Zamknij

Głos naszego sąsiada znają wszyscy. "Będę pracował, póki się nie przewrócę" WYWIAD

15:43, 14.07.2019 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 16:55, 14.07.2019
Skomentuj RM RM

Mieszka na Ursynowie od 33 lat, a jego ulubionym miejscem jest Las Kabacki, po którym spaceruje i jeździ rowerem. Jego głos możemy usłyszeć w telewizji, radiu i... metrze. Rozmawiamy z Maciejem Gudowskim, znakomitym lektorem radiowym, filmowym i telewizyjnym.

Jak ładnie brzmi zdanie: „Najlepszy polski lektor filmowy jest mieszkańcem Ursynowa, a my jesteśmy z tego powodu dumni”???

Cóż, najpierw trzeba takiego faceta poznać…

My już poznaliśmy.

Nie wiem, o kogo chodzi.

O Pana!

Ja? Cóż, to miłe, już tyle takich słów się nasłuchałem przez lata…

Specjalnie sprawdziliśmy – spośród lektorów filmowych-mężczyzn na Filmwebie ma Pan najwyższą średnią ocenę – 8,1/10. Spośród wszystkich lektorów z kolei lepsza jest od Pana tylko jedna kobieta Krystyna Czubówna. Ma ocenę 9,1.

Tyle że ona czyta filmy innego rodzaju niż ja. Czytanie filmów dokumentalnych trochę różni się od czytania filmów fabularnych. Ale wracając do pierwotnego wątku – miło mi słyszeć tyle miłych słów na mój temat. Druga część pytania dotyczyła Ursynowa, tak?

Tak. Jak się Panu tu mieszka?

Świetnie. To jest fajne miejsce do mieszkania. Jestem już tutaj od 1986 roku, czyli od chwili rozpoczęcia mojej pracy lektora list dialogowych. Sprowadziłem się tutaj we wrześniu, niespełna 33 lata temu. Wtedy Ursynów był inny. Nie chcę wylewać kubła żalu, ale było więcej zieleni, więcej wolnej przestrzeni, trasa do Lasu Kabackiego nie była zabudowana. Mieszkałem na początku przy ulicy Małej Łąki, więc miałem widok na las, a sarny, zające, kuropatwy i inne zwierzęta podchodziły nawet pod sam dom. Ale taka idylla wiecznie trwać nie może, zabudowali i koniec. Ale jeszcze nie jest źle – przede wszystkim dlatego, że nie ma tutaj wysokiej zabudowy. Budynki mające po 4-5 pięter, to jest akurat typowe dla Ursynowa. Gorzej wygląda sprawa z pracami przy rowie biegnącym przez środek dzielnicy. To dezorganizuje nam życie na czas bliżej nieokreślony. Cierpimy z tego powodu strasznie. 

Dziś mieszka Pan przy ulicy Stryjeńskich...

Od 1998 roku. I mam nadzieję, że się stąd nie ruszę, bo to fajne miejsce. Jest blisko do lasu. Kiedy pozwala pogoda, to wsiadam na rower i jadę do Powsina.

Spokój - to najważniejsze na Ursynowie?

Spokój jest bardzo ważny. Poza tym, mam na Ursynowie mnóstwo przyjaciół ze studiów. Mamy do siebie blisko, co jest wygodne, kiedy chcemy się spotykać.

A co takiego mają Kaszuby, czego nie ma Warszawa? Pytamy o to dlatego, bo wiemy, że to Pana ulubione miejsce, jeśli chodzi o urlopy.

To jest tak – jeśli rośnie sobie coś i na końcu ma takie kłujące coś, to jest to las. A jeśli rośnie sobie coś i na końcu ma liście, to nie jest to las, tylko park. To jest moja prywatna definicja. A na Kaszubach mamy lasy, jeziora. W porównaniu z latami 70. XX wieku, jest już więcej ludzi, ale wciąż nie jest głośno. Ciągle jest ciszej, niż na Mazurach, które są zdeptane. Tam jeździ więcej turystów, ponieważ jest to bliżej Warszawy. A wyprawa na Kaszuby jednak trwa dłużej – jedzie się ponad 300 kilometrów. Ale warto. Okolica to wszystko wynagradza. Ja jeżdżę tam zresztą w porach, które nie są typowo urlopowe. Jadę tam w czerwcu, we wrześniu i w październiku. Jestem wtedy sam, nikt mi nie przeszkadza przez kilka dni i kilka nocy. Wracam z uczuciem, że odpocząłem.

Jest Pan głosem w pociągach Inspiro na linii pierwszej i drugiej w warszawskim metrze, usłyszeć można też pana w Szybkiej Kolei Miejskiej. A dalej nie korzysta Pan z komunikacji miejskiej?

Nie, nadal jeżdżę samochodem. Być może korzystałbym z komunikacji miejskiej, ale mam niestety tak napięty grafik, że przejazd pomiędzy domem przy Stryjeńskich, kilkoma studiami nagraniowymi, radiem, następnym studiem wymaga jazdy samochodem. Przemieszczanie się komunikacją miejską? Ok, ale jednak to strata czasu. Nagrania mam przez cały dzień bardzo gęsto. Odstępy są raptem 15-minutowe. Każdy przemarsz, bieg, manifestacja utrudnia mi życie. A ja nie lubię się spóźniać, staram się tego unikać. Zresztą… w samochodzie mogę posłuchać muzyki, na co nie mam czasu w domu

Ursynów był pierwszym beneficjentem metra - odcinek z Kabat do Politechniki bardzo ułatwiał życie.

Owszem, tutaj się to zaczęło. Przyznam, że na początku jeździłem metrem, ale to też wynikało z tego, że miałem mniej zajęć. To były czasy, kiedy jeszcze nawet Ksawery Jasieński nie byłem głosem słyszanym w pociągach, który zapowiadał kolejne stacje. Pamiętam sytuację, gdy jeździłem z Natolina na Politechnikę. Stamtąd miałem autobus do placu Powstańców Warszawy, gdzie miałem nagrania. Ale potem doszły inne obowiązki i samochód był dobrym rozwiązaniem.

Jak wiele zmieniło się przez ten rok w życiu prywatnym i zawodowym przez ostatnie 12 miesięcy?

Nic, ciągle nagrywam w tych samych studiach, ciągle dużo pracuję. Porządek w moim kalendarzu się nie zmienił. Mam swoje miejsca, ulubione i zaprzyjaźnione.

Przybył Złoty Mikrofon Polskiego Radia za rok 2018, odebrany nie tak dawno...

Bardzo miła radiowa nagroda. Otrzymałem ją ja, Janusz Deblessem, Ewelina Karpacz-Oboładze, Jarosław Kawecki i Michał Olszański, mój kolega z Radiowej Trójki. Trójki, której kiedyś słuchałem godzinami.

Tomasz Knapik - Pana kolega po fachu - przywoływał wpadkę Marka Gajewskiego, który kiedyś przeczytał błędnie jedno zdanie z listy dialogowej: „Były to trzy dorodne kur**skie… przepraszam… królewskie córy”… Jak to jest z tymi wpadkami lektorów?

Takich wpadek jest mnóstwo. Oczywiście, w przypadku tekstów na listach dialogowych dzieje się to często. My te listy dostajemy w ostatniej chwili, nie widzimy ich wcześniej. Ale przed laty, w radiu, czytaliśmy na żywo i również dostawaliśmy wiadomości, a także zapowiedzi do przeczytania na antenie. Taka była praca spikera, od której przecież zaczynałem w Polskim Radiu w 1984 roku. Dziennikarz zdobywał newsy z ostatniej chwili. I wystarczyło, że myśl gdzieś popłynie i tworzyły się nowe wyrazy itp.

Kto był Pana mistrzem, nauczycielem?

Nie ma jednej takiej osoby. Mistrzów tego fachu jest wielu, w radiu i telewizji. Na pewno będzie to Janusz Szydłowski, na pewno będzie to Andrzej Matul, których wielu zna z anteny Polskiego Radia. 

Czym jest dla Pana szacunek, a czym przyjaźń?

To coś, co każdy powinien mieć. Czasem zdarza nam się o tym zapomnieć, by mieć szacunek – do starszych, do młodszych, do ludzi, którzy są inni niż my. Szacunek to coś wyniesionego z domu, coś, czego można sięrównież nauczyć. To jest wpajane przez rodziców, najbliższych. Tego uczy otoczenie. Utrwala się to nam przez całe życie. Ale nie mając szacunku do niczego, nie da się żyć. Nie tylko o szacunek do ludzi. W końcu przecież, kiedy idziemy do muzeum, to nie dotykamy eksponatów, nie zachowujemy się jak „neandertale”, tylko szanujemy dobytek artystów.

A przyjaźń... Czymś równie istotnym. Mam wielu przyjaciół, wciąż o sobie pamiętamy. Pamiętamy o swoich imieninach, urodzinach, spotykamy się przy wielu okazjach. Jeżeli jest wielu przyjaciół w życiu człowieka, to milej się też żyje.

Na jednym się zatrzymajmy. Chodzi o Janusza Kozła, lektora, Pana przyjacie, który zmarł w styczniu tego roku.

Tak, wybitny polski lektor. Jego śmierć była wielką stratą. Lektorzy mają niestety rzadką okazję do tego, żeby kontynuować znajomość na stopie prywatnej – nie wynika to z wzajemnej niechęci, tylko każdy z nas jest potwornie zajęty. Mamy napięte terminy, rzadko znajdujemy okazję, by porozmawiać. Ale z Januszem zawsze dobrze mi się rozmawiało, kiedy już spotykaliśmy się w studiach nagraniowych. Był ode mnie starszy o 5 lat, więc wspomagał często radą jako bardziej doświadczony kolega. Dużo mi pomógł, jeśli chodzi o pracę zawodową. Zawsze będę go wspominał z wdzięcznością. Był  dobrym kolegą.

W Pana życiu sporo było symbolicznie splatających się dat. Urodził się Pan w święto Trzech Króli.

I właśnie dlatego, że mam urodziny 6 stycznia i jako pierwszy urodzony tego dnia, mam na drugie imię nadane Kasper.

Przed pracą spikera w Polskim Radiu, był pan pracownikiem w instytucie naukowym i rozpoczynał Pan pracę, gdy wybrano 16 października 1978 roku kard. Karola Wojtyłę na papieża. Z kolei w Wigilię Bożego Narodzenia 1983 roku dowiedział się Pan o konkursie na spikerów w Polskim Radiu. Były jeszcze jakieś?

Szczerze? Już chyba sobie nie przypomnę więcej takich chwil – ale powiem inaczej: miło, że ktoś, kto nad nami czuwa, tak  wszystko porządkuje w moim życiu. Dzięki temu pewne chwile nabierają innego znaczenia.

Teoretycznie za parę lat może się Pan udać na emeryturę. Czy głos Maciej Gudowskiego zniknie z radia i ekranów?

Ja to zawsze określam tak – będę pracował, póki się nie przewrócę. Będę robił to, co robię. Lubię tę pracę. Nie chodzi tylko o wypełnienie czasu. Miło mi się pracuje z ludźmi, których znam od wielu lat. Praca jest czasochłonna, ale na pewno przyjemna. Kocham pracę lektora filmowego, kocham pracę w radiu!

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Rafał Majchrzak

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

MateuszMateusz

8 0

Dzięki za ciekawy wywiad! Miło było poczytać :-) 20:07, 14.07.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

DziękujęDziękuję

0 0

Wspaniały głos. Jak to dobrze, że telewizja polska ugięła się pod żądaniami widzów i po krótkim okresie eksperymentów z dubbingiem powróciła do lektorów w filmach. No oglądać np. takiego Louisa de Funes i nie słyszeć jego charakterystycznego głosu w tle - to masakra. Ludzie z Europy Zachodniej nie rozumieją, co tracą przez dubbing. Pan Maciej jest bardzo dobrym lektorem, podobnie jakim był np. nieżyjący od dawna cytowany w artykule Marek Gudowski (czytał. np. materiały filmowe do Sondy z Kurkiem i Kamińskim). 17:16, 15.07.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

KabatczykKabatczyk

1 0

A jeszcze fajniej jest usłyszeć głos każdego aktora, gdy są NAPISY na ekranie! 100% przyjemności i nie trzeba słuchać MĘŻCZYZNY, który czyta: "Jestem dziś taka ZMĘCZONA" ;-)
A Marek to był GAJEWSKI. 13:15, 16.07.2019


0%