W jakich miejscach na Ursynowie najwyraźniej widać zmianę klimatu?
Widać to w trzech rodzajach miejsc. Pierwsze to są tereny wybetonowane. Widać to najlepiej w upale, bo tam po prostu nie ma ludzi, jest za gorąco. Nawet gdy jest to przestrzeń przeznaczona do wypoczynku ludzi, w upale ludzie takich terenów unikają. Podobnie na wszystkich parkingach, np. przed hipermarketami. Tam nie ma drzew. Po powrocie do auta z zakupami, nie jesteśmy w stanie do niego wsiąść, bo w środku jest ponad 50 stopni.
Drugi obszar to tereny zielone. Po nich widać jak bardzo brakuje wody roślinom. Coraz częściej występująca w Polsce susza jest jednym ze skutków zmiany klimatu. Trzecim rodzajem miejsc są izby przyjęć i szpitale. Szczególnie osoby starsze i dzieci są narażone na upały. Częściej wymagają interwencji medycznej. Gwałtownie wzrasta umieralność podczas fali upałów, w niektórych miastach w Polsce o ponad 120 procent.
Południe Europy zmaga się z rekordowymi falami upałów i ogromnymi pożarami. Na ile te pożary „zawsze były, są i będą”, a na ile są efektem tego, że klimat się ociepla?
Tak, naturalne pożary zawsze były, są i będą, ale ich częstość i gwałtowność wzrasta. Powodem są pogłębiające się susze. Deszcz pada coraz rzadziej, ściółka w lasach jest bardziej sucha i wtedy to się łatwiej pali. Sprzyjają temu też wyższa temperatura i wiatr, bo parowanie zachodzi szybciej i tereny szybciej tracą wilgotność i wysychają.
Media straszyły, że jeśli nic się nie zmieni, to do 2050 roku nastąpi globalna katastrofa. Ile w tym prawdy, a ile szukania sensacji?
Skutki zmiany klimatu nie będą miały gwałtownego miejsca przełamania. To nie będzie tak, że do 2050 roku wszystko będzie fantastycznie, a w 2050 roku system się załamie i będziemy żyli w piekle.
To skąd ta data, co się wtedy stanie?
Naukowcy mówią, że przed 2050 rokiem powinniśmy osiągnąć neutralność klimatyczną, a najlepiej nawet do 2040. Wtedy jest szansa, że wzrost średniej temperatury będzie poniżej 2 stopni Celsjusza.
Co to właściwie znaczy "neutralność klimatyczna"?
Chodzi o to, że jako ludzie, prowadząc naszą gospodarkę i życie, będziemy emitowali tyle samo gazów cieplarnianych, co będzie pochłaniane przez system przyrodniczy. Musimy znacząco zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, przede wszystkim dwutlenku węgla, np. przez ograniczenie użycia surowców nieodnawialnych, czyli węgla, ropy naftowej, gazu ziemnego. Trzeba też znacząco zwiększyć ilość zieleni, czyli roślin zielonych, które pochłaniają w procesie fotosyntezy CO2, a wytwarzają tlen. Musimy stworzyć system pochłaniania CO2 przede wszystkim przez rośliny, ale także w glebie i w oceanach, bo one są największym magazynem węgla. Dlatego betonowanie jest tak niebezpieczne. Zabieramy możliwość pochłaniania dwutlenku węgla i magazynowania węgla w postaci próchnicy w glebie.
Czy auta elektryczne nas uratują, czy to tylko „kropla w morzu”?
To zależy. Jeżeli te auta będą korzystały z odnawialnych źródeł energii, takich jak fotowoltaika, wiatr i energia wodna, to emisja z samego ruchu samochodów będzie zerowa. Ale jeśli to będzie tak, jak teraz jest w Polsce, że ponad 80% energii elektrycznej pochodzi z surowców nieodnawialnych, np. węgla i gazu to wtedy tak naprawdę mamy te samochody na węgiel. Niby są elektryczne, ale ciągną prąd, którego wytwarzanie powoduje znaczącą emisję dwutlenku węgla.
Są jakieś „punkty krytyczne”, po których przekroczeniu nastąpi załamanie systemu?
Tak, przekroczenie takich punktów będzie skutkowało sprzężeniem zwrotnym i będzie napędzać szybkość negatywnych zmian klimatu. Jednym z takich punktów zwrotnych jest topnienie pokrywy lodowej na terenach arktycznych. Lód i śnieg mają wysoką zdolność odbijania promieni słonecznych i się nie nagrzewają. Gdy one się stopią, wyłania się błękitna tafla wody. Ona mniej odbija promieniowania słonecznego, więc szybciej się nagrzewa i zaczyna roztapiać lód wokół. To jest taki samonapędzający się mechanizm. Są groźne doniesienia naukowe, które mówią, że wiele tych punktów krytycznych, które utrzymują stabilność systemu klimatycznego na Ziemi, zostało przekroczonych.
Czyli ta katastrofa już się dzieje…
Tak, dlatego te doniesienia są tak alarmujące. Musimy znacząco zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych do 2030 roku. Te pożary trawiące południe Europy, Hawaje czy wcześniej Kanadę wydają nam się być katastrofą. Jeżeli nie powstrzymamy zmiany klimatu, to będzie nowa normalność.
Który z tych punktów krytycznych jest najgroźniejszy?
Myślę, że to byłoby roztopienie się lodów grenlandzkich i tych w rejonie arktycznym, bo one mogą zaburzyć prąd Golfsztrom. To jest ciepły prąd oceaniczny, który gwarantuje dobrą i ciepłą pogodę i dobry klimat dla Europy. Spłynięcie dużej ilości zimnych wód w tamtym rejonie mogłoby ten prąd zatrzymać i wtedy klimat w Europie posypałby się w takim stopniu, że część kontynentu byłaby niemożliwa do zamieszkiwania.
Czy wtedy w Europie będzie nowa epoka lodowcowa?
Może tak być. Efektem globalnego ocieplenia dla części Europy może być powrót lodowca!
Który sektor gospodarki jest najbardziej wrażliwy na skutki zmiany klimatu?
Rolnictwo. Wszystkie czynniki produkcji rolnej takie jak wielkość i częstość opadów, długość okresu wegetacyjnego, minimalne i maksymalne temperatury, występowanie przymrozków i inne tego typu czynniki są modyfikowane przez skutki zmiany klimatu. Są badania, które pokazują, że plony w skali globalnej są mniejsze ze względu na zmianę klimatu. To oddziałuje na nasze bezpieczeństwo żywnościowe.
Co by pan powiedział osobie, która widząc 15 stopni na termometrze w ciągu dnia w sierpniu pyta: "I gdzie jest to ocieplenie klimatu?"
Skutkiem zmiany klimatu jest większa niestabilność przebiegu pogody, co wyraźnie widać w tym roku. 1 stycznia mieliśmy 19 stopni, a kilka dni później była temperatura znaczniej poniżej zera. Podobnie gwałtowne zmiany mamy też teraz latem. I ta gwałtowność zmian i nieprzewidywalność pogody jest jednym z efektów zmiany klimatu. Groźne będzie też to, że nasze modele prognozy pogody są oparte na wieloletnich analizach, a te modele zaczynają nas zawodzić w wyniku zmian klimatu, bo procesy meteorologiczne zaczynają zachodzić zupełnie inaczej niż wcześniej.
Jeśli za wiele by się nie zmieniło w najbliższym czasie, to jak będzie wyglądało nasze życie za 10, 20, 30 lat?
Znacznie gorzej. Turyści, którzy w tym roku pojechali na południe Europy i doświadczyli upałów powyżej 40 stopni, przekonali się, że w tej temperaturze po prostu nie można żyć. Nie można zwiedzać, chodzić na spacery. Jedynie o świcie da się wytrzymać, nawet w nocy nie da się spać bez klimatyzacji. A ta może zawodzić, bo sieci energetyczne mogą być przeciążone, bo chłodzenie wymaga więcej energii niż ogrzewanie.
W związku z tym nasza jakość życia będzie coraz gorsza. Przewiduje się, że liczba fal upałów z temperaturami dochodzącymi do 40 stopni w Warszawie do 2050 roku może wzrosnąć o 500-600 procent. To są realne zagrożenia.
Czy działania pojedynczych jednostek mogą coś zmienić, czy trzeba tu zmian systemowych?
Myślę, że potrzebujemy jednych i drugich. Bez działań jednostek nie zmienimy systemu. Jednostki decydują, kto nami rządzi. Czy rządzą politycy, którzy podważają istnienie zmiany klimatu lub mówią, że nie musimy nic z tym robić, czy rządzą tacy, którzy chcą wziąć za to odpowiedzialność i próbują coś z tym zrobić. To, co możemy zrobić w tym obszarze to wybrać ludzi, którzy widzą zagrożenie w zmianach klimatycznych.
A co z codziennymi nawykami?
Nawyki i aktywność każdego z nas przekładają się na wielkość emisji gazów cieplarnianych. Zaczynając od diety, tego ile jemy mięsa. Produkcja mięsa, zwłaszcza wołowiny, ale także nabiału ma bardzo wysoki ślad węglowy, czyli powoduje znaczącą emisję. Wpływ ma też to, czy korzystamy z własnego auta, jeżdżąc codziennie do pracy, gdy moglibyśmy pojechać transportem publicznym, albo pójść piechotą. Jak często latamy na wakacje samolotem. To są rzeczy, które we własnym zakresie możemy i powinniśmy robić. To nie jest tak, że jesteśmy skazani na katastrofę klimatyczną. Mamy kryzys, ale wciąż mamy te siedem lat, żeby nie dopuścić do katastrofy.
Wydawałoby się, że klimat jest poza polityką, a jednak wyraźnie widać, że jedna strona sceny politycznej neguje wpływ człowieka na zmianę klimatu, albo zmianę klimatu w ogóle. Jak to jest, że politycy nie są zgodni nawet w tej kwestii?
Idiotów nie brakuje. Ludzi, którzy nie słuchają naukowców i podważają wyniki badań naukowe. A przyczyny tego widzę dwie - i to wynikające z bardzo cynicznych przesłanek. Pierwsza to: „Po nas choćby potop”. Czyli politycy, mając świadomość zmian, cynicznie mówią, że ich nie ma, że nie trzeba nic robić, bo to jest bardziej opłacalne z punktu widzenia interesu politycznego, dlatego, że ludzie nie chcą zmian ani ograniczeń. Wtedy tacy politycy uspokajają ludzi i mówią, że wszystko będzie dobrze i nic nie trzeba z tym robić, bo i tak, jeżeli ten kryzys wystąpi, to będzie już po kadencji rządzących i nie oni będą musieli brać za to odpowiedzialność i z tym mierzyć.
To chyba ogólny problem ochrony środowiska…
Tak, bo horyzont myślenia o środowisku, działaniach i ich efektach ma kilkadziesiąt, a nawet więcej lat. Czyli podjęte dzisiaj błędne decyzje dadzą negatywne skutki za 10, 20, 50 lat, a nie jutro, więc rządzących to nie interesuje. Potrzeba tu mężów stanu, którzy wezmą za to odpowiedzialność.
Komu jeszcze zależy, żebyśmy nie wierzyli w zmianę klimatu? Kto na tym zarabia?
Wszystkie koncerny paliwowe, tradycyjny przemysł węglowodorowy, czyli górnictwo, ropa naftowa, energetyka konwencjonalna to są sektory, które będą podważały zmianę klimatu. Przemysł motoryzacyjny przez wiele lat też mówił, że nic nie trzeba robić, ale to się zmieniło i większość tych koncernów mówi o potrzebie produkowania aut elektrycznych ze względu na zmiany klimatyczne. Tak samo kiedyś przemysł tytoniowy mówił, że palenie papierosów nie powoduje raka. Wszyscy, których działalność powoduje znaczącą emisję, a mogłaby być zastąpiona przez nowe technologie, nie są pozytywnie nastawieni do działań w trosce o klimat. Nie jest to w ich interesie. To trochę się zmienia, bo przemysł zaczyna szukać swojej niszy i widzieć, że technologie niskoemisyjne i inne podejście do gospodarki może budować przewagę konkurencyjną.
Z tego, co pan mówi, wyłania się obraz, że jest źle, ale nie wszystko jeszcze stracone.
Póki możemy coś zrobić, póki nauka mówi, że jeszcze nie jest za późno, to warto tę szansę wykorzystać. W tym kontekście trudno się dziwić emocjom i - czasem oburzającym - metodom i próbom wołania o pomoc młodych ludzi z młodzieżowych strajków klimatycznych.
To są ludzie, którzy są potencjalnie najbardziej narażeni i będą najbardziej dotknięci skutkami zmian klimatu. To są ludzie młodzi, którym w tym świecie, który my im szykujemy, przyjdzie żyć. I oni podejmują działania, które mówią: „zróbcie coś, bo jeszcze nie jest za późno”. Jeżeli kolejnych kilka lat minie nam na samych dyskusjach, spychaniu z siebie odpowiedzialności i nicnierobieniu, to być może będzie już za późno, żeby podejmować działania.
Dziękuję za rozmowę.
sceptyk13:59, 19.08.2023
A ja zadam pytanie: komu zależy, żebyśmy wierzyli w nasz wpływ na zmianę klimatu? Kto na tym zarabia?
To co dziś mówi jeden profesor z drugim za kilkadziesiąt lat ludzkość będzie wyśmiewać i negować, tak jak było już nieraz w przeszłości. W latach 70tych straszono nas nadchodzącą epoką lodowcową. Wtedy też profesorowie uważali się za najmądrzejszych i wszystkowiedzących, a prawda jest taka, że wiedza ludzkości nt. zmian klimatu i przyrody jest prawie żadna. Tylko nam się wydaje, że teraz już wszystko wiemy. A cyklicznie teorie o klimacie są modyfikowane pod tezę, zależnie czy akurat są lata gorące czy zimne.
My zarżniemy się ograniczeniami, wyrzeczeniami, zakazami a klimat i tak się zmieni tak jak się zmieniał na przestrzeni tysięcy lat. Jeśli ktoś wierzy, że redukcja emisji jakiegoś gazu na przestrzeni kilkunastu, kilkudziesięciu lat jest w stanie zmienić klimat czy powstrzymać jego globalne zmiany to chyba jest delikatnie mówiąc naiwny i niemądry. I łyka wszystko jak pelikan.
Docent marcowy23:51, 19.08.2023
Ja też potrafię pokazać coś w rodzaju błędnego koła, tylko na odwyrtkę. Ekspert, raczej polityk, powie, że mamy siedem lat na dokonanie zmian. Te zmiany to będzie przejście na samochody elektryczne - a dotyczy to tylko samochodów osobowych - wpływ tego na klimat, uwzględniając ogrom innych źródeł emisji, np. przemysłowych, będzie praktycznie żaden. Po siedmiu, czy dziesięciu latach okaże się, że klimat dalej się ociepla, no bo się ociepla, w związku z tym trzeba będzie wprowadzać jeszcze dziwniejsze środki zaradcze - zaczniemy jeść sztuczne mięso, no bo zwierzęta, wiadomo, puszczają bąki, to zbrodnia. Efektywność kolejnych pomysłów będzie coraz mniejsza, za to pieniądze do zgarnięcia - coraz większe.
Boom09:47, 20.08.2023
Produkcja CO2 aut osobowych na tle całej emisji jest bardzo mała. Głowni producenci to przemysł i energetyka. A elektryki są w Polsce napędzane brudnym prądem stanowiącym 85%.
Olbrzymie nakłady i propaganda idą na mało znaczące źródło emisji.
STOP manipulacjom00:49, 22.08.2023
10 tys. lat temu cała północna Europa pokryta była lodowcem - czy ludzie palili tak dużo ognisk że klimat się ocieplił i lodowiec się wycofał ?
bomot12:08, 23.08.2023
https://prawy.pl/126729-Zielona-rewolucja-to-mit-Tyle-grupa-G20-przeznaczyla-na-dotacje-do-paliw-kopalnych
ojtam01:44, 24.08.2023
te "7 lat" słyszę już ponad 40 lat.
Ra13:09, 24.08.2023
Profesor zapomnial, że rośliny w nocy wydzielają CO2 a w dzień wytwarzają O2.
obywatel04:43, 28.08.2023
ten ekspert jest dowodem na to ze nasze uniwersytety, politechniki itp produkują *%#)!&
Po lewej zieleń, po prawej parking. Czy ratusz posłucha
Kompromitacja radnych, którzy sprzedali zdrowie mieszkańców za kilka głosów od oszołomów w blachosmrodach.
dr2
00:24, 2025-05-15
Po lewej zieleń, po prawej parking. Czy ratusz posłucha
A gdzie te samochody się podziewały w czasie budowy POW? Może dalej by tam parkowały?
Nick
23:29, 2025-05-14
Po lewej zieleń, po prawej parking. Czy ratusz posłucha
Trzymam kciuki za zamianę parku w parking! Jeżeli się uda, to mieszkańcy mojego osiedla, które nie ma żadnego parkingu, wystąpią o utworzenie parkingu w Parku Ujazdowskim.
Ujazdów
23:22, 2025-05-14
Dziś drugie spotkanie z burmistrzem. O czym się nasłuch
Rada Warszawy zarządziła dziś 3-tygodniową (!) przerwę w obradach (zapewne przypadkiem przerwa kończy się po 2 turze wyborów) akurat w momencie, gdy w porządku obrad stanął punkt zgłoszony przez stowarzyszenie lokatorów im. Jolanty Brzeskiej.
Obserwator
19:42, 2025-05-14
2 0
'Zarżniemy się ograniczeniami, wyrzeczeniami, zakazami'.
Normalnie w kamieniołomach nam każą pracować. I to do tego jeszcze bez pomocy maszyn.