Słuchowisko przygotowała Julia Kunikowska. Doktorantka, która wzięła pod lupę temat Wolicy. Przez ostatnie trzy lata prowadziła rozmowy z mieszkańcami dawnej wsi. Wsi, która dzisiaj jest zapomniana, bo nawet jej nazwa nie uchowała się - nie wiedzieć dlaczego - w Miejskim Systemie Informacji. Na granatowo-czerwonych tabliczkach widnieje napis Ursynów - Centrum. To powoduje, że osoby spacerujące po ul. Kokosowej czy Nowoursynowskiej mogą nie wiedzieć o istnieniu dawnej Wolicy.
- O istnieniu Wolicy dowiedziałam się od proboszcza, Adama Zelgi. Na terenie Wolicy zamieszkałam w 2007 roku, w bloku. Robiłam zdjęcia domom, rozbiórce budynków pod Południową Obwodnicę Warszawy, która przecięła Wolicę na pół. Brakowało mi rozmów z tymi, którzy pamiętają, jak było dawniej. I żeby się tego nauczyć, żeby nauczyć się rozmawiać, postanowiłam, że trzeba się jakoś wspomóc. Wobec tego zaczęłam studia na etnologii. Na początku były to studia magisterskie, a po roku okazało się, że jest tak wspaniale, że przeskoczyłam na doktorat i piszę na temat Wolicy - mówi Julia Kunikowska, autorka słuchowiska.
Wolicę włączono do Warszawy w 1951 roku. Do lat 90. XX wieku jej krajobraz za bardzo się nie zmieniał. W latach 70. rozpoczął się proces wywłaszczenia mieszkańców z ich ziemi. Na tym terenie budowano później bloki dzisiejszego Ursynowa. Mimo upływu lat temat wciąż budzi dużo emocji.
- Decyzji o wywłaszczeniu nie można było się sprzeciwić. Wszystkim zabierali całą ziemię pod budowę Ursynowa - słyszymy od bohaterki słuchowiska.
Było słychać, że jest to temat, który ożywił wspomnienia obecnych na widowni Domu Sztuki woliczan. Emocji nie brakowało. Zdaniem wielu z nich Ursynów dostał tę ziemię praktycznie za darmo.
- Za metr kwadratowy ziemi rolnej państwo płaciło 18 zł. To tyle, co wtedy kosztowały luksusowe papierosy Carmen. Bardzo mało! Potem wiele gospodarstw upadło - żalił się mieszkaniec Wolicy.
W słuchowisku rozbrzmiewają historie z dzieciństwa wspominane z rozrzewnieniem. Gdy bohaterzy nagrania mówili o tym, co jadło się w ich domach, "nosem wyobraźni" można było poczuć zapach świeżego pieczywa, które było dowożone do lokalnego sklepu. Jedynego w okolicy. Były historie dramatów zbitej salaterki z marmoladą i kaszy jaglanej przehandlowanej za oranżadę. W tajemnicy przed mamą oczywiście. Obiady klasyczne: rosół w niedzielę, kotlety mielone, buraczki i kapusta kiszona. A na słodko? Placki ziemniaczane z cukrem albo bułka z masłem i cukrem.
Wspominano też świąteczny napitek - grzankę. Robiło się go na wódce z czerwoną kartką kupowaną w sklepie u pani Jadzi. Do tego czekolada, śmietana, masło, cukier i po świątecznym śniadaniu niektórym było trudno dotrwać do obiadu.
Dużo uśmiechu było słychać w głosach bohaterów, gdy opowiadali o zabawach z dzieciństwa. Jeździło się na rowerze, grało w berka czy dwa ognie. Albo chodziło się na Moczydło na czereśnie. Potem było lanie, bo to nieswoje czereśnie, ale i to nie powstrzymało, żeby dwa dni później pójść znowu. Psoty były na porządku dziennym.
- Jak się dyrektor wkurzył, to na poddaszu zamykał nas w kozie po lekcjach. Robiło się wszystko, żeby trafić do kozy. Była tam masywna rynna. I my od razu uciekaliśmy po tej rynnie - po tych słowach śmiech rozległ się na sali.
Dla pełniejszego odbioru historii przez cały czas słuchowiska na ekranie wyświetlano zdjęcia. Było widać i słychać poruszenie na widowni, gdy na czarno-białych fotografiach pojawiały się znajome twarze i miejsca.
Jak wspominali mieszkańcy, czasu na zabawę nie było dużo, bo trzeba było pomagać przy gospodarstwie. Stare drewniane domy wymagały konserwacji. Wodociągu nie było, po wodę chodziło się do studni. Higiena osobista też była daleka od dzisiejszych standardów. W domach stare piece na koks, których trzeba było stale pilnować, by trzymały temperaturę. Światło w domu było dopiero po wojnie.
Dzieciństwo niektórych z piątki bohaterów słuchowiska było naznaczone wojną. To na terenie Wolicy stacjonowały olbrzymie armaty, które strzelały za Wisłę do Rosjan.
