W odpowiedzi na artykuł „Dzieciństwo na budowie. Opowieści chłopaków z Ursynowa”, zgłosiły się do nas czytelniczki – dziewczyny z Ursynowa – chętne podzielić się swoimi wspomnieniami. A one też potrafiły nieźle narozrabiać!
Wszystkie bohaterki do dziś czują się z naszą dzielnicą bardzo związane, mieszkają tu lub wpadają w odwiedziny. Wspominają zabawy na trzepaku, rozbite głowy i cygańskie tabory.
Marta zamieszkała na Ursynowie na początku lat osiemdziesiątych, jako trzylatka. Rodzina wprowadziła się do trzypiętrowego bloku, co sprzyjało integracji sąsiedzkiej. Z dzieciakami z klatki dziewczynka spędzała czas po szkole głównie na podwórku. Dziś z sentymentem wspomina zabawy na trzepaku, placu zabaw czy przy ujęciu wody, które ratowało życie okolicznych mieszkańców w czasie awarii.
- Jako że w tamtych czasach dzielnica była mało rozwinięta, chodziliśmy na działki czy pod Las Kabacki na wyprawy. Pamiętam, jak zrywało się polne kwiatki do bukietów, które zanosiło się mamom, czy plecenie z nich wianków – opowiada Marta i dodaje, że w tamtych czasach infrastruktury prawie nie było, więc w okolicy jej bloków robiło się „sekrety” w ziemi.
Z koleżankami organizowała pogrzeby martwym owadom, wspinała się na drzewa i płoty.
- Można było też spotkać dzikie zwierzęta z okolicznego lasu, które przychodziły do okolicznych śmietników w poszukiwaniu jedzenia. Człowiek miał wrażenie, że mieszkał na końcu świata – mówi.
Zabawy na podwórku na Żabińskiego. Po drewnianych placach zabaw zostały wspomnienia i zdjęcia. fot. Piotr Klonowski/ursynow.org.pl
Lata dziewięćdziesiąte to jej czasy wczesnoszkolne i okres intensywnego rozwoju dzielnicy. Powstała wtedy szkoła na Hirszfelda, do której uczęszczała znaczna część dzieciarni z okolicznych bloków.
To był czas pierwszych miłości, przyjaźni, przygód. Grało się wtedy głównie w karty, organizowało się podchody, czy grało w gumę, w klasy i w noża. Bawili się wszyscy razem – i chłopcy i dziewczynki. Rozrabialiśmy równo, próbowaliśmy robić pod blokiem ognisko korzystając z podebranych z domów zapałek, biliśmy się, kłóciliśmy
- opowiada Marta.
Najfajniejsza zabawa, którą pamięta, miała miejsce, gdy robotnicy rozkopywali rury koło jej bloku.
- Nie zważając na niebezpieczeństwo, czołgaliśmy się w dole pod przekopami czy obrzucaliśmy grudkami ziemi. Kiedy postawiono płot odgradzający plac budowy szkoły podstawowej, chętnie przechodziliśmy po nim, ponieważ było to takie ekscytujące. A najbardziej wtedy, kiedy trzeba było uciekać przed psem stróża! – wspomina.
W pamięci ma też „pogaduszki” z koleżanką z bloku, które odbywały się… za pomocą kaloryfera. - Wystarczyło wezwać ją na rozmowę, waląc w rurę kaloryfera i krzycząc dość głośno. Najprawdopodobniej nasze pogaduszki słyszał cały pion – śmieje się dziś Marta.
Dzisiaj nadal mieszka na Ursynowie i mówi, że trudno byłoby się jej odnaleźć w innej dzielnicy. Co wg niej różni dzisiejszych mieszkańców od tych z dawnych lat? To, że dziś żyjemy w ciągłym biegu, na nic nie mamy czasu. Kiedyś z sąsiadkami się plotkowało przy cieście czy kawie, wszystkie mamy były dla dzieciaków ciociami, a ojcowie wujkami, rodzice byli ze sobą na ty.
- Dzisiaj raczej spotykamy się ze swoimi znajomymi z pracy czy szkoły wyższej niż z sąsiadami. Nie twierdzę, że nie mam miłych sąsiadów – wręcz przeciwnie. Są wyrozumiali i serdeczni, zwłaszcza w stosunku do mojego synka. Ale są to znajomości powierzchowne i raczej nic nie wskazuje na to, żeby w moim przypadku miało się to zmienić. Może, gdy moja pociecha wejdzie w wiek nawiązywania znajomości, będę miała okazję nawiązać jakąś bardziej zażyłą relację z którąś z mam – podsumowuje.
Basia urodziła się na Ursynowie Północnym w 1983 roku. Nie pamięta dzielnicy w budowie, za to pamięta ten niezabudowany świat dzieciństwa, pełen łąk, pól i pagórków.
- W mojej pamięci są pola w miejscu dzisiejszego parku im. Jana Pawła II, to były prawdziwe łąki i to tuż za domem. Pamiętam, jak przyjeżdżało tam wesołe miasteczko i chyba cyrk – opowiada.
