Ponoć kasztanowce miały w momencie zasadzenia dość duże rozmiary, aby ukrywać agentów carskich chroniących przejazdu cara. Ewidentnie była to więc droga ewakuacyjna, ucieczkowa, pomyślana jako wyjście awaryjne, częściowo biegnąca przez las (główny trakt na Ruś przebiegał ulicą Nowoursynowską). Dodajmy, że car właśnie dopiero „odzyskał” obszar Polski, bo niepodległe dzięki Napoleonowi Księstwo Warszawskie (1807-1815) zostało na mocy postanowień Kongresu Wiedeńskiego wcielone do Rosji jako Królestwo Polskie. Czego obawiał się więc car, który w stosunkach z Polakami wykazał się tak dużą zapobiegliwością?
Uchodził za władcę dość liberalnego, Królestwo miało własną konstytucję, sejm, wojsko. Polskę car zdołał odwiedzić 9 razy, w tym zjawił się na sejmie w 1820 i na kolejnym, tuż przed swoją śmiercią w 1825 roku. W opinii Rosjan stanowczo za dużo podróżował do naszego kraju.
Nie wiemy, czy korzystał z Alei Kasztanowej, nie wiemy, czy dokonano na niego zamachu, dopiero w czasach powstania styczniowego Polacy podjęli udokumentowane trzykrotne nieudane próby zamachów na namiestników carskich: Fiodora Berga, Aleksandra Wielopolskiego oraz wielkiego księcia Konstantego – brata cara Aleksandra II. Sam car Aleksander I uważany był za dość liberalnego, zwłaszcza w stosunku do jego następców, choć wg opinii Polaków, ofiarowywał nam zbyt mało, wg Rosjan – zbyt wiele. Kasztany przy Alei Kasztanowej być może niejedne kuluarowe rozmowy słyszały…
Dziś niektóre okazy drzew mają około 200 lat i 40 metrów wysokości - dzielnie walczą z larwami motyli: szrotówkami kasztanowcowiaczkami. Rosną tu także inne gatunki, jak: głóg jednoszyjkowy, grusza pospolita, potężne topole białe czy dąb szypułkowy.
Spacerując Aleją Kasztanową, po prawej stronie dostrzeżemy zagłębienia – to wyrobiska po kopaniu gliny m.in. używanej do wyrobu cegieł dla potrzeb budowy Pałacu w Natolinie. Bogate i wykorzystywane złoża gliny znajdowały się także na przedpolach Wilanowa, czy za wsią Kabaty. Jeszcze do niedawna można było spotkać tam spacerujące bażanty. Za drzewami widnieją zabudowania parafii Bł. Władysława z Gielniowa (polski poeta, pieśniarz średniowieczny – zm. w 1505 r.). Wzdłuż Alei Kasztanowej ciągnie się ulica Kazimierza Jeżewskiego (zm. 1948 r.) – warto wiedzieć, że był to polski pedagog i działacz oświatowy, pomysłodawca rodzinnych domów dziecka tzw. Gniazd Sierocych. Znajdziemy tu także ślady wspaniałej romantycznej historii rodziny Karniewskich z czasów powstania styczniowego, co upamiętnia drewniany krzyż z 1864 roku i jego replika z 1909 roku postawiona przy ulicy Rosoła, ale o tym za chwilę.
Rodzina Karniewskich, co widać na poniższej mapie z 1932 roku, miała tu swoje sady, to stąd pochodziły słynne antonówki półfuntówki, do dziś hodowane są stare odmiany jabłoni, a także ponad 70 odmian pelargonii balkonowych – duma p. Marii Karniewskiej. Drewniany dworek znajdujący się na terenie gospodarstwa ogrodniczego został ponoć przeniesiony przez protoplastę rodu Karniewskich - Jana Malczyńskiego - z Wierzbna ok.1820 roku.
zdjęcie przedstawiające ulicę Nowoursynowską - z archiwum rodzinnego Państwa Zbigniewa i Iwony W.