- W okresie wojny mama wieszała mi woreczek na szyi, a w środku zapisane było imię, nazwisko, data urodzenia i włożony kawałek chleba i sól. Tak wszystkie dzieciaki biegały w Wolicy, bo nie było wiadomo, którego dnia Niemcy krzykną, że wychodzimy i koniec - wspomina bohaterka słuchowiska.
W trakcie okupacji Niemcy zajmowali pokoje i mieszkali w nich długo, do czasu bitwy pod Stalingradem. Chowało się przed nimi rzeczy, zamurowując je w ścianie.
Dziś po wiejskich widokach prawie nie ma już śladu, zostało dosłownie kilka starych drewnianych domów. - Przyszło miasto. Wsi spokojna, wsi wesoła już nie ma - mówi bohaterka nagrania.
Najbardziej dokucza w ostatnim czasie obwodnica. Hałas trudno znieść. - Jest głośno. Głośniej trzeba mówić. Zimą okna zamknięte i jest w porządku, ale latem nie da się siedzieć wieczorem na tarasie i czytać książki.
- Poza domem mało łba nie rozwali, przy ogrodzeniu wścieklizny dostajesz. - Cały czas słychać szum. Dwadzieścia parę milionów przejechało obwodnicą przez ostatni rok. Słyszałam wszystkie - żalą się woliczanie.
Na pytanie o to, czy Wolica istnieje, mieszkańcy zgodnie mówią, że geograficznie nie. Kiedyś wieś tętniła życiem jak każda inna. Szło się do pracy na pole, po drodze spotykało się znajome twarze. Niewiele osób zostało z tzw. starej Wolicy, nie ma wolickich spotkań. Minęły czasy, kiedy nie zamykało się drzwi na klucz, psy biegały luzem, bo wiadomo, że to wolickie i nic nikomu nie zrobią.
Jednocześnie Wolica wciąż istnieje wraz z mieszkańcami, którzy pamiętają czasy dawnej wsi i przekazują swoją historię młodszym pokoleniom. I, mimo że dziś się już nie spotykają, a dzwonią do siebie, to wciąż czują się woliczanami.
- Jestem z Wolicy - mówią wszyscy jednogłośnie. Urodziłam się w Wolicy, mieszkam w Wolicy i jestem z Wolicy. Nie z Ursynowa - dodaje jedna z bohaterek.
Po wysłuchaniu nagrania przyszedł czas na pytania, rozmowy i dyskusje. Młodsi pytali o znane sobie miejsca, które kiedyś należały do woliczan. Pojawiły się historie pożarów, wizyty Bieruta i powstania warszawskiego. Pan Longin opowiadał, jak ze skarpy ostrzeliwano Wilanów, a Wolica była przed powstaniem miejscem zaopatrzenia w broń. Armia Krajowa przerzucała ją na forty czerniakowskie. Jednym ze sposobów było ukrycie skrzyń z amunicją na furmance. Całej wysypanej ziemniakami tak, że do trudno było się do nich dostać.
Radny Paweł Lenarczyk pytał woliczan, co myślą o jego pomyśle, by wprowadzić Wolicę do Miejskiego Systemu Informacji zamiast Ursynowa - Centrum. Miałby to być element przywracania tożsamości i ożywiania historii. Spotkało się to z wielkim entuzjazmem. Autorka słuchowiska podkreśliła, że inne nazwy dawnych wsi funkcjonują w ursynowskim nazewnictwie, a w latach 80. był pomysł nadania dzisiejszej stacji metra Natolin, nazwy Metro Wolica. W dyskusji zwrócono też uwagę na to, że dziś tereny dawnej Wolicy dziś leżą po części w Wilanowie i dobrze byłoby je przyłączyć do Ursynowa, bo historycznie stanowią jedną całość.
Autorka słuchowiska Julia Kunikowska dodawała, że badania trwają i historia Wolicy wciąż będzie odkrywana. Wtorkowe słuchowisko to była tylko część tego, co można będzie usłyszeć w najbliższym czasie. Nagrania będą się pojawiać na kanałach YouTube i Spotify. Ma powstać 6 części, łącznie około dwóch godzin słuchania. Informacje o tym można będzie znaleźć na fanpage'u autorki na Facebooku - Wolica i okolica.
[FOTORELACJA]5086[/FOTORELACJA]
meggy1720:18, 01.03.2023
2 0
Super inicjatywa. Nikt nie mowil wczesniej o tych wywlaszczniach. Podziwiam pasję i zaangazowanie, pozdrawiam z Natolina 20:18, 01.03.2023
kolo13:08, 03.03.2023
2 0
Ja pamiętam "prawdziwą" Wolicę, dla nas, ursynowskich dzieci to był raj. Sady z czereśniami, z tego bliżej Ciszewskiego to właściciel pozwalał jeść, tylko gałęzi nie łamać, ale ten bliżej Kabat to z kosą nas ganiał. No i pompa z wodą do picia koło stadniny jak się wracało z Jeziorka Powsinkowskiego, wtedy nazywanego Powsińskim. Potem tanie części samochodowe prosto z "dziupli". 13:08, 03.03.2023