Wiem, czym jest joga i wydaje mi się, że ludzie też co nieco o niej słyszeli. Coraz więcej osób wie też, że chodzi w tym o coś więcej niż o same ćwiczenia gimnastyczne na macie. Ale o jodze śmiechu nigdy nie słyszałem. Co to za praktyka?
W ogóle mnie nie dziwi, że nie zetknąłeś się nigdy z jogą śmiechu, bo to wciąż mocno niszowa praktyka. To metoda budowania poczucia radości życia i budzenia wewnętrznego dziecka, które doświadcza niczym nieskrępowanej radości. To trochę taka gimnastyka dla ciała, ducha i umysłu, która ma nam pomóc podnosić na duchu siebie i innych, redukować stres, ale też zwiększać świadomość emocji, czyli budować naszą inteligencję emocjonalną.
Co to oznacza w praktyce? Jak wyglądają zajęcia?
Zawsze zaczynam od krótkiego wprowadzenia, żeby uczestnicy mogli jak najpełniej skorzystać z sesji. Potem jest trochę ruchu i ćwiczenia oddechowe, żeby rozgrzać przeponę, która podczas zajęć ma sporo pracy. Stopniowo włączamy w to śmiech, w końcu robimy ćwiczenia stricte śmiechowe, by finalnie przejść do medytacji śmiechem, kiedy jesteśmy już tak rozgrzani i naenergetyzowani, że możemy się śmiać do woli zupełnie z niczego. Śmiejemy się tak do momentu, aż się wyśmiejemy i opadną wszystkie fale śmiechu. Na koniec jest jeszcze krótka sesja relaksacyjna. Pomaga nam to utrwalić w sobie to, co przeżyliśmy, poczuć i zrozumieć, co się właśnie wydarzyło, bo często jest to doświadczenie nieporównywalne z niczym innym.
Na czym polegają ćwiczenia „śmiechowe”?
Wykorzystujemy dziecięcą wyobraźnię, by wykonywać codzienne czynności, które generują w nas stres i włączamy w to śmiech. Np. otwieramy kopertę z rachunkiem za prąd i reagujemy śmiechem na to, co widzimy, lub śmiejemy się, stojąc w korku drogowym. Są też ćwiczenia polegające po prostu na zabawie ze śmiechem.
Rachunek za prąd to raczej nie jest powód do śmiechu...
I właśnie o to chodzi! Gdy powtarzamy tego typu ćwiczenia, w naszym mózgu zaczynają się tworzyć nowe połączenia neuronalne i tę stresową czynność z ćwiczenia nasz mózg przestaje odbierać jako generator stresu, a zaczyna je kojarzyć z luzem, lekkością i śmiechem. W ten sposób budujemy swoją odporność na stres i mniej się przejmujemy codziennymi troskami.
Nie wspomniałeś nic o ćwiczeniach gimnastycznych na macie. Ile w jodze śmiechu jest jogi?
Ćwiczeń w postaci asan zaczerpniętych z hatha jogi tu właściwie nie znajdziemy. Z tradycji jogowej korzystamy poprzez ćwiczenia oddechowe - pranayamę.
Czyli nie trzeba być jakoś szczególnie wygimnastykowanym, żeby praktykować jogę śmiechu?
Nie, można mieć zerową kondycję fizyczną i być kompletnie nierozciągniętym i wciąż można w pełni i bez problemu skorzystać z sesji.
A są jakieś przeciwwskazania do udziału w zajęciach?
Tak, bo mimo tego, że ogólnie joga śmiechu jest dla każdego, bez względu na wiek i kondycję fizyczną, to są pewne przeciwwskazania do udziału w zajęciach. Pierwsza rzecz to nie powinniśmy spożywać obfitych posiłków na mniej niż dwie godziny przed zajęciami. Są też przeciwwskazania zdrowotne, takie jak problemy z sercem i ból w klatce piersiowej, przebyte niedawno operacje, przepuklina, padaczka, silne bóle pleców, nietrzymanie moczu, krwawiące hemoroidy, a także ciąża.