Na koniec oddajmy głos wspomnieniom mieszkańców dzisiejszego Ursynowa, którą cytuję za portalem http://tubylam.com.pl:
„Jest taka tradycja, że co roku idzie tędy (Aleją Kasztanową) procesja w ostatni dzień oktawy Bożego Ciała. Po drodze, do usypanych w poprzednich latach kopczyków, wkłada się buteleczki z fragmentem Ewangelii. Ostatnio to wykopali, żeby sprawdzić, z którego roku są najstarsze buteleczki i odkryli , że to już kilkaset lat." „Tu moje dzieci przychodziły się bawić – wtrąca pani Ewa – ale latał tu taki facet i się rozbierał, to powiedziałam, żeby tu więcej nie przychodziły.” (…)
Przechodzimy na drugą stronę alei KEN, gdzie znajduje się kamień z tablicą. „W roku 1404 Andrzej Ciołek herbu Ciołek, rycerz, podkomorzy i starosta Sandomierski, właściciel dóbr Kabaty odbył pielgrzymkę do Santiago de Compostela…” - „Tak, to ten Ciołek, który brał udział w bitwie pod Grunwaldem!” – wykrzykuje pani Danusia. Z tego by wynikało, że w XV wieku nazwa Kabaty już funkcjonowała, ale pani Ewa zna inną hipotezę wyjaśniającą pochodzenie tej nazwy: „Sobieski, jak wracał spod Wiednia, wziął paru Turków ze sobą i tu im dał ziemię. A że oni nosili takie kapoty, to stąd nazwa Kabaty.”
Pani Danusia potwierdza, że rodzina jej męża, która mieszka w tych stronach z dziada pradziada, ma korzenie tureckie. „Oni rzeczywiście mają taką ciemną karnację.” (…) „Tu była kiedyś cegielnia, wydobywali glinę z tych dołów – pani Danusia wskazuje na zadrzewione rowy. – Jeszcze je widać, choć teraz to wszystko zarosło. Ja tu chodziłam na grzyby, tu można było przyjść i cały kosz leśnych grzybów nazbierać. A teraz to psy sikają i już niewiele co rośnie. (…) Tędy hrabina Potocka jeździła bryczką dwukonną. Panowała tu taka dziwna aura. Mówiło się, że straszy, ukazywała się biała dama albo zając niepostrzeżenie wyskakiwał z zarośli i konie rwały do galopu jak szalone. (…) „Tutaj mieszkają Karniewscy – pani Danusia pokazuje mi białą willę. – Oni tę ziemię dostali po Powstaniu Styczniowym. Z tym wiąże się piękna historia. Otóż hrabia Potocki w czasie powstania szykował potajemnie broń i carskie wojsko odkryło ten spisek. Karniewski, zarządca jego dóbr, wziął całą winę na siebie. Jak się teraz nazywa ta funkcja?” Administrator? – zgaduję „No, taki administrator. I za karę uwięzili go w Cytadeli, żeby potem go wywieźć na Sybir. Jeszcze w tym więzieniu wziął ślub z Cecylią, która miała mu towarzyszyć na zesłaniu. Ale hrabia wykupił go od Rosjan i podarował mu ziemię w dowód wdzięczności. Potem na pamiątkę tego wydarzenia Karniewski wzniósł krzyż.”
„Ale ten Karniewski to już chyba tu nie mieszka?” – domyśla się pani Ewa. „No nie, nie. Bo to było w XIX wieku.” „Oni tu teraz mają szklarnię, córka ma kwiaciarnię na Kabatach. Rozkręcili taki biznes rodzinny. Korty tenisowe dzierżawią od nich ziemię. Ten stary drewniany dom obok ich domu, to jeszcze z tamtych czasów, ale już teraz mieszkają obok, w nowym.” „Chyba sporo pieniędzy zarabiają na tej dzierżawie? – domyślam się. „No, tak. Taka ziemia to jest wielkie bogactwo – potwierdza pani Danusia. Siadamy sobie na ławce na skraju alei, tuż przy Rosoła. „Przy Rosoła rosły jabłka, kosztele, papierówki, renety – już dzisiaj nie sprzedaje się takich odmian, są inne”. Pani Danusia wyciąga książkę „Sześć wieków parafii powsińskiej” wydaną w 2010 roku. Za zakładki do książki służą jej święte obrazki i kartki z kalendarza z przepisami kulinarnymi. Wśród tych pierwszych jest podobizna Bł. Władysława z Gielniowa. Pani Danusia kartkuje książkę i pokazuje zdjęcia. „O, to są te kopczyki, które się usypuje podczas procesji”. Autorzy publikacji piszą, że niegdyś celem tych procesji idących Aleją Kasztanową było poświęcenie pól Kabackich. Rozkłada mapę z 1818 roku, na której widać, że kiedyś Parafia Powsin miała pod sobą także wieś Kabaty i wieś Natolin. A Wolica i Grabów już należały do parafii Służew (…).