Kiedy już mogła wychodzić sama na dwór, miała obowiązek „meldowania się”. – Nie było wtedy oczywiście telefonów, więc żeby mama była spokojna, raz na jakiś czas dzwoniłam domofonem (lub darłam się pod oknem) z hasłem „mamo, melduję się” – mówi Basia.
Jeden z placów zabaw na Ursynowie Północnym. fot. Aleksandra Szpigiel/ursynow.org.pl
Wspomina, że raczej nie była łobuziarą, choć na drabinkach, których teraz nie spotyka się na placach zabawach, fikała niezłe koziołki. – Pamiętam, jak na placu zabaw, który był niedaleko Domu Sztuki – teraz jest tam parking, spadłam robiąc fikołka i grzmotnęłam głową w betonową posadzkę przy drabince. Ocknęłam się na kolanach jakiejś kobiety, a potem poszłam dalej się bawić. Rodzice chyba do tej pory o tym nie wiedzą – mówi.
To, czego brakuje jej na dzisiejszym Ursynowie to ta możliwość swobodnego „wybiegania się”. – Z moją najlepszą przyjaciółką spędzałyśmy godziny na górkach, na których obecnie stoją bloki przy al. KEN. Tam była trawa, kwiaty, krzaki, w których można było robić kryjówki. Teraz strach puścić dziecko na dwór, bo po osiedlach zasuwają samochody. To dla mnie smutne, że maluchy nie mają tej naszej swobody – podsumowuje.
Monika, podobnie jak Marta sprowadziła się na Ursynów, mając 2-3 lata, na początku lat 80. Pierwsze wspomnienia mam z podwórka i drabinek, na które dzieci chodziły często same w wieku 5-6 lat.
- Zabawy były różne np. w Indian, bo miałam „wigwam” i go wynosiliśmy na podwórko. Najbardziej lubiliśmy te nieszczęsne płyty betonowe i hałdy niedaleko Pileckiego, mimo że nie były zbyt stabilne i było tam pełno gruzu, szkła i metalowych prętów - opowiada. - Zimą zjeżdżaliśmy na sankach z górki miedzy Miklaszewskiego i Marco Polo, nawet jak było więcej błota, niż śniegu – dodaje.
Wspomina też wyprawy na działki za Pileckiego, których już nie ma - powstało tam osiedle. - Już jako nastolatki zapuszczaliśmy się czasem do starej kotłowni, która teoretycznie była zamknięta, ale łatwo było się tam dostać – mówi.
W pamięci zapisały jej się wizyty taboru cygańskiego na osiedlu. - To była dla nas wielka atrakcja w połowie lat 80. – dodaje.
Chociaż od ponad 20 lat mieszka zagranicą, wraca na Ursynów zimą i w wakacje, a wiele przyjaźni zawartych przez nią w dzieciństwie przetrwało do dzisiaj.
[ZT]11561[/ZT]
Dixie14:31, 16.03.2019
To był taki Wygwizdów, że na dziewczyny z Ursynowa mówiliśmy w "Słowackim" panny z Bronxu
Alan15:33, 16.03.2019
Dodam jeszcze: bieganie po tunelu metra, włażenie na XIIp po rusztowaniach no i kąpiele w wykopie fundamentowym gdzie teraz stoi Leclerc przy Ciszewskiego. Ale to była pustynia na początku lat 80. Na Polinezyjskiej między blokami rosły kartofle a w kierunku na Pyry przy Puławskiej pasły się krowy i konie na łańcuchach. Słowo honoru.
Oral B12:13, 07.06.2020
Krowy na łańcuchu to ok, ale konie na łańcuchu ???
Mgrkotka 13:03, 04.06.2022
Oczywiście, że były!
Krystiax09:40, 18.03.2019
Kobiety teraz tylko o seksie, gdzie te dziewczyny z tamtych dni, porządne kulturka i wyobraźnia, chlip chlip :(
Mgrkotka 13:03, 04.06.2022
Hmmm... ja mam tak samo, tylko z mężczyznami. Ani o książkach, ani o przyrodzie tylko seks.
Anebla12:22, 19.03.2019
za Lecler było wielkie boisko gdzie chłopcy mogli grać w piłkę a wieczorami paliliśmy ogniska. Podobnie słynna Wolica. Chodziliśmy piechotą na jeziorko w Powsinie przez skarpę, kto teraz by puścił swoje dziecko na taką wyprawę?!. Całymi dniami bawiliśmy się na podwórku, grając w podchody, pikuty i piłką na hydroforach. Wspominam z tęsknotą lane poniedziałki i latające torebki z bloków. Kryjówki w piwnicach i na altankach na które wiecznie musieliśmy przynosić nowe ławki, najczęściej zwinięte z przedszkoli czy szkół. Pierwsze papieroski i motory, które wiecznie wymagały naprawy. Ale najfajniej było wtedy kiedy cała gromada dzieci jeździła na jednych rolkach na zmianę :)))))) nie ważne że rozmiar nie pasował. TO BYŁY czasy......szkoda że nasze dzieci mają teraz inne zainteresowania. Świat się bardzo zmienił :(.
Anebla12:24, 19.03.2019
za Lecler było wielkie boisko gdzie chłopcy mogli grać w piłkę a wieczorami paliliśmy ogniska. Podobnie słynna Wolica. Chodziliśmy piechotą na jeziorko w Powsinie przez skarpę, kto teraz by puścił swoje dziecko na taką wyprawę?!. Całymi dniami bawiliśmy się na podwórku, grając w podchody, pikuty i piłką na hydroforach. Wspominam z tęsknotą lane poniedziałki i latające torebki z bloków. Kryjówki w piwnicach i na altankach na które wiecznie musieliśmy przynosić nowe ławki, najczęściej zwinięte z przedszkoli czy szkół. Pierwsze papieroski i motory, które wiecznie wymagały naprawy. Ale najfajniej było wtedy kiedy cała gromada dzieci jeździła na jednych rolkach na zmianę :)))))) nie ważne że rozmiar nie pasował. TO BYŁY czasy......szkoda że nasze dzieci mają teraz inne zainteresowania. Świat się bardzo zmienił :(.
Dori22:07, 25.05.2020
Kretyński, megasztuczny podział na zabawy dziewczyny i chłopaków. Chodziłam do 305 i bawiliśmy się wszyscy razem - dziewczyny z chłopakami. Najlepsze miejsce do pływania na tratwach ze styropianiu to fundamenty na Herbsta 1, do jazdy na deskach - okolice szkoły na Dembowskiego, do wspinaczki - drzewa na Końskim Jarze i w okolicach kościoła na KEN zwanego również zamkiem krzyżackim, wszystkie pola w stronę Lasu Kabackiego były nasze, w Lesie bawiliśmy się w podchody, a zimą jeździliśmy na Górce (Kopa Cwila), kiedy jeszcze nikt nie myślał nawet o budowie wyciągu narciarskiego. Wyprawa do znajomych zwykle kończyła się myciem butów całych ubabranych w glinie, bo nie było chodników. To były czasy!
Dzieciak11:47, 07.06.2020
Pierwsze alpagi, pierwszy kompot, pierwszy włam. Pamiętam jak pierswi skini pojawili się na dzielnicy, krew płynęła chodnikiem codziennie. Potem ruscy i Wietnamczycy weszli w dilerkę i wszystko poszło na dno. Nikt nad tym nie panował. Potem było już gorzej, menele walili ruski spirytus, dzieci browna.
Ala7811:08, 04.06.2022
Heroina, morderstwa, gwałty, napady, pobicia, wymuszenia - dzieciństwo ma Ursynowie.
Mgrkotka 13:00, 04.06.2022
Szkoda, że każdy skrawek zieleni , wolnej przestrzeni musi byc zabudowany:(
Jacek18:39, 23.06.2022
Rocznik 84. Na Ursynowie od 1988, najpierw podstawówka 318, potem jak wybudowali to 343. Było mnóstwo swobody, zabawy na Skarpie, generalnie lata 80. wspominam z lezką w oku, w późnych latach 90. przypadających u mnie na koniec podstawówki trzeba jednak uczciwie przyznać, że sporo się pogorszyło,.pojawiło się sporo dragów i dużo chłopaków się stoczyło, dodatkówo na każdym kroku można było zostać skrojonym czyli dla niekumajacych ówczesnego slangu po prostu okradzionym, może nie na moim osiedlu ale w okolicach Domu Sztuki, Natolina czy Megasamu to była plaga, zdarzały się też pobicia.
Rowerowy tor przeszkód do remontu? Na razie znak
Najpierw warto wysyłać każdego rowerzystę na badania psychiatryczne skoro ciągle jeżdżą na czerwonym świetle lub grzejąc po chodnikach mając innych w głębokim poważaniu a następnie tworzyć im rarytasy w postaci dróg rowerowych i tony udogodnień. Dosyć samowolki terrorystów rowerowych!!!
Halski
17:28, 2025-05-27
Szlabany w dół! Od wtorku testy parkingu przy ratuszu
Okoliczni mieszkańcy będą mieli rozjechane trawniki i problemy z parkowaniem. Dzielni urzędnicy zlikwidowali kolejne miejsca parkingowe w mieście.
Ryzy uj
16:07, 2025-05-27
Szlabany w dół! Od wtorku testy parkingu przy ratuszu
Jak wam nie pasuje to wyprowadzcie sie na wieś Warszowiaki
kot
14:46, 2025-05-27
Policyjna akcja na Imielinie. Próba kradzieży auta
Czy to jest ta uśmiechnięta warszafka? na modlińskiej gangu nawet policja się boi a urzędnicy udają, że problemu nie widzą... no ale uśmiechajmy się 🤣
Pieniacz
13:54, 2025-05-27
4 1
Czyli Bronx był dla was symbolem wygwizdowa? Dziwne.