Zamknij
ZOBACZ:

Wigor Mor W.A. "Dzieciństwo kręciło się wokół Imielina". WYWIAD

10:46, 14.08.2022 Aktualizacja: 10:58, 14.08.2022
Skomentuj KT KT

Dorastał razem z Imielinem. Od dziecka obserwował budowę dzielnicy, która ukształtowała go jako człowieka i rapera. Pamięta czasy, gdy perkusje montowano ze znalezionych na śmietnikach części, a wokale zgrywało się na magnetofony szpulowe. Współzałożyciel legendarnego zespołu Mor W.A., który wychował całe pokolenie polskich hip-hopowców - Michał "Wigor" Dobrzański. Rozmowę z nim przeprowadziliśmy na... barberskim fotelu.

Pochodzisz z Ursynowa. Wychowałeś się na Imielinie. Jak wspominasz dzieciństwo?

Urodziłem się w szpitalu na Madalińskiego. Moja mama przez pierwszy rok mojego życia mieszkała na Żoliborzu, wynajmowała mieszkanie i czekała na własne z przydziału. Trafiło na Ursynów i tak się zaczęło. Pamiętam duże pustkowie. Początek lat 80. to pierwsze bloki i ubity piach bez dróg i chodników. To było prawdziwe odludzie.

Co robiłeś jako dzieciak?

Szybko wpadłem w towarzystwo podwórkowe. Po części dlatego, że wychowywała mnie tylko mama. Rapowałem nawet kiedyś, że to właśnie podwórko pełniło rolę ojca. Bardzo szybko pojawiła się muzyka. W domu był najprostszy gramofon, mama miała płyty winylowe, które często puszczałem. Zwariowałem na punkcie Lady Pank. W przedszkolu był koncert i ktoś rzucił hasło, że przyjeżdża Lady Pank. Przyjechali jacyś goście, zagrali ich piosenki, a ja szczerze wierzyłem, że to byli właśnie oni. Ktoś po paru miesiącach powiedział, że to nie byli oni, tylko ktoś podstawiony, ale ja nadal upierałem się przy swoim. - Ty się nie znasz, to musieli być oni, przecież widziałem i słyszałem! - mówiłem.

Czego jeszcze słuchałeś?

To były takie czasy, że słuchałem tego, co wpadło w ręce. Jakieś rzeczy rockowe, popowe. Hip-hop jeszcze do nas nie docierał. Wymienialiśmy się płytami i kasetami, za bardzo się nie wybrzydzało. Moja mama bardzo lubiła Maanam, często słuchałem ich płyt.

Pierwsze lata toczyły się wyłącznie na Ursynowie?

Mieliśmy swoją bandę i robiliśmy przeróżne rzeczy. Były szczeniackie wygłupy, czasem komuś pomagaliśmy, poszliśmy też do harcerstwa. Dzieciństwo kręciło się wokół Imielina. Raczej nie zapuszczałem się poza dzielnicę. Podwórko przyciągało mnie tak mocno, że nie potrzebowałem być dalej - to był cały mój świat. Zdarzało się, że wybywaliśmy do Lasu Kabackiego i Powsina. Dużo jeździliśmy rowerami - trasa przez skarpę do Jeziorka Czerniakowskiego. Pamiętam dokładnie tamte krajobrazy złożone wyłącznie z pól truskawek czy ziemniaków, które dziś są miasteczkiem Wilanów. To był zupełnie inny świat.

Które ursynowskie miejsca były dla Ciebie najważniejsze?

Boisko przy Hirszfelda było miejscem spotkań ludzi, którzy jarali się koszykówką i hip-hopem. Wjeżdżały tam fury, dzięki czemu muzyka grała z bagażników. Robiliśmy osiedlowe imprezy, zdarzało się, że po północy wpadali tajniacy i szukali narkotyków. Do dzisiaj na szkole widnieje sporo prac grafficiarzy. To tam powstały ujęcia do klipu "Uliczne esperanto" Morwy i "Czystej formy" z albumu Wigor&Trojak - "Synteza". Kazurka była dobra na wypady rowerowe. Na skraju Lasu Kabackiego robiliśmy ogniska i piekliśmy ziemniaki.

Ważny był kultowy bar "Przebiśnieg" przy Dereniowej. To tam na początku lat 80. pierwszy raz mogłem zagrać w bilard i na automatach. To był najpopularniejszy osiedlowy klub. Były też fundamenty metra, które powstawało tuż przy moim bloku. Po godz. 16 przechodziliśmy przez płot i mieliśmy wielki plac zabaw. Sporo osób wybiło sobie zęby albo połamało nogi, przeskakując przez szczeliny między betonowymi płytami.

Sławna wierzba, która była miejscem spotkań, kiedy postanowiliśmy założyć projekt Morwa. Drzewo rosło przy samym wyjściu z metra Imielin. Gałęzie zasłaniały nas przed ewentualnymi spojrzeniami gapiów. Zdarzało się, że siedzieliśmy tam do rana - melanże, rozmowy, freestyle, słuchanie muzyki - wszystko to procentowało tworzeniem nowych kawałków.

Bazarek "Na dołku" był prawdziwym pchlim targiem, który powstawał na naszych oczach. Tam zarobiłem swoje pierwsze pieniądze, sprzedając puszki i komiksy. Słynny salon gier "Alex", który podobno był jednym z pierwszych tego typu w Warszawie. Całe osiedle waliło tam drzwiami i oknami. Był też dom kultury "Struś", gdzie oglądaliśmy pierwsze kasety video, np. "Rambo - pierwsza krew". Tam też nauczyłem się grać w ping ponga.

Sport był ważnym elementem osiedlowego życia?

Oczywiście, graliśmy w ping ponga, piłkę nożną czy koszykówkę, która z miejsca stała się moją miłością. Zresztą w jakimś stopniu też wiązała się z hip-hopem. Zimą potrafiłem odśnieżyć kawałek boiska, żeby tylko trochę porzucać. Siedzieliśmy tam całymi godzinami, to było jak uzależnienie. Strasznie się tym jarałem, a kiedy NBA pojawiło się w telewizji - prawdziwe szaleństwo. Pamiętam też, jak zobaczyłem pierwsze filmy breakdansowe. Goście, którzy tańczyli electro boogie totalnie mnie oczarowali i też tak chciałem. Uczyłem się prostych ruchów. Cały czas łapałem kontakt z kulturą hip-hopową. Z graffiti też miałem swój epizod, biegaliśmy robić srebra na pociągach. Szkicowałem i bawiłem się w pisanie liter.

Ale muzyka wciąż była na pierwszym miejscu?

Tak. Miałem chyba 10 lat, kiedy napisałem jakiś pierwszy tekst. To była zabawa i rapowanie na sucho. Poza tym byłem dzieciakiem, ale to stale się pogłębiało. Pamiętam, że pierwszym silnym impulsem była dla mnie płyta Kazika. „Spalam się” wyszło w 1991 roku, to tam były pierwsze storytellingi, proste teksty, ale w punkt oddające sedno sprawy. Dostałem pierwszego walkmana i miesiąc wałkowałem płytę non stop. Mogłem rapować z nim na scenie. W jakiś sposób mnie to ukształtowało. Przez jakiś czas po tej płycie działo się niewiele, aż w moje ręce wpadł debiutancki album WYP3. Ten krążek też wywarł na mnie duże wrażenie i kolejny raz pozwolił uwierzyć w polski rap. Pierwsza płyta Kalibra też była dobra jak na tamte czasy i dała mi sporo inspiracji. Równolegle zaczynała się kształtować warszawska scena.

I to był przełom?

Też, ale było jeszcze kilka innych momentów. Wyszedł singiel „Scyzoryk”, pojawiła się audycja Kolorszok (w Radiu Kolor - dop. redakcja). Zobaczyliśmy też „Yo! MTV Raps”, przegrywaliśmy klipy na VHS, którymi się inspirowaliśmy. Po chwili każdy na rejonie chciał mieć szerokie spodnie. Były imprezy, coraz częściej pojawiał się u nas hip-hop ze Stanów. To były pierwsze podrygi.

Co było najsilniejszym impulsem?

Właśnie audycja Kolorszok. Wreszcie pojawiło się coś dla nas. To był sygnał, który uświadomił mi, że da się robić rap. Bogna Świątkowska puszczała kawałki w radiu, a ja w tym czasie nagrywałem w 2CW, w którym był też Spike. On chciał być DJ-em, więc konstruował pierwszy gramofon. To były takie czasy, że nie mieliśmy dostępu do profesjonalnego sprzętu. Spike lubił majsterkować, sam stworzył mikser. Stosował różne triki, które miały spowodować, że igła nie będzie skakać na zwykłym adapterze.

Twój pierwszy zespół nie był jednak czysto hip-hopowy...

Fakt. W technikum poznałem dwóch chłopaków, którzy grali na gitarach, a na podwórku miałem dwóch kolegów, perkusistę i basistę. Ostatecznie powstał pięcioosobowy zespół, który nazwaliśmy Insane. Udało nam się nawet zagrać jedną trasę z takimi zespołami jak Acid Drinkers czy Illusion. To były początki przygody na dużej scenie. Pisałem już jakieś teksty, nie miałem bitów, więc chciałem rapować na żywym brzmieniu. To było jeszcze przed 2CW. Próby odbywały się w mojej piwnicy, którą nazywaliśmy "Luka".

Pamiętasz pierwsze nagrywki już pod szyldem "2CW"?

Pamiętam, że pierwszą moją zwrotkę Spike nagrał na magnetofon szpulowy. W jakiś sposób podłączał mikrofon do szpulowca, a w tle z kaseciaka albo z winyla leciał bit. Tak wyglądały pierwsze nagrywki domowe.

Później powstał zespół, który zdefiniował całą Twoją przyszłą rap karierę. Jak to było z początkami Mor W.A.?