Wchodzimy na teren Kościoła, mijamy dwa pomniki – patrona bł. Władysława z Gielniowa z uniesionym krzyżem („to także patron Warszawy”) i Węgra Janosa Esterhazy’ego – męczennika komunizmu. Na tyłach budynku zbudowano klatki dla egzotycznych ptaków, po chodniku chodzą pawie. Fauna kwitnie niesamowicie we wszystkich kolorach tęczy. Nowy proboszcz parafii stoi oparty o ścianę jednego z budynków gospodarczych i rozmawia z ogrodnikiem. „Może chce pani zapytać go o ten ogród?” – pyta mnie pani Ewa. „Jak mi panie pomogą, to chętnie.” „Tak, my znamy proboszcza, odwiedza nas w klubie na Wielkanoc i na Boże Narodzenie – odpowiada i dziarskim krokiem podchodzi do ubranego w czarne spodnie i białą koszulę duchownego. „Niech będzie pochwalony. Księże proboszczu, tu dziewczyna robi taki projekt o Ursynowie i jest ciekawa, skąd zamiłowanie u księdza do ogrodu, do zwierząt?” „Jakich mam parafian, taki ogród muszę tu tworzyć” – odpowiada proboszcz dyplomatycznie. To ksiądz sam o to dba? – pytam. „Nie, to pan Jacek się tym wszystkim opiekuje.” (…)
Pani Danusia wyciąga kartkę z listą rzeczy, które sobie zapisała, żeby nie zapomnieć mi o nich opowiedzieć. „Że straszyło koło dębu, że wychodziła biała dama w nocy. To powiedziałam – odhacza. – Że procesje były w oktawie Bożego Ciała, o jeździe bryczką, o cegielni, o Turkach, o grzybobraniu… też. A! Tu w parku były lisy, daniele, sarny. Druga sprawa – patrole wojskowe chodziły wokół Natolina, wojsko przywożono ze Służewa przy fortach. A jeszcze mój mąż mówił, że Potoccy byli troskliwymi gospodarzami Wilanowa i okolic". (…) Dochodzimy do dębu Mieszka i przyglądamy się stalowym obręczom, spinającym potężne konary drzewa. „Te obręcze robił Kowal, on już nie żyje. Miał tu niedaleko swój warsztat, tam gdzie dziś jest stacja naprawy aut na Nowoursynowskiej” – pokazuje pani Danusia. „A ten mur – wskazuje pani Ewa na podmurówkę parkanu okalającego Park Natoliński – to był słynny mur, który pokazywali w serialu Alternatywy. On do dzisiaj tu stoi. To Bierut kazał go wybudować.” „Ale najgorzej było za Gierka – dodaje pani Danusia. – Tu zawsze były bogate tereny, taka wysoka kukurydza tu rosła, pasły się dorodne krowy. Tu był luksus. I Gierek chciał tę ziemię dla swoich. Jakby on dłużej porządził, to by nas stąd wyrzucili”. „Był taki film – potwierdza pani Ewa – ktoś go wykradł i krążył w Podziemiu. Na tym filmie jest pokazane, jak on mówi do tych swoich, żeby nie bogacili się tak jawnie”. „Tu te domy – wskazuje pani Danusia na szeregowce ciągnące się po naszej lewej – to wszystko dawne PZPR. ”Zbliżamy się do stajni. „To też Kowal robił, ten sam co obręcze na Mieszka – pani Danusia wskazuje na metalowy krzyż w kształcie konaru drzewa, stojący po lewej stronie, kilkadziesiąt metrów przed stajnią. - Najpierw był drewniany, a potem zrobili metalowy. (…)
autorka: Agnieszka Marianowicz-Szczygieł
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz