Skok zorganizowany został przez legendę polskiego półświatka, Marka Cz., znanego jako „Rympałek”. Uznawany był on za najgroźniejszego gangstera w stolicy, a prawdopodobnie również w całej Polsce. Słynął z pomysłowości i przebojowości, a więc śmiało mógłby liczyć na odznakę Za Zasługi dla Wynalazczości w kategorii „Przestępczość zorganizowana”.
Ursynowski skok stulecia był znakomicie przygotowany. Przez kilka ostatnich miesięcy 1995 roku ludzie „Rympałka” sumiennie sprawdzali, w jaki sposób dowożone są pieniądze z banku do warszawskich przychodni. Przed samym grande finale gangsterzy ukradli cztery samochody.
28 listopada rano, dokładnie o godzinie 9, kasjerka w towarzystwie konwojentów zjawiła się w Narodowym Banku Polskim przy placu Powstańców Warszawy, gdzie pobrała nieco ponad 12 mld zł (po denominacji jest to kwota 1 mln 202 tys. zł). Kobieta zapakowała je do reklamówki i włożyła do bagażnika służbowego renault model 21, którym odjechali. Czekał ich pracowity dzień, bowiem pieniądze miały zostać rozwiezione do około 30 placówek służby zdrowia na terenie Mokotowa. Były one przeznaczone na wynagrodzenia dla pracowników Publicznych Zakładów Lecznictwa Otwartego.
W tym samym czasie w pobliże przychodni przy ulicy Zamiany 13 na Ursynowie podjechały dwa samochody: ford transit i audi. W fordzie człowiek o pseudonimie „Pinokio” rozdał swoim kompanom – „Delfinowi”, „Idzikowi” oraz „Fotografowi” – broń: dwa czechosłowackiej produkcji pistolety maszynowe Škorpion oraz dwa radzieckie karabiny AK47, czyli kałasznikowy. Około godziny 10:45, po zatrzymaniu się przed Zakładem Opieki Zdrowotnej na ulicy Zamiany 13, czerwony renault, którym przewożono pieniądze, został zablokowany z tyłu przez czarne audi. Z przodu pojawił się biały ford transit, uniemożliwiając kierowcy konwoju jakikolwiek ruch.
Wszystko trwało raptem kilkanaście sekund, jak w klasycznym filmie akcji. Z forda transita wysiadło czterech ubranych na czarno mężczyzn w kominiarkach. Podbiegli do czerwonego renault, wybili w nim szyby, wyciągnęli zeń kasjerkę oraz pracowników ochrony i kazali im położyć się na ziemi. W tym samym czasie kierowca audi, niejaki Remek, otworzył bagażnik zablokowanego auta, wyjął z niego torby i wskoczył do transita.
Gdy dowódca konwoju – Leszek K., który przez 22 lata pracował w Biurze Ochrony Rządu i jako jedyny z konwojentów miał ostrą amunicję – próbował sięgnąć po broń, został postrzelony w rękę. Z kolei Maciej M., adept judo i karate, podczas napadu zemdlał. Przed sądem powiedział: - Zrobiło mi się biało, potem ciemno, ocknąłem się na jezdni.
Trzeci, Waldemar S., 40-letni mężczyzna, który dwa razy nie zdał egzaminu pozwalającego na posiadanie broni, relacjonował:
Po strzale złapałem duży łyk powietrza i zamknąłem oczy. Ocknął się dopiero wtedy, gdy kasjerka – która jako jedyna zachowała zimną krew – poinformowała go, że rabusie odjechali i może już bezpiecznie wstać z jezdni.
Ekipa gangsterów odjechała fordem transitem z piskiem opon. Zaraz za zakrętem u wylotu ulicy Stokłosy samochód bandytów zderzył się z nadjeżdżającą mazdą. Byli jednak profesjonalistami przygotowanymi na taki przebieg wydarzeń. Wyskoczyli z auta i pobiegli na pobliski parking, gdzie czekały na nich dwa kolejne samochody – ford sierra i nissan primera. To właśnie nimi uciekli z Ursynowa z ukradzionymi pieniędzmi. Po zakończonej akcji udali się do ustalonego wcześniej miejsca spotkania w okolice ulicy Leszno na Młynowie. Tam czekał na nich mózg operacji, czyli Marek Cz., pseudonim „Rympałek”, w towarzystwie Jarosława S., pseudonim „Masa”, oraz Jerzego W., pseudonim „Żaba”. Po rozdzieleniu zdobyczy wszyscy się rozjechali.

Łupem bandytów padło 11 mld starych złotych, a prasa bardzo emocjonowała się tą rekordową kwotą. Na pierwszych stronach gazet pojawiały się tytuły: Napad stulecia czy 11 miliardów w 11 sekund. Był to największy pod względem nominalnym rabunek w historii Polski i utrzymał ten status przez cztery lata – dopiero w 1999 ro ku padł kolejny rekord, kiedy to dwóch ochroniarzy ukradło ponad milion dolarów z bankowego konwoju, który mieli osobiście zabezpieczać.
Historyczny napad na Ursynowie wymyślił i opracował bezwzględny i wyjątkowo inteligentny „Rympałek”. Jego pseudonim przez lata wywoływał trwogę zarówno wśród zwykłych ludzi, jak i gangsterów oraz stróżów prawa. Marek Cz. urodził się i wychował na Pradze Południe. Uprawiał zapasy, boks i inne sporty walki, dzięki czemu łapał fuchy na bramkach stołecznych klubów. W ten sposób poznał wielu szemranych ludzi i szybko przeniknął do przestępczego półświatka. Udało mu się stworzyć własną grupę, która początkowo zajmowała się kradzieżami i paserstwem. Jego pseudonim wziął się od metody włamu zwanej „na rympał”, czyli szybko, bezczelnie, siłowo i brutalnie. „Rympałek” zdawał sobie sprawę, że jeśli chce się rozwijać, musi mieć tzw. silne plecy, czyli stojącą za nim większą grupę przestępczą. Tak trafił do gangu pruszkowskiego, gdzie zaczął blisko współpracować z Wojciechem K., pseudonim „Kiełbasa”. Początki „Rympałka” w tej grupie przestępczej były bardzo skromne. Musiał akceptować swoje miejsce w szeregu, a ono znajdowało się na samym dole hierarchii.
Jego grupa działała na terenie Warszawy i przynosiła pieniądze Andrzejowi K., czyli słynnemu „Pershingowi”. „Rympałka” uważano za szefa brutalnej bojówki. Szybko udało się mu awansować w hierarchii przestępczej, a stara gwardia pruszkowska zaczęła po jakimś czasie czuć wobec niego respekt. Marek Cz. uchodził za nieobliczalnego, dlatego w „Pruszkowie” zdecydowano, że do Rympałkowej grupy dołączy słynny Jarosław Sokołowski, pseudonim „Masa” – miał on zostać jego doradcą, kimś w rodzaju consigliere, a wszystko po to, aby znać jego plany, tym bardziej że Marek Cz. stawał się coraz bardziej niezależny od swoich mocodawców i zaczął działać na własną rękę. Po latach „Masa” twierdził, że to właśnie „Rympałek” zlecił zabójstwo „Kiełbasy” oraz Pawła N., pseudonim „Mrówa”, czyli syna słynnego „Dziada”, szefa mafii wołomińskiej.
Niezależny od mocodawców Marek Cz. wykazywał się dużą pomysłowością, gdy planował skoki, a jego kolejne przestępstwa były coraz bardziej brawurowe. Zanim dokonał słynnego napadu na Ursynowie, zrealizował dwie inne spektakularne akcje. Jednej z nich dowodzeni przez niego gangsterzy dokonali w marcu 1995 roku – najpierw ukradli radiowóz, a następnie, pozorując przeprowadzanie policyjnej kontroli, okradli autokar jadący do Turcji. Nie jechali nim zwykli turyści – „Rympałek” wiedział, że trasą regularnie przemieszczają się handlarze, którzy nielegalnie wożą ze sobą dużo pieniędzy na kupno samochodów i innych zagranicznych produktów. Podobno po napadzie handlarze zgłosili policji jedynie 10% rzeczywistej wartości rabunku. Oficjalne dane podają, że zgłoszenie to dotyczyło 166 tys. zł.

Ekipa „Rympałka” dostała także cynk, że raz w tygodniu w jednym z banków przy ulicy Puławskiej zaraz po otwarciu zjawia się klient, który pobiera z konta sporą gotówkę. Pakuje ją do małego plecaka i wychodzi. Bandyci podjęli obserwację, a po kilku tygodniach byli już gotowi na przeprowadzenie akcji… 17 lipca 1995 roku na Puławskiej wzdłuż banku spaceruje postawny, elegancko ubrany czterdziestolatek, popychając przed sobą dziecięcy wózek. Kiedy z banku wychodzi przedsiębiorca, ów spacerujący mężczyzna – w istocie będący Krzysztofem B., pseudonim „Ziomal” – wyciąga z wózka kałasznikowa. Przedsiębiorca oddaje plecak, a w nim – ćwierć miliona złotych. Dowiaduje się również, że jest trzymany na muszce i że w związku z tym ma się nie ruszać przez 10 kolejnych minut. „Ziomal” chowa karabin i plecak do wózka, po czym znika za rogiem. Cztery miesiące później ekipa „Rympałka” pojawia się na Ursynowie.
Marek Cz. został zatrzymany 11 kwietnia 1996 roku. Dwa lata później sąd skazał go na karę 10 lat pozbawienia wolności. Był on pierwszym bandytą skazanym w stolicy za kierowanie gangiem. „Masa” wspominał, że „Rympałek” uważał się za biznesmena, dlatego nosił się ze specyficzną elegancją, charakterystyczną dla połowy lat 90., a przydomek „biała skarpeta”, który przylgnął do Marka Cz. za jego plecami, dobrze oddawał styl, któremu ten hołdował. Gangster lubił kolorowe, rozpięte do pępka koszule oraz złoto, które zakładał zależnie od okazji. Wchodząc do kawiarni, zwykł pytać kelnerów: Mata tu cappuccino?, aby uświadomić im, że oto mają do czynienia z człowiekiem obytym w świecie.
Niedługo później kolorowe koszule musiał zamienić na czerwony drelich – to w tym więziennym stroju był konwojowany do sądu w towarzystwie antyterrorystów odzianych w kominiarki, kamizelki kuloodporne i hełmy, dodatkowo wyposażonych w długą broń i chronionych przez psy.
Historia pochodzi z książki “Sekrety Ursynowa” autorstwa Mariusza Prządaka, wydanej przez Księży Młyn Dom Wydawniczy. Publikację można nabyć w księgarniach oraz na www.km.com.pl. Haloursynow.pl jest patronem medialnym tej pozycji.
Weekend na Ursynowie. Oto pełna lista imprez!
Syjonistyczny klakier, polityczny aparatczyk, polonofob i aferzysta wchodzą do baru. Barman pyta: co podać panie Czubaszek?
Dowcip
11:20, 2025-11-22
Ursynów rozbłyśnie na święta! Choinka i iluminacje
Klasyka tandetnego dziennikarstwa. Przez cały artykuł powtarzanie tego samego bełkotu, a najważniejsza informacja o której wspomniano w tytule, na samym końcu artykułu.
Paulo
08:09, 2025-11-22
Prezydent dostał od radnych maksymalną podwyżkę!
jeszcze powinna zostać ustanowiona premia za tzw. ,,bazarek na dołku,, Sprzedający w zimnie pod brezentami, Kupujący w ciasnocie i błocie. Warunki przewyższają wszystkie dotychczas znane wylęgarnie covidplus?
Twardowska
20:10, 2025-11-21
Prezydent dostał od radnych maksymalną podwyżkę!
Dzieci sowieckich okupantów wykorzystają Polskę do dna'
Tubylec
18:56, 2025-11-21