Śmiech to zdrowie. Co właściwie kryje się za tym powiedzeniem?
Śmiech wyzwala w nas produkcję endorfin, czyli hormonów szczęścia. To jest nasz naturalny, wewnętrzny środek przeciwbólowy. Nawet podobieństwo nazw endorfina i morfina nie jest przypadkowe. To bardzo podobne substancje chemiczne, a cząstka -endo wskazuje na coś endogennego, czyli wewnętrznego. Poza tym, gdy się śmiejemy, obniża się poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Świetnie się dotleniamy i wzmacniamy swoją odporność.
Jakie jeszcze korzyści przynosi praktyka jogi śmiechu?
Śmiech to świetne narzędzie integracji. Zwiększamy naszą otwartość, gotowość do uśmiechu, łatwiej nawiązujemy i podtrzymujemy relacje. To takie korzyści społeczne, ale jogę śmiechu można też wykorzystać do rozwoju osobistego, bo wzmaga naszą kreatywność, elastyczność, buduje naszą inteligencję emocjonalną. Dzięki praktyce łatwiej też reagujemy na wyzwania z pozytywnym nastawieniem. Śmiech też świetnie oczyszcza z emocji. To wszystko prowadzi nas do większego zaufania do siebie i świata, budowania spokoju i pogody ducha i pozwala uodpornić się na wpływ otoczenia i okoliczności na nasze samopoczucie.
Skąd się wzięła joga śmiechu?
Metodę opracował w Indiach lekarz medycyny, doktor Madan Kataria w 1995 roku. Zauważył on, że ci z jego pacjentów, którzy mają bardziej radosne i pogodne usposobienie, lepiej reagują na leczenie. Szukał więc sposobu na podniesienie na duchu tych bardziej smutnych i markotnych, żeby też mieli szansę na szybszy powrót do zdrowia. Stwierdził, że śmiech będzie do tego świetnym narzędziem i zaczął szukać uniwersalnego sposobu na wywołanie śmiechu. Poszedł do parku w Bombaju i zaczął zaczepiać ludzi z pytaniem: Czy pośmiejesz się ze mną? Ludzie raczej go spławiali, mierząc dziwnym spojrzeniem, ale było tam kilku staruszków, którzy byli w tym parku codziennie, nie mieli dokąd uciec i się zgodzili.
Zaczęli opowiadać sobie kawały. Śmiali się do rozpuku i zaczęli się tak spotykać codziennie w coraz większym gronie. Po jakimś czasie spotkania zaczęły przynosić coraz mniej pozytywnych wrażeń. Okazało się, że liczba dowcipów, jakie pamiętamy, jest ograniczona, a ten sam nie śmieszy już drugi raz. Co więcej, każdy ma inne poczucie humoru i niektóre żarty nie każdego bawią. Są też żarty, które niektórych potrafią obrazić. Atmosfera zaczęła się robić napięta i doktor stwierdził, że nie tędy droga i zaczął szukać dalej. Jako naukowiec rozwiązania szukał w nauce. I tu z pomocą przyszła gelotologia, czyli nauka, która bada śmiech i wpływ śmiechu na człowieka. I to właśnie ta nauka dała podstawy dla jogi śmiechu. Bo cały bajer polega na tym, że nasz organizm, mimo że jest przegenialną maszyną, nie rozróżnia, czy śmiejemy się spontanicznie w reakcji na jakiś żart, czy śmiejemy się świadomie i jest to po prostu nasza decyzja, że tu i teraz chcemy się śmiać. W obydwu przypadkach tak samo uwalnia endorfiny i obniża poziom kortyzolu i tak samo doświadczamy tych wszystkich korzyści, które płyną ze śmiechu, o których mówiłem wcześniej. Możemy dzięki temu niejako zaprogramować się na odczuwanie radości!
Przyznam, że wydaje mi się to dość nienaturalne tak śmiać się na siłę!
