Zamknij

Architekt ze znanego programu, sąsiad z Ursynowa: "Bardzo nie lubię Kabat"

14:58, 09.07.2023 Aktualizacja: 23:37, 20.07.2023
Skomentuj Kala Kiełbasińska Kala Kiełbasińska

Budowa lub remont domu to spore wyzwanie. Z takimi wyzwaniami mierzy się na co dzień Maciej Pertkiewicz – architekt programu „Nasz nowy dom”, a prywatnie mieszkaniec ursynowskich Wyżyn. W rozmowie ze Stefanem Janickim zdradza kulisy programu, opowiada o trudnych początkach i o tym, jak widzi Ursynów jako architekt.

Jak się panu podoba Ursynów pod względem architektury?

Ursynów to jest osiedle typu „sypialnia”. Natomiast ono od zawsze było dla mnie fajniejsze niż inne tego typu warszawskie osiedla.

Dlaczego?

Ursynów jest zaprojektowany troszeczkę inaczej. Oczywiście każda część Ursynowa ma swój unikalny klimat. Ja akurat mieszkam na Natolinie i tę część bardzo lubię, ponieważ jest tu dużo niskich budynków. Jest też zróżnicowany układ terenu, przez co oko inaczej to wszystko odbiera. Nie ma równych linii i budynków, które stoją obok siebie w równych odstępach i są podobnie usytuowane. Krajobraz jest zróżnicowany wysokościowo, bo budynki są różnej wysokości, ale jest też dużo małych budynków. Mimo, że są to bloki z wielkiej płyty, to jednak jest przyjemnie.

Bardzo fajne jest też to, że jest bardzo dużo zieleni, skwerków, zagłębień terenu. I to jest nietypowe. Na Ursynowie działali bardzo znani architekci m.in. Marek Budzyński, który miał bardzo nowatorskie podejście do architektury. Trzeba pamiętać, że w czasach PRL budowało się w sposób prosty, z wielkiej płyty i ciężko było tutaj o jakąś kreatywność. A na Ursynowie projektanci wykazali się dużą kreatywnością, próbując z tej wielkiej płyty zrobić coś, co będzie w miarę dobrze wyglądało i przede wszystkim, że będzie się tam przyjemnie żyło.

Koszmar taksówkarzy

Ma Pan ulubione miejsce na Ursynowie?

Natolin. A szczególnie ulice Meander i Na uboczu są bardzo fajne pod kątem zieleni i ukształtowania terenu. To są moje ulubione rejony. Mimo że są nazywane koszmarami taksówkarzy, bo rzeczywiście nie jest to typowy układ miejski, gdzie łatwo się odnaleźć. Nie ma żadnego logicznego systemu rozmieszczenia budynków i adresów, ale jeżeli chodzi o spacerowanie tamtędy i mieszkanie w tych rejonach, to uważam, że to jest bardzo pozytywne!

Są jakieś perełki architektury na Ursynowie?

Z tym to ciężej, ale w pewnym stopniu budynek prof. Budzyńskiego przy Płaskowickiej na rogu KEN jest ciekawy. Nieciekawy z zewnątrz, bo patrząc na niego od strony ulicy Płaskowickiej i KEN, to on jest po prostu biały i niczym się niewyróżniający. Ale to dlatego, że ten budynek był zaprojektowany „do środka”. Tam najciekawsze rzeczy się dzieją od strony patio i wewnątrz. Czytałem dużo o tym projekcie i znając jego ideę, on mi się podoba, bo jest innowacyjny, jest inny. I jest to coś, co może inspirować. Aczkolwiek dla człowieka, który widzi go z zewnątrz od strony ulicy, to rzeczywiście nie można powiedzieć, że to jest coś super ciekawego. Ale takie było założenie, więc patrząc od strony architektonicznej, to jest to ciekawe rozwiązanie.

powyżej: Osiedle "Pod Brzozami I i II", o którym wspomina Maciej Pertkiewicz. Źródło: ZZW

A z nowszego budownictwa?

Ze względu na oświetlenie elewacji to są budynki przy Dereniowej. One mają dosyć fajne rozwiązania elewacyjne z  podświetleniami. Nie są też równe, tylko stopniowane i powycinane. Fajnie się na nie patrzy!

A może są jakieś architektoniczne koszmary, na które pan nie może patrzeć?

