanie zdjęć zniszczonego dworku. Zapowiada przeprowadzenie wizji urzędniczej. Na podstawie naszego opisu dodaje jeszcze: - Nie brzmi to dobrze.

Istnieje małe prawdopodobieństwo, że podczas prac zabytek zawalił się, choć ślady pozostałe po nim na to nie wskazują.

Rewaloryzacja poprzez... rozbiórkę

Wyraźnie wstrząśnięty informacjami o rozebraniu dworku jest Michał Krasucki, Stołeczny Konserwator Zabytków, historyk i varsavianista.

- To byłaby bardzo duża strata dla Wyczółek i całego Ursynowa - komentuje.

Konserwator może zrobić kontrolę, wydać nakaz odtworzenia. Oczywiście nakaz się musi utrzymać przed organami kolejnych instancji, przed sądem. I po paru latach inwestor po prostu buduje nowy budynek, wyglądający jak dwór. Nawet jeżeli będzie z drewna, według tej samej technologii, to mówimy już o nowym obiekcie. Chyba że rzeczywiście to zostało zdemontowane do konserwacji i będą robione roboty konserwatorskie. Tego nie wiem. To musi wiedzieć wojewódzki konserwator

- mówi Krasucki w rozmowie z Haloursynow.pl.

powyżej: stan wewnątrz dworku - 2021 rok - materiały MWKZ

Oburzony sposobem "ratowania zabytku" poprzez zniszczenie jego oryginalnej tkanki jest radny Paweł Lenarczyk z "Otwartego Ursynowa". To on od wielu lat zabiega u urzędników o rewaloryzację dworku. Jeszcze w poniedziałek cieszył się z rozpoczęcia procedury objęcia terenu na Wyczółkach planem miejscowym - po dekadzie zwłoki. Dziś, gdy słyszy o kontrowersyjnych pracach właściciela, mówi wprost: - To skandal!

Ja się obawiałem innego wariantu. W Warszawie i pod Warszawą płoną Świdermajery... To jest po prostu barbarzyństwo! Ręce opadają!

To, że ten właściciel przez lata nic nie robił to jedno. Ale to, że podejmuje takie działania, pokazuje, że czuje się bezkarny. Zakładam, że dowiedział się o rozpoczęciu prac nad miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego i postanowił zrobić po swojemu

- ocenia Lenarczyk. 

Przypomina, że właściciel założenia parkowego przy ul. Łączyny starał się kiedyś o dobudowanie oficyn bocznych do dworku, by rozpocząć w nim biznes. Zgody nie dostał. Zawsze odwoływał się od nakazów, decyzji administracyjnych i wyroków w sprawie obowiązku ratowania zabytku. Dość powiedzieć, że urzędy pierwsze kontrole przeprowadzały na Wyczółkach w 2009 roku, a trzy lata później wydano pierwszy nakaz konserwatorski.

"Plac Piłsudskiego był ważniejszy"

Radny Lenarczyk wspomina też o politycznej wojnie w sferze zabytków w Warszawie. W 2017 roku wojewoda z PiS Zdzisław Sipiera odebrał Stołecznemu Konserwatorowi Zabytków m.st. Warszawy kompetencje w zakresie warszawskich zabytków, by przejąć kontrolę nad Krakowskim Przedmieściem i placem Piłsudskiego. Stołeczny konserwator sprzeciwiał się wówczas budowie pomników Lecha Kaczyńskiego i ofiar katastrofy smoleńskiej. Przejęcie ochrony zabytków przez wojewodę "przy okazji" przerwało ciągnące się od lat procedury zmierzające do uratowania dworku na Wyczółkach. Wszystkie starania trzeba było rozpocząć od nowa.

- Plac Piłsudskiego był (dla PiS - dop. redakcji) ważniejszy niż takie zabytki, jak chociażby dwór na Wyczółkach - mówi radny "Otwartego Ursynowa".

Choć urzędnicy z miejskiego ratusza również działali w sprawie zabytku dosyć opieszale, to udało im się - przed decyzją wojewody, po latach wezwań, nakładania grzywien (pierwsze były w 2012 roku, kolejna decyzja administracyjna w 2014 podtrzymana przez ministerstwo kultury oraz sąd, w 2015 roku postępowanie egzekucyjne) - doprowadzić sprawę do etapu, który poprzedzał zastępcze wykonanie remontu dworku.

Mieliśmy zarezerwowane na 2018 rok w budżecie środki na przeprowadzenie tzw. procedury inwestora zastępczego. Czyli że w 2018 roku miasto wchodzi na budowę, wykonuje remont i potem obciąża kosztami właściciela. I wówczas wojewoda zabrał nam kompetencje i wojewódzki konserwator stwierdził, że robi wszystko jeszcze raz. A dojście z tą procedurą tak daleko to jest parę lat. 

- przypomina Michał Krasucki, który jest pewien, że dwór stałby dziś odnowiony, gdyby nie ruch pisowskiego wojewody.

Co dalej w sprawie dworku na Wyczółkach?

Urząd dzielnicy, który wydał pozwolenie na rewaloryzację w marcu 2024 roku, nie był w stanie dziś odpowiedzieć na nasze pytania o to, czy rozbiórka dworku została wskazana jako metoda renowacji i czy właściciel postępuje zgodnie z zezwoleniami. Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków zapowiada skontrolowanie procesu renowacji.

Nie udało nam się - mimo usilnych starań - skontaktować z właścicielem dworku. To osoba prywatna, która nie mieszka na terenie z zabytkiem. W 2020 roku otrzymała ona dotację od wojewódzkiego urzędu ochrony zabytków w wysokości 120 tys. złotych na zabezpieczenie obiektu i projekt remontu. Wykonał część prac i szybko porzucił plac budowy. W tym samym roku urzędnicy nałożyli na niego grzywnę - 10 tys. złotych.

Udaje nam się za to dotrzeć do projektantki i byłej pełnomocniczki właściciela. Przekonuje ona, że zaprojektowanie renowacji było koszmarnie skomplikowanym i długotrwałym zadaniem, choćby ze względu na zmieniające się wymagania urzędników. Uzyskanie zgody na projekt trwało trzy lata.

Projekt przewidywał rozebranie dworku punkt po punkcie. Jak to zostało zrobione, nie wiem, bo nikt ze mną już tego nie uzgadniał. Ale dokonano selekcji materiałów i są one zabezpieczone. Wszystkiego ręcznie tam na pewno nie da się zrobić. Zresztą, niewiele mogło się uchować, bo to w większości było drewno dotknięte straszliwym grzybem!

Część zabytku została uratowana, ale praktycznie on będzie musiał być odbudowywany od zera

- mówi nam projektantka. Podkreśla, że nie wie, do czego została użyta koparka.

Projekt przewidywał wzmocnienie fundamentów stawianych na nasypie, gdzie wokół jest woda, posadowienie na nowo ścian i narożników, odtworzenie pięknej, choć zniszczonej zębem czasu piwniczki. 

Ten Berensewicz budował to dla siebie (pierwszy właściciel - w XIX w. - dop. redakcji). On był budowlańcem, ale nie robił tego "za bogato". Wszyscy oczekują, żeby to stało 500 lat. No nie będzie stało, bo facet nie robił tego na 500 lat.

- słyszymy.

Architektka ze sceptycyzmem podchodzi do możliwości szybkiej realizacji projektu, czyli odtworzenia dworku. Podkreśla, że "trzeba w to włożyć ogromne pieniądze", a nie wie, czy inwestor będzie zdeterminowany, by kontynuować kosztowne prace.

Co grozi za zniszczenie zabytku?

Za niedozwoloną destrukcję dworku - jeśli w ogóle do niej doszło - właściciel może odpowiedzieć karą administracyjną w wysokości do 500 tys. złotych, urząd wojewódzki może też skierować sprawę do prokuratury. Ale tu Krasucki nie ma złudzeń - do więzienia za niszczenie zabytków w Polsce nikt jeszcze nie poszedł.

Stołeczny konserwator dziwi się swoim kolegom i koleżankom z urzędu wojewódzkiego, którzy - wiedząc, że mają do czynienia z właścicielem przez lata odwołującym się od decyzji administracyjnych - nie zatrudnili eksperta do stałego nadzoru nad pracami konserwatorskimi. Taki fachowiec nie dopuściłby do ewentualnych nieprofesjonalnych prac.

Ursynowski dworek jest (był?) jednym z trzech drewnianych zabytków tego typu w Warszawie. Drugi zresztą też znajduje się na Ursynowie - na posesji z centrum ogrodniczym przy ul. Rosoła. Jego właściciel z finansową pomocą miasta odrestaurował zabytek, który dziś pełni rolę rodzinnej izby pamięci. Można go obejrzeć po umówieniu się.

Skoro katedrę Notre Dame z drewna można odbudować, to myślę, że dwór na Wyczółkach też jest do odtworzenia i tym bardziej ewentualne nieodpowiedzialne działania właściciela spowodują, że nic innego tam nie powstanie niż wiernie odtworzony dwór. I ja zrobię wszystko, żeby tak było

- kwituje Paweł Lenarczyk, który nie kryje emocji na wieść o zrównaniu z ziemią ursynowskiego zabytku.

Do sprawy z pewnością jeszcze powrócimy.

[ZT]16840[/ZT]

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(6)

ojtam ojtamojtam ojtam

9 4

hehe, skoro Tusk ratuje demokracje poprzez niszczenie demokracji to czemu mamy nie ratować dworku poprzez jego zniszczenie? Przykład idzie z góry. 15:40, 15.10.2024

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

WbjsWbjs

2 2

Mam wrażenie , że niektórzy mają zniszczone mózgi . 18:49, 15.10.2024


reo

po PiS będziemy sprzpo PiS będziemy sprz

6 5

Ciekawe czy ówczesny wojewoda z PiS Sipiera jest z siebie dumny 15:47, 15.10.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

PlatfusPlatfus

3 3

Jak to dobrze, że był PiS, jest na kogo zwalać całe swoje nieudacznictwo. A co w sprawie dworku zrobiła przez kilkanaście lat PO rządząca w Warszawie?? Radny Lenarczyk tylko krzyczeć umie. 18:27, 15.10.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

IrfyIrfy

3 1

Państwo w pełnym majestacie. 120 tys. złotych dotacji mogłoby wystarczyć co najwyżej na otoczenie tej ruiny płotem i jej zabezpieczenie przed wizytami osób w kryzysie chlania i ćpania (kocham nowomowę :P). Całą resztę, co najmniej kilkaset tysięcy złotych, musiałby już dołożyć właściciel. Przy czym konserwator i inne urzędasy przez cały czas wtrącaliby swoje trzy grosze. W efekcie powstałby skansen. Nienadający się ani do zamieszkania, ani pod wynajem. Brawo. Jeżeli państwu tak na tej ruderze zależało, mogło ją wykupić a następnie pod okiem konserwatora i wszystkich innych czortów przerobić ją w swój pierwowzór albo nawet kurną chatę z czasów Piasta Kołodzieja. 19:29, 15.10.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Warszawiak82Warszawiak82

0 0

Będzie kolejne osiedle - pseudo apartamentów. Może Villa Vycholki albo Vycholki Plaza ? Fajne bo ze stawikem pośrodku. 21:45, 15.10.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%