Okazało się, że Łyskacz i Peper (Wigor, Łyskacz i Peper są założycielami Mor W.A. - dop. redakcja) jeździli na deskach i też stworzyli hardcorowy zespół o nazwie Homicide. Spotkaliśmy się przypadkiem w sali prób przy ul. Teligi, to było chyba w budynku przedszkola. To tam powstał pomysł wspólnej nagrywki rapowej, ale to były tylko luźne rozmowy, a ja nadal działałem w ramach 2CW.

Co stało się później?

Bardzo pomogła wspomniana już Bogna i DJ Volt. Powiedzieliśmy, że nagrywamy w amatorskich warunkach i potrzebujemy jakiegoś wsparcia. Volt powiedział, że może nam poświęcić trochę czasu i nagramy coś na próbę. Pojechaliśmy do niego z samplami. Na ich bazie zrobiliśmy pierwsze bity i nagraliśmy wokale. Tak powstały trzy numery. Bogna to puściła i się zaczęło.

I po tym szerszym debiucie 2CW powstała Morwa?

Puściłem te kawałki Łyskaczowi i Peperowi, co wywołało u nich spory entuzjazm. Przełomem był jednak koncert RUN-D.M.C. Chłopaki zobaczyli mnie na scenie, bo grałem w ramach 2CW, tak ich przekonałem, że już musieliśmy coś nagrać. W dodatku były już możliwości z bitami od Volta. Wtedy powstał pierwszy wspólny kawałek 2CW i Morwy - "Krótka piłka" (red. wówczas ekipa funkcjonowała pod nazwą Imielin Zoo). Część ludzi odebrała ten numer jako diss na "WuWuA" 3H, co dla mnie było absurdem, bo jarałem się tym kawałkiem. Można powiedzieć, że to był przedsmak Morwy.

Co było później?

Po składance "Smack B.E.A.T. Records", na której znalazło się 2CW, zaproponowano nam nagranie całej płyty. Mieliśmy już chyba dziesięć kawałków i materiał był prawie zamknięty, ale po paru miesiącach stwierdziłem, że jednak nie chcę tego wydawać. To już nie był mój lot. Stwierdziłem, że to nie było emisyjne i stać mnie na coś lepszego. Chciałem przekazać treść i zrobić płytę o czymś. Chłopaki z 2CW trochę posmutnieli, ale wzięli to na klatę i wtedy właśnie powstała Morwa.

Wtedy zarzuciłeś wszystkie inne projekty muzyczne?

Odpuściliśmy temat 2CW, Insane też został zawieszony. Koncentrowałem się już tylko na Morwie. Przede wszystkim zaprzyjaźniłem się z chłopakami, mieliśmy podobny gust muzyczny i dużo wspólnych zainteresowań. Wszystko zażarło. Pojechaliśmy do Volta, zrobiliśmy u niego chyba pięć bitów i nagraliśmy demo. Wokale powstały jeszcze w studiu na Teligi, ale bity zrobił nam Volt.

Ursynów zawsze był istotny w twórczości Morwy...

Temat Ursynowa pojawiał się często i podkreślaliśmy to, jak bardzo był ważny. Jeżeli można robić jakieś analogie, to Ursynów był dla nas takim małym Brooklynem. Hip-hop był na każdym kroku, a muzyka niosła się po blokowiskach. Wystarczy sprawdzić kilka kawałków: "B.S.N.T.", "Sąsiedzi", "Powrót do przeszłości", sam też dograłem się do numeru "Tu na Ursynowie 2", do którego powstał klip. W całej naszej dyskografii było tego sporo więcej.

Co spowodowało, że Morwa osiągnęła tak duży sukces na polskiej scenie?

Sukces nie wziął się z powietrza, to była nasza ciężka praca - oczywiście połączona z pasją i przyjemnością. W pewnym momencie posypały się propsy od słuchaczy i kolegów po fachu. Mocno wierzyliśmy, że rap na polskim gruncie może mieć zajebisty charakter. Według mnie największym sukcesem było to, że za pierwszą płytą poszły kolejne, że słuchacze chcieli więcej. W efekcie udało nam się nagrać cztery płyty. Od początku byliśmy autentyczni, nie zapraszaliśmy popowych gwiazd, żeby się promować.

Jak to się przekładało na sprzedaż płyt?

Tutaj ciężko mówić o sukcesie. Nigdy nie mieliśmy złotej płyty. Według mojej wiedzy poszło dwadzieścia tysięcy egzemplarzy pierwszego materiału, ale to było piętnaście tysięcy kaset i pięć tysięcy płyt. To i tak było sporo na tamte czasy. Zagraliśmy sporo koncertów zagranicą - trzy razy byliśmy w Stanach Zjednoczonych, graliśmy w Londynie czy Edynburgu.

Dzięki za rozmowę!

(Rozmawiał Kuba Turowicz)

*Wywiad z archiwum Haloursynow.pl (2019) 

ZOBACZ: NAJNOWSZY SINGIEL Z UDZIAŁEM WIGORA

(Redakcja Haloursynow.pl)
Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%