Bardzo nie lubię Kabat z lat dziewięćdziesiątych i wczesnych dwutysięcznych. Tam była już tendencja do mocnego zagęszczania zabudowy. Było też zachłyśnięcie się wolnością i możliwościami wykorzystania różnych kolorów i budowania z różnych materiałów, które wcześniej nie były używane, ponieważ tam budowało się głównie z wielkiej płyty. Te budynki się, niestety, nie oparły takiej tendencji i wkroczyła pewna dowolność. Jest tam duży bałagan wizualny.

Lepiej, żeby osiedla były zunifikowane pod tym względem?

To nie jest tak, że ja bym chciał, żeby wszystkie budynki wyglądały tak samo. Ale mimo wszystko jest tak, że tam jest po prostu duży chaos architektoniczny. Te budynki nie oparły się też próbie czasu. Dosyć szybko się bardzo brzydko zestarzały i nie wyglądają teraz zbyt ładnie. Jest dużo koszmarków. Teraz oczywiście częściowo takie bardzo intensywne kolory zostały zastąpione troszeczkę spokojniejszymi przy remontach elewacji. Mimo wszystko za rejonami np. ulicy Ekologicznej nie przepadam.

powyżej: Kabaty - Moczydło - ulica Ekologiczna

A są jakieś miejsce na Ursynowie, które według pana potrzebują metamorfozy? Może da się coś jeszcze uratować?

Przyznam, że patrzę z niepokojem na to, że znikają stare pawilony. Bo Ursynów był projektowany tak, że w wielu miejscach były przewidziane, oprócz bloków, pawilony usługowe i rozrywkowe. Na osiedlu mieszkaniowym jest to bardzo potrzebna rzecz.

Jak widzimy na całym Ursynowie, wszystkie usługi, które teraz są projektowane w budynkach mieszkalnych, w zasadzie wykluczają jakąkolwiek działalność rozrywkową. Nawet ciężko jest z gastronomią, ponieważ są duże konflikty z mieszkańcami i wspólnotami mieszkaniowymi. I ja to rozumiem, bo ciężko się mieszka w budynku nad jakimś barem czy restauracją, która jest długo otwarta. Ursynów był projektowany właśnie w ten sposób, żeby te usługi wyrzucić poza budynki mieszkalne i skupić je w miejscach neutralnych. Na Ursynowie Północnym jest taki pawilon przy Béli Bartóka, na Stokłosach były takie pawilony i na Natolinie przy Dereniowej też. W okolicach metra Natolin, gdzie mieszkam, też są. I trochę z niepokojem patrzę, że te miejsca znikają. Teraz pawilon przy Ursynowie, tam, gdzie był dom kultury, też pójdzie pod deweloperkę. To samo się dzieje z Multikinem, to głośna sprawa.

Boję się, że niezachowanie takich miejsc na Ursynowie niestety spowoduje to, że ilość usług gastronomiczno-rozrywkowych po prostu zeszczupleje i Ursynów może się zmienić w wyłącznie sypialnię Warszawy. A jednak jest to miejsce, gdzie można, nie ruszając się z Ursynowa, pójść sobie gdzieś wieczorem w fajne miejsce, dobrze zjeść, nawet do późna są czynne niektóre miejsca i to jest bardzo potrzebne, żeby nie trzeba było się wyprawiać do centrum.
powyżej: pawilonu przy Dereniowej 6, czeka go rozbiórka - fot. SK

„Damy radę!”

Jak to jest, że remont zawsze trwa dłużej, niż zakładamy, nawet gdy planujemy „z górką”, a Wam w telewizji udaje się w pięć dni?

W każdym remoncie zdarzają się rzeczy i sytuacje nieprzewidziane. Czasem z winy wykonawcy, czasem z winy inwestora, czasem zdarzenia niezależne. Ale to zwykle te nieprzewidziane sytuacje, powodują poślizgi czasowe. Każdy powinien mieć świadomość tego, że jeżeli wykonawca mówi, że zrobi coś w tydzień albo w dwa tygodnie, to raczej trzeba się nastawić, że to będą trzy albo cztery tygodnie. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że coś się może wydarzyć.

Znam też takie sytuacje, gdzie inwestor twardo zaznacza, że koniec remontu musi nastąpić konkretnego dnia i jeszcze do tego poprze to umową, gdzie są wpisane bardzo wysokie kary za niedotrzymanie terminu. Wtedy wykonawcy potrafią się jednak zmobilizować. To wszystko jest kwestia odpowiedniego ustawienia tematu.

 

Miałem też poza programem takie remonty, że udawało dotrzymać terminu bez problemów. Natomiast niestety normalnie jest tak, że rzeczywiście, jeśli wykonawca nie czuje dużej presji ze strony inwestora, to wiadomo, że gdzieś po drodze zrobi coś jeszcze innego albo nie będzie pracował tak szybko, jak powinien i to jest ten problem.

My w programie nie tylko jesteśmy zobowiązani umowami, choć to też oczywiście, natomiast przede wszystkim jest tu rodzina, która wyjeżdża ze swojego domu znienacka do hotelu. I wiadomo, że my po prostu nie możemy tego przedłużać i ciągnąć w nieskończoność, bo jesteśmy zobowiązani też przed tą rodziną.

Musimy to zrobić szybko, żeby oni mogli wrócić do normalnego życia. Jest też kwestia doskonałej logistyki, którą mamy opracowaną. Wszystkie nasze rozwiązania remontowe, od doboru odpowiednich materiałów i technologii, do zorganizowania sobie tego wszystkiego właściwie w każdym miejscu w Polsce, mamy już tak dokładnie "obcykane", że w zasadzie nie mamy niemalże żadnych problemów!

powyżej: Maciej Pertkiewicz z szefem ekipy remontowej na planie "Nasz Nowy Dom", źródło: IG/MaciejPertkiewiczOfficial

Wydaje się, że chodzicie jak w szwajcarskim zegarku, że jesteście doskonale zgrani. Zdarzają się jakieś konfliktowe sytuacje w ekipie?

Zdarzają się, oczywiście. Tak ciężka praca pod presją czasu wymaga doskonałej współpracy. Jeżeli jeden trybik przestaje działać, to wszyscy inni mają kłopoty. Podobnie, gdy jakiś materiał nie dotrze na czas. Jeżeli ja np. z czymś nawalę, to chłopaki mają do mnie uzasadnione pretensje, np. jeżeli będę się opóźniał z jakąś decyzją. Aczkolwiek staram się nie pozwalać na takie sytuacje, ponieważ wiem, że dla nich jest to wtedy też duży stres i duży kłopot.

Natomiast konfliktów jako takich nie ma. Staramy się tego unikać, ponieważ lepiej, wydajniej i sprawniej się pracuje w dobrej atmosferze, kiedy wszyscy raczej poklepują się po plecach i mówią „damy radę”, niż gdy zaczynamy mieć do siebie o coś pretensje. Oczywiście, nie będę ukrywał, czasem się to zdarza, bo każdy z nas może nawalić. To jest tak, że ja mam bardzo dużo materiałów, które muszę zamówić w bardzo krótkim czasie. Zdarza się, że one zaginą po drodze, zwłaszcza gdy są zamawiane kurierem. Zdarza się, że kurier po drodze przepadnie i musimy go szukać. Chłopaki wtedy czekają na materiały i się denerwują.

A w drugą stronę jest też tak, że czasem to oni coś wykonają nie do końca tak, jak ja bym sobie tego życzył. Wtedy jest zawsze problem, czy naciskać na to, że to ma być zrobione tak, jak trzeba, ale wtedy jest to zawsze kosztem dodatkowej pracy i kosztem czasu, czy raczej zastanowić się nad tym, jak tę sytuację rozwiązać inaczej, czyli zaakceptować to i jakoś dostosować to, co zostało zrobione do całego projektu, żeby jednak wszystko pasowało.

A zdarzały się sytuacje, kiedy termin już naprawdę się bardzo mocno zbliżał, a wy już wiedzieliście, że jest ryzyko, że się nie wyrobicie przed powrotem rodziny do domu?

Tak, oczywiście, zdarzało się. I tu nawiążę do wcześniejszego pytania, dlaczego się normalne remonty przedłużają. U nas najbardziej niebezpieczne są rzeczy, które są nieprzewidziane, które się wydarzają nagle, i których nie byliśmy świadomi, że się mogą wydarzyć. Przystępując do remontu domu, widzimy go jako całość, ale nie widzimy tego, co się dzieje w środku i tego, co jest ukryte.

Bardzo często jest tak, że okazuje się, że zakładamy, że mamy wymienić tylko poszycie dachu. Zdejmujemy więc stary dach, a tam okazuje się, że pod spodem dach wymaga np. wzmocnienia albo w ogóle wymiany całej konstrukcji, bo krokwie na pierwszy rzut oka wyglądały dobrze, ale potem się okazuje, że np. są przegniłe lub zmurszałe. Zdarzało nam się, że przewrócił się komin. Zdarzało się, że trzeba było rozebrać jakąś ścianę, której nie zakładaliśmy, że będziemy musieli rozebrać, bo też okazywało się, że jest już po prostu za słaba i jest zbyt niebezpiecznie, żeby użytkować ten dom. Wtedy jest to tak duża, dodatkowa praca i dodatkowy czas, że trzeba popracować dłużej.

Jaki macie system pracy? Pracujecie też w nocy?

Wszyscy mówią, że na pewno pracujemy na dwie zmiany 24 godziny na dobę. A tak się nie da! Nikt po prostu nie wytrzymałby więcej niż 2 dni takiej pracy. Tak naprawdę chłopaki pracują bardzo ciężko, od 6-7 rano do 19-20 i potem muszą odpocząć, żeby mieć siłę na następny dzień. Tak naprawdę te 10-12 godzin takiej prawdziwej pracy wystarcza, żeby ten remont zrobić. Natomiast, jeżeli się zdarzą rzeczy nieprzewidziane, jakaś nagła sytuacja, to wtedy trzeba popracować trochę dłużej, w nocy. Czasem szefowie naszych ekip ściągali dodatkowych chłopaków do pomocy, żeby zasilić już tych zmęczonych, bo naprawdę czasem jest tak, że oni już po prostu fizycznie nie dają rady.

powyżej: Maciej Pertkiewicz na planie programu "Nasz Nowy Dom". Źródło: IG/Nasz Nowy Dom, Polsat

„Nogi mi się ugięły”

Co pana najbardziej zaskoczyło podczas pracy w telewizji?

Dla mnie wszystko było tak naprawdę nowe i było zaskoczeniem. Trafiłem tam tak troszeczkę znienacka. Nie nastawiałem się na pracę w telewizji, ponieważ prowadziłem swoją pracownię już od wielu lat. Ta propozycja zdarzyła się zupełnie przypadkowo i to był dla mnie zupełnie obcy świat. Na początku w ogóle nie wierzyłem, tak jak zresztą wszyscy, że ten remont trwa 5 dni, że tak naprawdę mamy tak krótki czas na przygotowanie projektu i w ogóle wykonanie tego remontu. Gdy poszedłem na spotkanie do produkcji, to oczywiście oni mi o tym opowiadali, a ja się tak uśmiechałem trochę i myślałem sobie ”dobrze, dobrze”. Myślałem, że tak naprawdę to będzie trwało tak, jak normalnie, tylko to jest tak pokazywane w telewizji.

Jak pan zareagował na informację, że faktycznie remont ma być wykonany w 5 dni?

Powiem szczerze, trochę mi się nogi wtedy ugięły. Wiadomo, że są to w pewnym sensie dosyć proste rozwiązania, które stosujemy. Właśnie przez to, żeby się wyrobić w tym czasie. Mimo wszystko byłem przyzwyczajony do tego, że na projekt mam przynajmniej parę tygodni, potem ekipa ma też przynajmniej parę tygodni na wykonanie tego. A tutaj się okazało, że rzeczywiście to jest te pięć dni! Wtedy rzeczywiście byłem przez chwilę przerażony tym, jak to wszystko wyjdzie.

Natomiast ja trafiłem do programu już po czterech sezonach. Mój pierwszy sezon to był piąty sezon programu. Na tym etapie te trybiki dosyć dobrze działały. Tak naprawdę było mi troszeczkę łatwiej w to wejść, ponieważ miałem duże wsparcie ze strony ekipy budowlanej i całej ekipy realizacyjnej. Moja współpracowniczka, która ze mną jest na planie, z którą razem tworzymy te wnętrza i cały projekt, też pracowała już wcześniej przy programie, więc miałem bardzo duże wsparcie.

Ale na początku cały czas miałem duży stres, ponieważ wydawało mi się, że wykonanie remontu w tak krótkim czasie wymaga tytanicznej pracy. I rzeczywiście jest to ciężka praca, ale byłem pozytywnie zaskoczony, że rzeczywiście to wszystko tak dobrze działa.

A co oprócz tego krótkiego czasu na remont było najtrudniejsze?

Wydaje mi się, że tak jak dla każdego, początkowo duży stres przed kamerą. Widzę to nawet, gdy przypadkiem w telewizji trafię na powtórkę ze swoim udziałem, np. właśnie tego mojego pierwszego, czyli piątego sezonu programu. Doskonale widać, jak jeszcze byłem zestresowany, wypowiadając się przed kamerą czy w ogóle w scenach budowy, w rozmowach. Teraz już mam dużą swobodę, natomiast wtedy było to dla mnie rzeczywiście bardzo stresujące i ciężko było np. poukładać myśli, żeby wypowiedzieć się składnie, tak, żeby przekazać to, co się chce przekazać w krótkich słowach. Zwykle dużo więcej czasu zabierało ekipie filmowej nagranie ze mną tych scen niż teraz. Teraz już mam taką swobodę, że można powiedzieć, że nie widzę już kamery. Po prostu robimy swoje. Wypowiedzi „setkowe” też nie są już dla mnie tak stresujące, a wcześniej naprawdę długo się na tym schodziło, bo cały czas jednak był stres i trema, jaką każdy ma przed kamerą.

Zostawmy trudne rzeczy. A co jest najprzyjemniejszym momentem programu?

Może to już oklepane, ale oczywiście moment, kiedy już skończymy remont, kiedy wiem, że się udało, kiedy dostaję informację, że rodzina wróciła i że im się podoba i są zadowoleni. Wtedy mogę odetchnąć, bo wiem, że daliśmy radę, że wszystko zostało zrobione tak, jak trzeba.

Dla mnie już samo przygotowywanie projektu jest bardzo fajnym momentem. Mimo że nie są to duże przestrzenie i spektakularne projekty pod względem wielkości, to jednak są one trudne.

Cała trudność polega na zaplanowaniu tego nowego domu lub mieszkania dla rodziny tak, żeby spełnić ich potrzeby. Sam proces, kiedy zaczynam tworzyć ten projekt, zastanawiam się jak to wszystko poukładać. Mimo że jest to dosyć stresujące i wymaga naprawdę czasem dużej kreatywności, to jednak ten moment pracy nad samym projektem jest dla mnie bardzo przyjemny. Lubię szczególnie, gdy mi się uda rozwiązać bardzo trudną przestrzeń, bo takie bardzo często u nas są i gdy np. przyjdzie mi do głowy dobry pomysł i wiem, że to jest fajne rozwiązanie, to mam bardzo dużą satysfakcję.

W tym chaosie jest metoda!

Realizacja programu wiąże się z tym, że jest Pan ciągle w podróży. Jak w takiej sytuacji z życiem rodzinnym?

Powiem szczerze, że był taki moment, gdzie tych remontów rzeczywiście było bardzo dużo. Szczególnie pierwszy sezon, gdzie miałem jedenaście odcinków. W zasadzie byłem cały czas w podróży. To było bardzo duże wyzwanie. Podobnie, gdy mieliśmy podwójne sezony. Wtedy też 8-9 odcinków w sezonie powodowało, że w ciągu miesiąca, przez dwa tygodnie nie było mnie w domu, więc to jest sporo. Było to wyzwanie.

Teraz, po tych kilku latach, wszyscy się troszeczkę przyzwyczaili do mojego trybu pracy, ale też w tej chwili mam już trochę mniej odcinków, więc jest to mniej odczuwalne. Natomiast wówczas musieliśmy się bardzo dobrze zorganizować. To było o tyle trudne, że to był szok, bo to się zdarzyło trochę znienacka. Mimo wszystko starałem się wtedy być jak najwięcej z rodziną, bo to też był okres wakacyjny. Mieliśmy już zaplanowane urlopy, więc w zasadzie było tak, że po zakończeniu remontu, natychmiast wsiadałem w samochód i jechałem w miejsce, gdzie akurat była moja rodzina, czasem to było kilkaset kilometrów. A tak na co dzień nagle trzeba było to życie rodzinne zupełnie przeorganizować - na takie trochę zdalne. Moja żona rzeczywiście miała sporo na swoich barkach, ale daliśmy radę przetrwać to przez ten początkowy okres, dotarliśmy się w tej całej sytuacji.

powyżej: Maciej Pertkiewicz podczas kręcenia kolejnego odcinka programu "Nasz Nowy Dom" w Forcie Służew na Ursynowie - fot. MW

Czym jest dla pana dom?

Dom to jest bardzo ważne miejsce. To jest taka ostoja, gdzie każdy się czuję bezpiecznie, gdzie każdy powinien się czuć bezpiecznie. Każdy ma wyobrażenie domu, jak on powinien wyglądać. Każdy ma inne, ale przede wszystkim musi w nim panować taka atmosfera, żeby każdy czuł się tam bezpiecznie. Tak, że kiedy zamyka za sobą drzwi, to jest to jego bastion. I, co ważne, to, że każdy potrzebuje swojej przestrzeni, żeby ta przestrzeń była konkretnie dla niego. Dlatego zawsze projektując, w programie czy poza programem, staram się jak najwięcej dowiedzieć o mieszkańcach, żeby ten projekt dostosować do ich potrzeb. Żeby każdy miał, oczywiście w miarę możliwości, swoje miejsce, w którym się będzie czuł dobrze i bezpiecznie.

Dla mnie dom to przede wszystkim jest bezpieczeństwo i taka spokojna ostoja.

Mówią, że mężczyzna musi zbudować dom, spłodzić syna i posadzić drzewo. Jak u pana z realizacją?

Domów się dużo nabudowałem, ale nie swoich [śmiech]. Ale jeśli możemy nazwać mieszkanie domem, to można powiedzieć, że też je trochę zbudowałem. Mamy na Natolinie to nasze mieszkanie zrobione z dwóch mieszkań. Mam tam małą, przydomową pracownię, gdzie jest właśnie moje miejsce. Takie dosyć industrialne, bo mieszkanie mamy raczej przytulne. A ta moja część, gdzie sobie pracuję, jest bardziej betonowa i industrialna, ale to jest właśnie moje miejsce do pracy.

Mam już syna. A drzew też kilka już posadziłem, bo mamy pod Warszawą dom letniskowy, gdzie jest ogród i tam też parę drzewek się już posadziło, więc ten plan mam już zrealizowany!

A myśli Pan o budowie domu dla własnej rodziny w przyszłości?

Oczywiście, ale to jeszcze nie ten etap. W tym momencie miasto to jest to miejsce, gdzie jakoś się łatwiej funkcjonuje i nie widzę siebie na razie jeszcze w domu jednorodzinnym gdzieś poza Warszawą. Ale myślę, że w przyszłości będę o tym bardziej intensywnie myślał.

Ma pan jakieś „zboczenia zawodowe”, które objawiają się w życiu codziennym?

Raczej nie. Ja w ogóle jestem takim człowiekiem, który, nie działa według schematów. Oczywiście to może być też pewnym problemem, bo rutyna w życiu jest ważna. Natomiast ja chronicznie nie cierpię rutyny w żadnym wydaniu. Dla mnie moja praca jest fantastyczna, bo każdy projekt jest inny. Każdy klient i inwestor jest inny i to mnie trzyma przy życiu. W zasadzie nie ma dwóch takich samych projektów i cały czas robię coś nowego. Staram się tej rutyny unikać i to też w życiu. Bywa to czasem męczące, bo, jak to moja żona mówi, działamy w wiecznym chaosie. Ale w tym chaosie jest metoda i jakoś udaje się to wszystko pospinać!

Jeżeli chcesz zapłacić mało, to zapłacisz dwa razy

Jest takie powiedzenie, że pierwszy dom buduje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, a dopiero trzeci dla siebie. Ile w tym prawdy?

To jest kwestia doświadczenia. I to głównie tyczy się osób, które same budują. Budując pierwszy dom, nie mając żadnego doświadczenia z budowaniem, to tam jest zawsze najwięcej problemów i najwięcej niedociągnięć. Na tym domu się uczymy pewnych rzeczy. Natomiast to jest o tyle nieprawda, że jeżeli nawet pierwszy budynek lub mieszkanie zrobimy z odpowiednimi ludźmi np. z doświadczonym architektem i dobrą, uczciwą ekipą budowlaną, to tak naprawdę każdy z tych projektów będzie się budowało dla siebie.

„Dla wroga” to jest takie określenie, że to jest coś, co jest zrobione kiepsko. A uważam, że nie powinno się robić kiepsko, nawet jeżeli to się robi po raz pierwszy. Wszystko zależy od tego, z jakimi ludźmi się to zrobi. Zwykle przy pierwszym remoncie najwięcej błędów się popełnia, bo się chce oszczędzać. Jest też takie powiedzenie, które się bardziej sprawdza: Jeżeli chcesz zapłacić mało, to zapłacisz dwa albo i trzy razy. I to jest prawda! Tamto pierwsze powiedzenie mniej do mnie przemawia niż to drugie.

Ludzie często się przekonują przy kolejnych remontach, że czasem warto troszeczkę więcej zapłacić za lepszy materiał, za lepszą ekipę budowlaną, żeby nie musieć płacić ponownie. Zwykle jest tak, że tania ekipa czy tanie materiały okazują się do niczego. Wtedy trzeba brać kolejne, a już jak przyjdą kolejni, to tak naprawdę to nie jest ta sama kwota, tylko ona jest większa, bo trzeba coś poprawić albo rozebrać.

Dlatego wszystkim zawsze mówię, że nawet gdy się robi pierwsze mieszkanie czy pierwszy dom to zawsze warto się rozejrzeć za sprawdzonymi rozwiązaniami i nie warto tak naprawdę na siłę oszczędzać. Bo oszczędzić można tylko, jeżeli się robi dużo rzeczy samemu, tak zwaną metodą gospodarczą. Tylko wiadomo, że to trwa dłużej. Trzeba się bardzo dużo edukować. Da się to zrobić, ale, to wymaga naprawdę tytanicznej pracy. Także, jeżeli ktoś na to nie ma czasu ani sił, a ma środki to lepiej się zaopatrzyć w sprawdzoną ekipę. Nawet jeżeli ona będzie troszeczkę droższa niż inne, to mimo wszystko warto te pieniądze wydać, dlatego że to przede wszystkim zapewnia terminowość, jakość i brak stresu.

Oprócz kwestii przesadnego oszczędzania ma Pan jakąś radę dla osób, które zaczynają lub planują remont albo budowę?

Ja bardzo lubię pracować z klientami, którzy wiedzą, czego chcą. Moja rada jest więc taka, że warto się troszeczkę wyedukować. Przede wszystkim warto się zainspirować, czyli pooglądać sobie trochę w Internecie czy w gazetach. Pewne rozwiązania architektoniczne czy wizualne tak, żeby wiedzieć, czego się chce. Żeby architekt i ekipa budowlana wiedzieli, że klient lubi to i to, oczekuje takich rozwiązań i wtedy też łatwiej się realizuje taki projekt. Warto się troszeczkę wyedukować, oczywiście nie w szczegółowych rozwiązaniach, ale chociaż mniej więcej poznać np. proces całego tworzenia projektu i potem proces realizacji budowy. W ten sposób można lepiej wiedzieć, na czym się stoi, czyli ile to będzie trwało, jakie są etapy, żeby po prostu mniej więcej mieć kontrolę nad całym procesem.

Dziękuję za rozmowę!

(Stefan Janicki)
Dalszy ciąg materiału pod wideo ↓

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(18)

nieudaczniknieudacznik

23 28

Artykuł w skrócie: typ mieszka w wielkiej płycie i ma ból d...., że nie stać go na normalne mieszkanie w cegle na Kabatach.

18:11, 09.07.2023
Odpowiedzi:5
Odpowiedz

arcyarcy

8 5

oj lisku lisku wracaj już do lasu oj lisku lisku szkoda twego czasu

06:58, 10.07.2023

mądra jolamądra jola

13 2

Mój budynek na Kabatach to gruba (52 cm) ściana na dwa ceramiczne maxy ze szczeliną powietrzną - budynek po Tesco ma wylewane ściany betonowe. Tak budowano na Kabatach w latach 90-tych z cegieł ceramicznych, a dziś beton, beton i beton - bo szybko i tanio! Różnica we współczynniku przenikania ciepła jest zasadnicza. I to by było na tyle...?