To zupełnie normalna reakcja w naszym społeczeństwie. Zwykle śmiejemy się właśnie w reakcji na coś zabawnego. Ale możemy spróbować opowiedzieć najlepszy kawał na świecie małemu dziecku i jego reakcja będzie zapewne żadna. Do zrozumienia żartu potrzebne jest rozumienie języka, poczucie humoru i kojarzenie pewnych faktów. To wszystko nabywamy z wiekiem. A jednak to właśnie małe dzieci śmieją się nawet czterysta razy dziennie, a dorośli tylko piętnaście. I nikt nie powie, że ten śmiech dziecka jest nienaturalny. Małe dzieci śmieją się w wyniku odczuwania radości. Tak samo jak płacz jest naturalną reakcją człowieka np. na smutek, tak śmiech jest naturalną reakcją na odczuwanie radości. U takich maluchów to nie jest też próba naśladowania śmiejących się rodziców. Wiemy to dlatego, że śmieją się też dzieci od urodzenia niewidome i niesłyszące. Ten śmiech jest po prostu w nas jako coś bardzo naturalnego. A w jodze śmiechu chodzi właśnie o to, żeby obudzić w sobie wewnętrzne dziecko i poczuć tę dziecięcą, nieskrępowaną niczym radość.
Dlaczego to nie działa u dorosłych? Jesteśmy aż tak smutni?
Nie o to chodzi. Tutaj w grę wchodzą normy społeczne i kulturowe. Umiemy się śmiać z radości jako dzieci, ale z czasem gubimy tę umiejętność w procesie socjalizacji. Normy społeczne pozwalają nam się śmiać tylko, gdy doświadczamy czegoś zabawnego. W pozostałych sytuacjach lepiej nie, bo zostaniemy uznani za niepoważnych, często też nieodpowiedzialnych, a nawet nienormalnych lub głupich. Wystarczy przejść się ulicą z uśmiechem na twarzy, by zostać zmierzonym licznymi spojrzeniami, z których można wyczytać, że mają nas za wariata, bo przecież "jak można być uśmiechniętym w tym kraju?!". Do tego im wyższy status społeczny, tym bardziej taki luz i śmiech jest gorzej postrzegany. Mamy nawet powiedzenie: Śmiać się jak głupi do sera. A ja pytam, dlaczego nie? Skoro nie robimy tym nikomu krzywdy i możemy przynieść dzięki temu wiele korzyści sobie i otoczeniu. Lubię odwracać te przyjęte normy, tzn. są sytuacje, kiedy śmiech jest faktycznie nie na miejscu, ale w pozostałych śmiejmy się, ile możemy!
Wciąż wydaje mi się to trudne śmiać się na zawołanie.
To nic dziwnego. W pewnym sensie przez lata jesteśmy programowani w określony sposób i zmienić nasze przekonania nie jest tak łatwo. Opór może być naprawdę spory. Mogą się pojawiać myśli, że to dziecinne, głupie, nienaturalne, dziwne, że jesteśmy dorosłym i poważnym człowiekiem i nam nie wypada tak się śmiać itd. To głos "wewnętrznego krytyka", którego każdy z nas ma w swojej głowie, który często nas powstrzymuje przed robieniem różnych fajnych rzeczy, mówiąc że się do tego nie nadajemy, że nie damy rady, że nic z tego nie będzie i co inni sobie o nas pomyślą. Wewnętrzny krytyk w swoim rozumieniu chroni nas przed wystawieniem się na ocenę innych. Nie musimy mu wierzyć! A swoją wartość powinniśmy budować w oparciu o to, co sami myślimy o sobie, a nie zdawać się na otoczenie. Nad rozbrojeniem wewnętrznego krytyka i uodpornieniem się na jego ataki też pracujemy w jodze śmiechu.
To chyba wymaga sporej otwartości.
