W ursynowskim Ogrodzie Botanicznym PAN w Powsinie w sobotę odbywał się Dzień Dyni. Były warsztaty z kompozycji florystycznych z wykorzystaniem dyń, spacer po kolekcji dyniowatych, konkurs na placek dyniowy czy wykład na temat bioróżnorodności dyni olbrzymiej. Nie zabrakło też kiermaszu jesiennych warzyw i przetworów oraz możliwości zakupu ozdób dyniowych.
Największe zainteresowanie wzbudziło jednak oficjalne ważenie dyń gigantek, które zostały zgłoszone do II konkursu na największą polską dynię. Tym razem zgłosiło się 9 hodowców. Dla większości z nich hodowla dyń z odmiany tzw. show pumpkin to pasja, dodatkowa działalność, a nawet pole do rywalizacji. Wszyscy marzą o wyhodowaniu dyni, która będzie miała ponad tonę, i którą trudno będzie pokonać w polskich konkursach!
Dynie przywiezione do Powsina po kolei przenoszono na wagę przy użyciu przenośnika hydraulicznego. Emocje rosły jak podczas finałów mistrzostw świata. Hodowcy i ich kibice zastanawiali się, czy ta największa - Dorotka - pokona nieosiągalną dotychczas granicę tysiąca kilogramów.
Hodowcą Dorotki jest... programista z Podkarpacia, dla którego uprawa dyń od prawie 10 lat to pasja i hobby.
Hodowanie takiej dyni to nie jest łatwy proces. O tej porze już zaczynamy szykować się na następny sezon, przygotowujemy glebę, siejemy poplony, następnie zima to wyszukiwanie nasion, na przełomie marca i kwietnia siejemy, po 3-4 tygodniach sadzonki są dogrzewane i doświetlanie, później trafiają do tunelu. Po miesiącu zostawiamy jedną wybraną dynię, która bardzo szybko przybiera na wadze. Wszyscy hodowcy czekają, by ta tona w Polsce wreszcie padła
- mówi Mateusz Dąbrowski z Zarzecza w gm. Dąbrowiec, właściciel największej dyni w powsińskim konkursie.
Rywalki Dorotki z Podkarpacia też były ogromne. Dynia Nel przyjechała z Podhala - prosto z Zakopanego. Ważyła aż 470 kilogramów. Jeszcze cięższa była Zuza z Kaszub - 492 kg, inna Dorotka miała 340 kg, Elizabeth z Podlasia - 221 kg, z kolei Goliaś spod Pruszkowa - 70,5 kg. Były też dużo mniejsze dynie z miłością wyhodowane przez dzieci.
Największej, białej dyni z Podkarpacia tym razem żadna inna nie zagroziła, po położeniu jej na wagę wybuchły okrzyki radości - 907 kilogramów, tak niewiele już brakuje do upragnionej przez polskich hodowców tony! Jednocześnie to był rekord konkursu. W ubiegłym roku największa dynia ważyła "zaledwie" 887 kg.
- To największe owoce na świecie. Dynia olbrzymia to są określone odmiany dyni, największa wyhodowana w USA miała 1246 kg - mówił dr Paweł Kojs, dyrektor Ogrodu Botanicznego w Powsinie.
Kiedy doczekamy się polskiej gigantki ważącej ponad tonę?
Zmienia się klimat, ale ten rok był bardzo łaskawy dla rolnictwa. Nasiona przez polskich hodowców kupowane są od tych najlepszych ze Stanów Zjednoczonych. Może w przyszłym roku zatem trafi nam się ta tonowa dynia. Należy wierzyć i czekać!
- mówi prof. Romuald Zabielski, przewodniczący jury konkursu, szef Rady Naukowej Ogrodu Botanicznego PAN, naukowiec z SGGW.
Profesor był pod ogromnym wrażeniem tegorocznych uczestniczek konkursu.
Wiem, ile trzeba włożyć w to wysiłku i wiedzy, ale też szczęście jest tu ważnym czynnikiem. Mówimy o utrzymaniu rośliny na odkrytym powietrzu, gdzie każda burza, każda susza mogą zaburzyć te 100 dni pracy dosłownie w ostatnim tygodniu. Dynia jest twarda od zewnątrz, ale bardzo delikatna w środku
- dodaje Zabielski.
Publiczności bardzo podobały się piękne i wielkie okazy. - Z takich wielkich dyń to nie wiem, ile byłoby zupy dyniowej! Chyba nagotowałabym dla całego pułku wojska. Z drugiej strony szkoda niszczyć takie okazy - śmieje się pani Dorota, obserwatorka oficjalnego ważenia dyń.
Gigantki z pewnością nie trafią do zupy, ani na patelnię w formie placków. Tak ogromne owoce po prostu źle smakują. Przeznaczone są głównie na nasiona, z których być może wyrośnie przyszłoroczna laureatka konkursu na największą dynię w Polsce.
[FOTORELACJA]5322[/FOTORELACJA]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz