Żeby zacząć korzystać z Veturilo potrzebna jest aplikacja mobilna o tej samej nazwie. Instalacja przebiega bez zaskoczeń. Po uruchomieniu wita nas kilka ekranów, które wprowadzają nas w nowy system roweru miejskiego. Informują o tym, jak znaleźć stację, wypożyczyć rower, gdzie można go zostawić i jak zablokować rower i zakończyć przejazd.
Nowi użytkownicy muszą przejść przez proces rejestracji, starszy mogą się zalogować na swoje konto. Po formalnościach, na dole ekranu z mapą stacji pojawia się duży czerwony przycisk 'Wypożycz rower'. Przygotowania już za nami.
Jest mroźny, ale słoneczny poranek. Do stacji rowerowej przy metrze Imielin, zlokalizowanej przy urzędzie, docieram jeszcze przed godz. 8 rano. Przed urzędem już ustawia się kolejka petentów. Mijam zaspane twarze i podchodzę do ustawionych w rzędzie rowerów.
Stacja niespecjalnie przypomina te, które pożegnaliśmy w ubiegłym roku. Rowery nie są niczym przymocowane do stojaków w kształcie litery 'U'. Po prostu stoją podparte zwykłą rowerową nóżką. Ale gdyby komuś przyszło do głowy ruszyć je z miejsca bez odblokowania w aplikacji, to zaczną piszczeć dając znać wszystkim w okolicy, że ktoś tu coś kombinuje.
Obok rowerów jest też słupek informacyjny, który instruuje krok po kroku jak korzystać z Veturilo i ile to kosztuje.
Szybki przegląd rowerów. Lśniące w porannym słońcu. Widać, że nówki sztuki! Akurat na stacji Imielin nie trafił się żaden elektryk, ani tandem, na pierwszy ogień idzie więc klasyczny rower. Wybieram ten, który najdłużej stał w słońcu i ma już nieoszronione siodełko.
Otwieram aplikację i klikam przycisk "Wypożycz rower". Na tym etapie można zeskanować kod QR albo wpisać ręcznie numer. Pierwsza opcja jest zdecydowanie wygodniejsza. Trzeba jeszcze przesunąć dźwignię na blokadzie na tylnym kole roweru. Chodzi gładko bez zastrzeżeń. Żadnego siłowania się, kombinowania, szukania. Na to wszyscy czekaliśmy!
Pozostało już tylko ustawić siodełko na pożądanej wysokości. I... znowu jest lekko i bezproblemowo. W razie gdybyśmy stwierdzili, że w oponach jest za mało powietrza, to przy stacji jest czym je napompować, ustawiając pożądany poziom ciśnienia, bo urządzenie jest wyposażone w manometr. Koła mojego roweru są jednak bez zastrzeżeń.
Ruszam. Kolejka pod urzędem już zdecydowanie większa. Z jakiegoś, chyba tylko sobie znanego powodu, niektórzy zajmują miejsca w kolejce, ustawiając się na ścieżce rowerowej. Świetnie! Jest okazja, żeby przetestować... dzwonek. Działa! Wystarczy przekręcić lewą manetkę na kierownicy. Lekki ruch nadgarstkiem, bo to manetka typu grip-shift i rozlega się znajomy dźwięk, ludzie się rozstępują niczym biblijne Morze Czerwone. Na twarzach niektórych grymas, jakby byli wyrwani ze snu.
Teraz przede mną już tylko droga dla rowerów wzdłuż al. KEN. Mamy do dyspozycji trzy biegi. Obsługuje się je prawą manetką tego samego typu jak dzwonek. Biegi przeskakują bez zastrzeżeń. Nie miałem po drodze żadnego wzniesienia, więc na testy lekkości jazdy na pierwszym biegu jeszcze przyjdzie czas. Rozpędzić się na płaskim podłożu można dosyć sprawnie, nawet jeśli nasza kondycja po zimie pozostawia wiele do życzenia. Wsłuchuję się w rower próbując znaleźć jakieś niepożądane dźwięki. Nic. Chodzi gładko aż miło. Sama jazda też bardzo przyjemna, zwłaszcza w promieniach porannego słońca. Stop! Czerwone światło! No to hamujemy! Zgodnie z oczekiwaniami prawa manetka obsługuje tylny hamulec. Skutecznie. Nie obliczyłem drogi hamowania, ale nie wzbudziła ona we mnie zastrzeżeń. Pisząc te słowa, uświadomiłem sobie, że lewa manetka hamulca pozostała przeze mnie nietknięta. Będzie na następny raz.
I teraz najlepsze. Oddawanie roweru. Dziś wybrałem opcję standardową, czyli stację. W razie potrzeby można za opłatą (15 zł) zostawić też rower w wyznaczonych strefach przy specjalnie oznaczonych stojakach. Ale do rzeczy. Podjeżdżam, zatrzymuję się, ustawiam rower przy stojaku, stawiam go na nóżce, przesuwam w dół dźwignę na tylnym kole i... gotowe!
Specjalnie podejrzałem, co pokazuje w tym momencie aplikacja. Dosłownie sekundę po przesunięciu dźwigni wyświetliło się podsumowanie przejazdu. Więc właściwie wystarczy przesunąć dźwignię blokady i już można biec, załatwiać swoje sprawy. Do aplikacji co najwyżej można zajrzeć kontrolnie, żeby zobaczyć, ile zapłaciliśmy, skąd i dokąd jechaliśmy, ile czasu nam to zajęło, a nawet ile spaliliśmy kalorii i ile zaoszczędziliśmy dwutlenku węgla, wybierając rower zamiast samochodu. Ja zmieściłem się w czasie poniżej 20 minut, więc udało się przejechać bezpłatnie. Gdybym dobił do pełnej godziny, to wycieczka kosztowałaby mnie 1 zł.
Zadowolony zostawiam rower z myślą, że na pewno Veturilo w tym roku wejdzie do arsenału środków lokomocji, z jakich korzystam. I na wycieczki rekreacyjne to też opcja! Mam tylko nadzieję, że oprócz sprawności systemu i samych rowerów, ich cechą jest też wytrzymałość. Ale to już czas pokaże. Bo to, że fabrycznie nowy sprzęt działa bez zarzutu, nie jest niczym wyjątkowym. Pytanie, jak długo ten stan się utrzyma. Choć tutaj znaczenie ma też sposób użytkowania przez wypożyczających. Jazda rowerem miejskim może dostarczyć radości i to też nasza rola, żeby tak zostało, jak najdłużej. A moja dzisiejsza przejażdżka miała tylko jeden minus. Ten na termometrze!
5 0
Dzięki za tę relację, zachęca. Niedługo przetestuję rowery osobiście.
5 1
Gratulacje dla pana Stefana za lekkość pióra i czekam na kolejne teksty.
5 0
Nie mogę się doczekać lepszej pogody by wypróbować te rowery! Bardzo przyjemnie mi się czytało Pana artykuł Panie Stefanie, czuć duże zaangażowanie. Dziękuję za ciekawą lekturę i wspaniałą pracę!
2 1
Mnie też zachęciło. Czas na wypróbowanie...