Tak, jeżeli jesteśmy zamknięci na nowe doświadczenia, to będzie nam trudno skorzystać z zajęć. Jak mówił Albert Einstein "Umysł jest jak spadochron, nie działa, kiedy nie jest otwarty". Dzieci są dużo bardziej otwarte, z ciekawością poznają świat. To jest coś, czego możemy się od nich uczyć. I jako dorośli powinniśmy dbać o swojego wewnętrznego dzieciaka, którego każdy z nas ma w środku, czy się to komuś podoba, czy nie. A dorosłość i dojrzałość nie polegają na tym, żebyśmy byli bez przerwy poważni i ułożeni. Chodzi o to, żeby dogadać się ze swoim wewnętrznym dzieckiem i pozwalać mu dojść do głosu wtedy, gdy jest na to czas i miejsce. Na przykład podczas zabawy. Oczywiście świadomie i odpowiedzialnie, jak dorośli, wyznaczajmy granice, ale w ramach tych granic bawmy się na całego! Cytując Marka Twaina: "Nie przestajemy się bawić, bo się starzejemy, tylko starzejemy się, bo przestajemy się bawić".
To wszystko wygląda na ciężką pracę do wykonania na zajęciach, a miała być zabawa.
Tak samo jak w jodze, wykonujemy pewną pracę, robiąc świadomie różne ćwiczenia i pracując nad naszym mentalem, tak i w jodze śmiechu potrzebna jest praca z naszej strony wykonana na różnych płaszczyznach. Joga śmiechu to nie kabaret lub stand-up, gdzie przychodzimy i biernie czekamy, aż ktoś nas rozbawi. Trudno przewidzieć czy dany żart nas rozbawi. Zdajemy się wtedy niejako na przypadek. W jodze śmiechu bierzemy sprawy w swoje ręce, bierzemy odpowiedzialność za siebie, swoje samopoczucie i nastawienie. Ja, jako trener, podczas zajęć nie jestem od rozśmieszania. Bo tak jak mówiłem, nie chodzi tu o śmiech z czegoś zabawnego, tylko o śmiech świadomy.
A co, gdy kompletnie nie jest nam do śmiechu?
Na zajęciach śmiejemy się w grupie. To bardzo pomaga, bo śmiech jest zaraźliwy jak ziewanie czy drapanie. Neurony lustrzane robią tu swoją robotę. Trudno nam zostać poważnym, gdy wszyscy wokół się śmieją i dobrze się bawią. Poza tym śmiech wymuszony bardzo często szybko przeradza się w ten nasz naturalny. Gdy jesteśmy w gorszym nastroju, będzie nam trochę trudniej, ale to jest tak, że gdy zaczynamy się śmiać na siłę, to w naszym organizmie wytwarzają się endorfiny, które sprawiają, że czujemy się lepiej i śmiech przychodzi nam z większą łatwością. To sprawia, że śmiejemy się więcej, a więc produkujemy jeszcze więcej endorfin, które znowu sprawiają, że więcej się śmiejemy itd. Powstaje efekt kuli śnieżnej. Możemy praktycznie zaprogramować swoje dobre samopoczucie.
Czy osoby chorujące na depresję też mogą czerpać korzyści jogi śmiechu?
Oczywiście! Jogę śmiechu stosuję się nie tylko przy zapobieganiu, ale też wspomagająco w leczeniu depresji. Osoby chorujące bardzo często doświadczają anhedonii, czyli nie odczuwają przyjemności, radości, nic ich nie cieszy, nie śmieją się z żartów, które rozbawiłyby ich, gdyby nie choroba. Joga śmiechu bywa dla chorych jedynym sposobem, by choć na chwilę poczuć radość, a to daje nadzieję. Jedną z większych trudności w depresji jest poczucie braku nadziei na to, że nasz stan się kiedyś poprawi, że tak będzie już zawsze. Gdy podczas praktyki jogi śmiechu, pojawia się uczucie radości, to razem z nim chory dostaje zastrzyk energii do walki o siebie i światełko w tunelu.
Leczenie jakich chorób jeszcze można wspomagać jogą śmiechu?
