Dwa kluczowe odcinki parku otwarte. Czy mieliście jakieś trudne wyzwanie w trakcie realizacji? Coś stanęło na przeszkodzie? Czego się obawialiście?
Takich krytycznych momentów w projektowaniu właściwie nie mieliśmy. Natomiast wyzwaniem była skala przedsięwzięcia. Mam nawet ze sobą projekt jednego odcinka. Z racji ilości nasadzeń, którymi musieliśmy zarządzać i zmian wprowadzanych w wyniku konsultacji z Zarządem Zieleni, gdzie ogrodnicy mieli swoje cenne sugestie, musieliśmy wielokrotnie modyfikować nasadzenia. Za tym idzie też taka prosta rachunkowa historia – zliczanie, bo żeby zrobić specyfikację, trzeba policzyć, ile sztuk danej rośliny jest potrzebnych!
Jeżeli dokonujemy zmiany gatunku, odmiany lub rozstawu, to te zmiany, wydawałoby się proste, generują mnóstwo zmian rysunkowych i zestawieniowych. To dla projektanta jest bardzo mrówcza robota. Element kreatywny gdzieś się kończy, a zaczyna się taka matematyka jak wszędzie.
A w czasie realizacji, jakie trudności się pojawiły?
W czasie realizacji na pewno problemem było zróżnicowane podłoże. Pracujemy na gruncie antropogenicznym, nawiezionym, niesklasyfikowanym. Nie wiemy, co znajdziemy. W niektórych miejscach natrafiliśmy na bardzo dużo gruzu. W innych miejscach podłoże jest bardzo gliniaste – woda nie wsiąka, nie odpływa, robi się wielkie błoto. I to wykonawczo nastręcza największych problemów paradoksalnie.
Gdy wejdziemy do świeżego ogródka, to wiadomo, że tam jest po prostu ileś centymetrów humusu, a potem wiemy, co jest. Albo piach, albo glina. Wiemy, z czym się liczyć, a tutaj nie wiemy. To jest cały czas niespodzianka! I z racji tej skali tych niespodzianek jest dużo przy pracach ziemnych.
A pogoda Wam sprzyjała? Pamiętam jeden tydzień z dramatycznymi ulewami i strasznie wszystko było pozalewane.
Oczywiście, to się zdarza. Ale z tym, jako firma wykonująca prace, liczymy się. Jednak zmiany klimatyczne nam pomagają. To była ciepła zima. Jeszcze pięć lat temu mieliśmy wpisaną przerwę w pracach w sezonie zimowym i byliśmy uziemieni. Albo, jeśli byliśmy zmuszeni kontraktowo do wykonywania nasadzeń, to wręcz przykrywaliśmy grunt, żeby nie zmarzł, byśmy mogli wykopać dołki i wsadzić rośliny w grudniu czy styczniu. Teraz tego problemu nie mieliśmy, więc to akurat było sprzyjające.
Skala jest głównym problemem i to, że musimy zachować maksymalnie dużą powierzchnię niewyłączoną z użytkowania – ludzie chcą tędy przechodzić. Gdy robi się coś małego, można ogrodzić mały teren, i kontrolowanie go jest dość proste. Natomiast przy tych dwóch kilometrach panowanie nad całością jest o wiele trudniejsze.
Dużo osób zwraca uwagę na skrzynki teletechniczne i wentylatory, które wyrastają spośród zieleni...
Tu jest mnóstwo takich drobnych skrzyneczek, których nie mogliśmy w żaden sposób ruszyć, bo tam są inklinometry mierzące drgania tunelu. Niestety, nikt, projektując tunel, nie myślał o tym, że będzie tutaj park, więc potykaliśmy się o takie właśnie skrzyneczki. Część z nich udało nam się zamaskować w zieleni, ale do nich musi być zapewniony dostęp i co więcej - nie mogliśmy zamknąć ich w jakiejś skrzyneczce. Ja też nad tym ubolewam, ale wytyczne gestorów sieci są bardzo często takie, że oni nie chcą żadnych niestandardowych rozwiązań, ponieważ chcą mieć na 100% pewny dostęp.
Są teraz dostępne bardzo fajne systemy, nawet chowane w ziemi. Tylko niektórzy inspektorzy gestorów sieci zgadzają się na coś takiego. Tutaj też nie mieliśmy przychylności, Te skrzyneczki miały być zlikwidowane po okresie gwarancji (na tunel POW - dop. redakcji). Były zapowiedzi, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad je zdejmie, ale wykonawca utrzymuje je. Niestety, nie dało się tego uniknąć!
Ten miś, który jest atrakcją parku dla dzieci, to dość droga sprawa, prawda?
Tak, to droga. Ten miś wraz ze wszystkimi dodatkowymi elementami, bo mamy też beczułki i inne elementy, kosztował około miliona złotych. Za trwałość trzeba trochę zapłacić, podobnie jak za unikalność.
Ubolewam, bo jak byliśmy na wizycie w zakładzie produkcyjnym w Danii, to aż szkoda, że w Polsce, gdzie jest mnóstwo rzemieślników, nie ma firmy, która robi takie rzeczy. Ten miś to naprawdę mała rzecz w porównaniu z niektórymi urządzeniami, które oni produkują – przy nich po prostu szczęka opada!
Dlaczego zdecydowaliście się na producenta z Danii?
Miś to symbol Ursynowa. Był w koncepcji, żółty, i chcieliśmy, żeby miał także wartość użytkową. Oprócz tego, że był rzeźbą, jak zaproponowano w koncepcji, stwierdziliśmy, że niech ma jeszcze jakąś wartość użytkową, żeby dzieci mogły go penetrować. Zresztą i tak byłaby taka chęć – nieważne czy byłby rzeźbą, dzieci by chciały go dotknąć, pobawić się.
Ten miś jest taką myślą przewodnią, bo jest tu więcej nawiązujących do niego urządzeń zabawowych, jak beczułki, ślady łap misia itd.
Niestety, producenci tego typu unikalnych zabawek są na Zachodzie. Tam jest potencjał projektowy – żeby zaprojektować takiego misia w detalu, każda z tych deseczek jest rozrysowana w trójwymiarze i dopasowana do całego szkieletu. W Europie jest może trzy firmy, które coś takiego zrobią. W Polsce jest dużo producentów placów zabaw, ale takich unikalnych form, customizowanych – nie ma.
Zyskaliśmy gwarancję – producent zapewnia, że miś wykonany jest z drewna, które wytrzyma eksploatację. Zanim zdecydowaliśmy się na współpracę z tą firmą, obejrzeliśmy ich realizacje na terenie Danii. Objechaliśmy kilka tych urządzeń, których historia jest najdłuższa. Byliśmy pełni obaw, czy na pewno to wytrzyma. Jedna z ich zabawek jest zlokalizowana na lotnisku w Kopenhadze i stoi tam już ponad 12 lat. Obejrzeliśmy ją i ślady użytkowania nie są wielkie, więc liczymy, że nasz miś też wytrzyma.
Jakie wymiary ma miś?
Ma około 4 metrów wysokości. Liczymy, że będzie wielką atrakcją dla dzieci.
Pamiętam, że w koncepcji parku autorstwa Katarzyny Łowickiej, elementem spinającym cały dwukilometrowy park była żółta wstęga, szeroka, mocno i wyraźnie zaznaczona. Ostatecznie zastosowaliście skromniejszy klinkier. Czemu tak skromnie?
Czemu skromnie? Nie chcieliśmy, żeby taki element dominował i go ograniczyliśmy. W koncepcji pewne rozwiązania są schematyczne i mogą przybrać ostatecznie inną formę. Ten klinkier to nie jest przypadek.
Jestem wyznawcą zasady, że jak najwięcej elementów powinno być trwałych. I jedynym trwałym rozwiązaniem, gdzie ten kolor żółty można osiągnąć, jest element barwiony w masie. Jeżeli on ma być niewymalowany farbą, która się zdrapie, i niewytworzony z jakiegoś innego plastikowego elementu, to pozostaje nam niewiele środków wyrazu. Klinkier przetrwa próbę czasu, on jest trwały i ta żółć pozostanie. Ona nie jest też, mam nadzieję, za bardzo kontrastowa. Są zresztą inne elementy jak huśtawki, które też są żółte. To akcenty. Nie chcielibyśmy, żeby to zdominowało cały projekt.
Ile osób w sumie pracowało nad parkiem? Nie tylko projektowo, ale realizacyjnie również.
Realizacyjnie, to lekką ręką na pewno setka ludzi. A projektowo, to około 25 osób, które brały udział w różnych elementach. Technologia fontanny była projektowana odrębnie, sieci wodno-kanalizacyjne, instalacja teletechniczna – mamy tu dwie kamery, niby proste, a bardzo skomplikowane ze względu na wymogi miejskiego zespołu obsługi monitoringu.
Tych elementów było bardzo dużo. Zatrudniliśmy też geodetę, który robił mapę do celów projektowych. Chcieliśmy mieć kontrolę nad ilością ziemi, więc zeskanowaliśmy teren z drona i dysponowaliśmy modelem, dzięki czemu łatwiej było nam obliczać masy ziemne. Nie chcieliśmy, żeby trzeba było dowozić dużo gruntu na górki – żeby to było zbilansowane. Nie chcieliśmy też generować niepotrzebnie śladu węglowego.
Dzięki odpowiednim narzędziom mogliśmy panować nad ilością nasadzeń. Proszę zwrócić uwagę, że w tych setkach tysięcy roślin, które zaprojektowaliśmy, wszystkie są dostarczane z bryłką ziemi. Ta bryłka ma raz litr, a czasem 300 litrów, jak bryła korzeniowa dużego drzewa. Gdy zsumujemy całą ziemię, która przyjechała wraz z samymi roślinkami, to już jest olbrzymia ilość! Dzięki temu, że projektowaliśmy w trójwymiarze i uwzględnialiśmy bryłki korzeniowe, wiedzieliśmy, ile ziemi będzie potrzeba. Nie uniknęliśmy całkowicie wywozów i przywozów ziemi, ale było ich o wiele mniej, niż gdybyśmy nie wspomagali się takimi narzędziami.
Fontanna będzie miała jakieś programy, jakiś kolor?
Tak, ma programowalne dysze oświetlone, będzie urozmaicona. Taka była w wytycznych. Osobiście trochę się nie zgadzałem z tą koncepcją, bo jestem zwolennikiem innego typu fontann. Ale ta dry-plaza, taka typowa fontanna posadzkowa, zawsze daje radość, szczególnie w okresie letnim, kiedy można przez nią przebiec, dzieci się schłodzą.
Można wjechać w to – czy to nie jest niebezpieczne?
Teren jest osłupkowany, uwzględniliśmy ten aspekt. Oczywiście memy z samochodami dostawczymi zaparkowanymi w tego typu fontannach spotykamy wszędzie.
Natomiast ja lubię innego typu fontanny. Zaprojektowaliśmy taką w Łodzi na Pasażu Schillera. To mniej spektakularne, ale moim zdaniem bardzo ciekawe założenie. Tam umieściliśmy pomnik Schillera na tafli wody, która też jest fontanną – zbiera się bardzo cieniutka warstwa wody. Nie ma zagrożenia zapadnięcia, bo tam jest solidna płyta betonowa i system rynien odpływowych. Są tam też specjalne dysze zamgławiające, które dają efekt schłodzenia, a dzieci też chętnie tam wbiegają. Powstaje mgiełka, a Schiller się w niej jakby unosi. Wolę to rozwiązanie niż takie dry plazy, ale one też mają swoje plusy.
To jest standardowe rozwiązanie producentów, dzięki czemu mogliśmy uniknąć zarzutu, że zaprojektowaliśmy coś, co tylko jeden dostawca mógłby dostarczyć. Więc ta dry plaza ma swoje zalety – jest dość standardowym, sprawdzonym rozwiązaniem.
Na zapleczu budowy widzimy zgromadzonych mnóstwo drzew. To już na następne odcinki?
Tak, część roślin już przygotowujemy. Bo jest trudność związana z następstwem czasowym. Mamy kontraktowo narzucone terminy oddawania niektórych odcinków, więc musimy mieć gotowe rośliny do wsadzenia w terminie, kiedy nie jest to najkorzystniejsze, czyli w okresie letnim.
Niekorzystne jest to dlatego, że w procesie produkcji drzew są one wykopywane jeszcze w stanie bezlistnym, czyli zimą i jesienią. Tak jak sama nazwa miesiąca “listopad” wskazuje – to miesiąc, kiedy liście już opadną. Od listopada mniej więcej do marca mamy okienko czasowe, żeby pozyskać rośliny z bryłą korzeniową – drzewa, większe krzewy. Ich dostępność w pojemnikach jest bardzo ograniczona. Przy tej ilości nie ma szkółkarzy, nawet w Europie, którzy byliby w stanie dostarczyć taką ilość poszczególnych gatunków przygotowanych w pojemnikach. Musieliśmy więc część roślin wykopać wcześniej. Część stoi u szkółkarzy, gdzie zleciliśmy ich przygotowanie, a część musieliśmy pozyskać teraz, przywieźć na plac i pielęgnować, żebyśmy mogli sadzić je w czasie, kiedy normalnie nie byłyby dostępne.
Ile nasadzeń znajduje się w parku?
Zieleni są setki tysięcy. Samych drzew jest około tysiąca na wszystkich odcinkach. Na jednym odcinku jest w zależności od 90 do 300 drzew. Najwięcej jest chyba na drugim, ale na czwartym też będzie dużo. Na piątym mamy kawałek inspirowany sadem i tam jest dużo ozdobnych jabłoni, grusz i śliw, więc tam też może być więcej.
Na odcinku między Braci Wagów a Stryjeńskich jest całe bogactwo gatunków. Zabiegałem o jak najwięcej dębów. Te drzewa mają być szkieletem parku, który na 100% przetrwa, a wokół niego będzie się rozwijał i żył ten nasz ogród w tej wielkiej skali. Dąb jest bardzo trwały, wolniej rośnie niż inne gatunki, ale sprawdza się w przestrzeniach miejskich. Aleja Szucha jest obsadzona takimi zabytkowymi drzewami, które przetrwały zawieruchy wojenne - takich przykładów jest dużo. Liczę na to, że ten dąb się tutaj sprawdzi.
A czy dąb ma wystarczająco dużo przestrzeni, żeby się zakorzenić na tysiąclecia?
Tak, jak najbardziej. W miejscach, gdzie jest płytko, nie sadziliśmy dużych drzew, poza tym tylko część z tego parku jest na tunelu, część jest na gruncie rodzimym, więc spokojnie sobie poradzą.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawialiśmy podczas spaceru dla dziennikarzy po parku nad POW
Rozliczymy 14:53, 03.05.2025
Rozliczymy was z każdej defrafacji z każdego ustawionego przetargu. Przywrócimy karę śmierci. Lepiej już wyjeżdżajcie.
Fazi17:51, 03.05.2025
Świetny wywiad. Ale zaraz i tak zleci się tu mnóstwo specjalistów, którym nie da się dogodzić.
Sam park jest mega!!!
Q19:50, 03.05.2025
Milion złotych a na sorach ludzie kisną po 10+ godzin i umierają, Polska...
@22:32, 03.05.2025
a co ma park do SOR'u?
No i po co się przemęczać, by na SOR pojechać: wystarczy kupić sobie trumnę, położyć się i umrzeć. Na jedno wyjdzie;)
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu haloursynow.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
0 6
Niby czemu wyjeżdzać? Nie podoba Ci się ,,Mała ojczyzna,, M. Bajor?
0 4
No a co z PIT'em? Rozliczyłeś? Bo już po terminie? Jak się podatki rozliczy, to czemu nie, można wyjechać;)