09:01, 10.07.2023

głupi Jaśgłupi Jaś

5 6

Niby mądra Jola, a komentarz *%#)!& Pół metra ściany to masz między mieszkaniami, a nie po zewnętrznej, gdzie liczy się współczynnik przenikania ciepła, który w Echo jest lepszy niż w Twoim bloku, bo musieli zastosować grubszą warstwę ocieplenia i dwukomorowe okna.

12:34, 10.07.2023

głupi jaśgłupi jaś

4 1

Ale żeby cenzurować przymiotnik, który mam w nicku to chyba przesada.

12:37, 10.07.2023

BoomBoom

3 5

Gruba ściana z pustką powietrzną to przestarzała technologia.

15:04, 10.07.2023

XyzXyz

21 11

Mieszkałem w wielkiej płycie na Ursynowie. Potem koleje losu trochę mną rzucały przez nowe osiedla z cegły. Po latach wróciłem na Ursynów do wielkiej płyty. Mieszka mi się tu lepiej niż na nowych osiedlach. I tyle w tym temacie.

20:43, 09.07.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Mało mnie obchodzi Mało mnie obchodzi

16 15

Mało mnie obchodzi. Słaby z niego wnętrzarz, najgorsze projekty w NND robił, niemiłosiernie kiczowate, słabe funkcyjnie itd. Może niech pogada o czymś innym niż Ursynów który świetność ma za sobą i powoli się sypie. Stawiam że koszt remontów będzie wyższy niż w karaluchów z lat 50tych dlatego trzeba pogadać żeby z Ursynowa uciec w dobrej cenie... I tyle.

21:58, 09.07.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

A ja jestem ZAA ja jestem ZA

3 4

Pamiętaj, że są ograniczeni czasowo, do tego pewnie jednak finansowo, często dochodzą zobowiązania wobec sponsorów. I to wszystko trzeba pogodzić. To rewolucja dla tych, którym w ten sposób pomagają.
Chciałbym zobaczyć twoją realizację w 5 dni...

08:02, 12.07.2023

Człowiek z płytką w Człowiek z płytką w

14 10

Brawo panie architekt, wielka płyta jest piękna.

22:03, 09.07.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

mądra jolamądra jola

4 6

...i ciepła !

09:07, 10.07.2023

KsięciunioKsięciunio

12 17

Bo Kabaty to taki drugi Radom. Ulep i kicz.

07:12, 10.07.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

mądra jolamądra jola

9 4

Pozdrawiamy Radom, a w szczególności >Ulep i kicz< znany jako Międzynarodowy Port Lotniczy Warszawa-Radom, obsługujący wszystkie linie lotnicze świata !?

09:06, 10.07.2023

mądra jolamądra jola

14 9

Jaki program, taki architekt - zalatuje Kiepskimi...

09:08, 10.07.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

mądra jolamądra jola

7 0

*%#)!& jaś - rzeczywiście niezbyt mądry - wszak pisałam o konstrukcji ścian elewacyjnych (w domyśle), ale jak ktoś czyta bez zrozumienia i wyobraźni, w dodatku pisząc bzdury, to już nie moje zmartwienie...
Boom - taka była wówczas - na owe czasy bardzo dobra, a jak wiesz, czasy się zmieniają, a wraz z nimi technologie ... Łączę ukłony... (może jednak tego nie wiesz ?)
PS. mój nick to gra półsłówek (kto wie, ten wie...)

13:13, 11.07.2023
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

BoomBoom

1 5

Już była przestarzała w tamtym okresie, bo to jest technologia z lat 70-tych czy też nawet wcześniej. Lata 90-te to mieszanina przestarzałych rozwiązań typu grzejniki żeliwne, stare drewniane okna zespolone z użyciem konstrukcji szkieletowej z wypełnieniem czym się da (cegła, bloczki, etc), ale np. bez wind.
I naucz się w końcu poprawnie odpowiadać bez tworzenia nowych wątków.

14:40, 11.07.2023

psychiatrapsychiatra

1 0

Tylko współczuć temu Bumu. Mnóstwo osób go minusuje. Mnóstwo osób ma go dość. A on dalej wtrąca swoje trzy grosze. Prezentuje styl wałęsowski - nie znam się, więc muszem się wypowiedzieć. To jest nerwica natręctw, albo pracownik farmy trolli w Petersburgu.

16:41, 31.07.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

greengreen

1 0

kogo obchodzi co on lubi?

23:07, 03.08.2023
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%