Joga śmiechu pomaga przy chorobach serca, nadciśnieniu i innych chorobach układu krążenia, cukrzycy, zapaleniu oskrzeli, astmie, chorobach alergicznych. Sprawdza się też przy łagodzeniu bólu i wielu chorobach przewlekłych jak np. reumatoidalne zapalenie stawów, zwyrodnienie stawów, zaburzenia autoimmunologiczne, stwardnienie rozsiane. Badania potwierdzają, że nasze nastawienie ma wpływ na przebieg choroby. Jogę śmiechu stosuje się nawet dla pacjentów onkologicznych. Pomaga ona zredukować stres i poprawić nastrój, dzięki czemu osoby chore lepiej radzą sobie z chorobą. Oprócz tego podnosi się poziom przeciwciał i komórek antyrakowych NK we krwi, które też zapobiegają nowotworom.
Szpitale chętnie korzystają z takiej formy śmiechoterapii?
Staje się to coraz bardziej popularne, ale niestety nie jest to jeszcze standard. W Polsce poziom wspomagania leczenia pozamedycznymi metodami to wciąż dość rzadkie zjawisko. A szkoda, bo joga śmiechu może przyspieszyć powrót do zdrowia, a na tym powinno zależeć i lekarzom i pacjentom. W szpitalach zresztą joga śmiechu jest zarówno dla pacjentów, jak i również personelu, który jest obciążony ogromną odpowiedzialnością, a więc też sporym stresem. Sesja śmiechoterapii pozwala ten stres obniżyć, wzmaga też empatię, co wpływa pozytywnie na relacje pacjent-lekarz czy pacjent-pielęgniarka. Coraz częściej po jogę śmiechu zgłaszają się także domy seniora, szkoły, i to zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów. Choć według mnie dzieci bardziej korzystają, gdy to nauczyciele biorą udział w zajęciach, bo budzą w sobie wewnętrzne dziecko, wchodzą w tę dziecięcą energię, przez co łatwiej im pracować z dziećmi, a także uczą się ćwiczeń i technik, które mogą potem wykorzystywać w pracy. Można z powodzeniem zastosować też jogę śmiechu nawet w więzieniach i jednostkach policji.
To dość szczególne grupy odbiorców.
Tak, ale joga śmiechu jest właściwie dla każdego. Coraz częściej z korzystają z niej też firmy i korporacje. Pracodawcy i działy HR mają coraz większą świadomość, że warto dbać o pracownika, nie tylko w postaci dodatków świątecznych, grupowych ubezpieczeń czy owocowych czwartków. Praca często jest dla nas jednym ze stałych generatorów stresu. A ten nie wpływa korzystnie na jakość wykonywanej pracy. A zrelaksowany pracownik jest bardziej efektywny i wydajny, wykazuje się wyższym poziomem koncentracji, popełnia mniej błędów, jest bardziej kreatywny, zaangażowany, ma większą łatwość w podejmowaniu decyzji, lepiej się dogaduje ze współpracownikami, rzadziej choruje, jest obarczony mniejszym ryzykiem wypadków przy pracy i wypalenia zawodowego. Korzyści są dla obu stron, firmy i pracownika, a nawet jego bliskiego otoczenia. I joga śmiechu świetnie sprawdza się właśnie do obniżenia poziomu stresu pracowników. Firmy wykorzystują jogę śmiechu właśnie jako zajęcia relaksacyjne dla pracowników, na wyjazdach integracyjnych lub np. podczas dni zdrowia, organizowanych w firmie co jakiś czas. Joga śmiechu to też świetny przerywnik, energizer lub opener na różnego rodzaju konferencjach, gdy trzeba trochę podnieść poziom energii uczestników z rana lub pomiędzy kolejnymi prelegentami lub punktami programu.
Co to znaczy być joginem śmiechu?
To znaczy dzielić się energią śmiechu, radością, miłością i spokojem. Wspierać innych w ich drodze do poczucia wewnętrznej radości i dbałości o swój dobrostan psychofizyczny. To inspirowanie do wzięcia odpowiedzialności za siebie i swoje samopoczucie.
Trudno jest zostać joginem śmiechu?
Od strony technicznej nie. Potrzebny jest kurs. W Polsce jogi śmiechu można nauczyć się np. u Piotra Bielskiego, który nauczył się tej metody w Indiach u samego jej założyciela, doktora Madana Katarii i przywiózł ją do Polski w 2013 roku. Od tamtej pory przeszkolił już setki instruktorów, w tym mnie. Jednak aktywnie działających trenerów jest względnie niewielu. Poza szkoleniem pomocne mogą być nasze osobiste predyspozycje jak np. otwartość czy pozytywne nastawienie. Choć pewne początkowe braki można nadrobić, bo joga śmiechu jest formą śmiechoterapii również dla nas samych. Nawet osoby nieśmiałe poprzez jogę śmiechu mogą nabrać odwagi do działania i być coraz lepsze w tym, co robią. Poza tym często trzeba też włożyć sporo pracy, żeby nauczyć się patrzeć na świat w optymistyczny sposób, żeby żyć zgodnie z energią radości, spokoju i miłości. Tu nie ma przestrzeni na to, by szewc bez butów chodził. Ale da się to zrobić i joga śmiechu bardzo w tym pomaga.
Czy jogin śmiechu bywa smutny?
Oczywiście! Jestem tylko człowiekiem i doświadczam wszystkich emocji. Joga śmiechu pozwala mi je zaakceptować i przeżywać zdrowo, nie zatracam się w nich. Pomaga też nabrać do nich dystansu, a także uwolnić nagromadzone napięcie. To nie jest metoda tłumienia emocji. Nie udajemy, że jest w porządku, gdy ewidentnie nie jest. Za to, gdy czujemy jakieś napięcie, które nie chce nam dać spokoju, to taka praktyka świadomego śmiechu może sprawić, że puszczą w nas blokady, które sprawiały, że jakieś emocje ze środka nie mogły wyjść na zewnątrz, tworząc właśnie poczucie wewnętrznego napięcia, często niewiadomego pochodzenia. W takiej sytuacji możemy np. zareagować płaczem, który działa bardzo oczyszczająco i uwalniająco. Napięcie znika. Sam doświadczyłem tego niejednokrotnie. Zdarza się też, że uczestnicy moich zajęć doświadczają tego podczas sesji i potrzebują się wypłakać na jodze śmiechu. To zupełnie normalne.
Jest jakieś ćwiczenie, które możesz polecić do wykonania w domu?
Myślę, że mogę polecić ćwiczenie, od którego ja sam zacząłem swoją praktykę jogi śmiechu, choć wydaje się ono dość trudne. Chodzi o to, żeby stanąć przed lustrem, nastawić minutnik i śmiać się do siebie przez pięć minut patrząc się sobie w oczy i na swój uśmiech. Najlepiej, gdy jesteśmy sami w domu i nikt na nas nie patrzy, nikt nie ocenia. No i fajnie zrobić to rano. Po takim ćwiczeniu jesteśmy mocno naładowani pozytywną energią na cały dzień.
Pięć minut bez przerwy? Z niczego?
Tak, jak mówiłem, wydaje się to trudne, ale trudność leży jedynie w naszym nastawieniu i przekonaniach. Z początku jest trochę dziwnie, nieswojo, ale po dwóch minutach to już samo leci, a me czerpiemy z tego coraz więcej zabawy.
Długo można się tak śmiać?
Podczas zajęć grupowych, w trakcie medytacji śmiechem, czasem dobijamy do nawet dwunastu minut nieprzerwanego śmiechu. Zazwyczaj śmiejemy się wtedy, leżąc na płasko na macie i czujemy, jak śmieje się całe ciało, jak nas skręca ze śmiechu. Zdarza się, że trudno jest przestać, zwłaszcza gdy ktoś obok na sali zaczyna się śmiać od nowa. A po całej takiej półtora-dwugodzinnej sesji jogi śmiechu czujemy się błogo i lekko jakbyśmy unosili się trzy metry ponad ziemią. Mówię, że jesteśmy wtedy na "śmiecHaju".
A podczas samodzielnej praktyki?
Myślę, że to już kwestia mocno indywidualna. Ja najdłużej śmiałem się pięćdziesiąt minut bez przerwy. To był kompletny odlot. Zwłaszcza że początkowo chciałem tylko piętnaście. To było na samym początku mojej drogi jogina śmiechu. Jechałem wtedy samochodem ekspresówką. Po tych piętnastu minutach, gdy tylko pomyślałem, że już czas się uspokoić, to właśnie w tym momencie wyprzedził mnie żółty van, który z tyłu miał naklejoną dużą uśmiechniętą buźkę. Nie mogłem wtedy przestać się śmiać i nie chciałem przestać się śmiać i śmiałem się, dopóki ten van jechał przede mną. W sumie wyszło właśnie pięćdziesiąt minut. Po wszystkim czułem się absolutnie rewelacyjnie, a w głowie miałem takie "halo" jak po świetnym orgazmie.
Dziękuję za rozmowę.
15 kwietnia w studiu Odkryj Siebie - Klub Mistrzów przy ul. Szolc-Rogozińskiego 4 rozpocznie się cykl bezpłatnych, otwartych zajęć jogi śmiechu organizowanych przez Fundację Empatycznej Radości i finansowanych przez Urząd Dzielnicy Ursynów. Niebawem ruszą zapisy, o których będziemy Was informować. Redakcja Haloursynow.pl objęła patronat nad cyklem zajęć.
roześmiany kaszalot10:07, 02.04.2024
Bardzo ciekawy wywiad, dobrze że dzielnica finansuje u nas takie nowatorskie zajęcia. 10:07, 02.04.2024
ALicja10:10, 02.04.2024
Brawo brawo Panie Burmistrzu! Koalicja Obywatelska to najlepszy wybór na nadchodzące wybory, bo wszystko kwitnie pod ich rządami. Zieleń, drogi, przedszkola, żłobki na Ursynowie, parki nowe, dużo atrakcji dla mam z dziećmi. Kultura też odżyła pod rządami Burmistrza i wybranych przez niego Dyrektorami, Pani Beata Rusinowska, Pan Doktor Czubaszek - świetnie dobrani ludzi i wcale nieprawda, że to dlatego, że z PO. Kompetentni i tyle. Także wybierzmy dobrze w nadchodzących wyborach, wybierzmy sprawdzonych ludzi z KO. 10:10, 02.04.2024
AI15:22, 02.04.2024
Jaki to ma związek z artykułem? 15:22, 02.04.2024
Alicja14:13, 03.04.2024
A taki, że to Burmistrz nam takie zajęcia zrobił, bo jeśli umiesz czytać to pisze jak byk, że finansowane z pieniędzy dzielnicy, czyli burmistrz zaakceptował taki wydatek. Jakby był Pis, Projekt Ursynów albo Otwarty Ursynów, to by takich fajnych atrakcji nie było w naszej gminie!!! 14:13, 03.04.2024
Majestic lama01:58, 03.04.2024
Nie słyszałam nigdy o czymś takim, fajna sprawa. Przyda się trochę uśmiechu w naszej smutnej Polsce 01:58, 03.04.2024
Semie13:52, 03.04.2024
'smiechowa' terapia. 13:52, 03.04.2024
Semie13:53, 03.04.2024
= smiechowa = terapia 13:53, 03.04.2024
Ala14:16, 03.04.2024
0 4
Bardzo dobrze. Burmistrz Kempa to burmistrz na medal! Oby Platforma zwyciężyła wybory! Projekt Ursynów z jego przewodniczącym Antonim Pomianowskim urodzonym w Tel Avivie chyba nie będą służyć naszym mieszkańcom... 14:16, 03.04.2024