W czerwcu minęło 20 lat od premiery kultowego filmu Marka Koterskiego "Dzień świra". Ten komediodramat, który większość z nas oglądała po kilka razy, kręcono m.in. na Ursynowie. Skąd Ursynów? Dlaczego film stał się kultowy i czy będzie kontynuacja? Na te pytania reżyser odpowiadał podczas spotkania w UCK "Alternatywy".
Były spotkania z twórcami z okazji 35-lecia serialu "Alternatywy 4". Nie mogło zabraknąć opowieści reżysera innego kultowego obrazu kręconego na Ursynowie. 7 czerwca przypadła okrągła, 20. rocznica premiery "Dnia świra" Marka Koterskiego. UCK zaprosiło twórcę w miniony czwartek na rozmowę z fanami jego filmów.
Reżyser ze swadą i humorem odpowiadał na pytania publiczności. Wielu z nich to młodzi ludzie, dla których "Dzień świra" - tak jak dla starszych pokoleń - jest wciągającą opowieścią o naszych słabościach, natręctwach, lękach i o kondycji Polaków. O tym, że film jest wciąż aktualny, mówił zresztą także sam reżyser.
- Bywam przerażony aktualnością tego filmu i powtarzalnością historyczną tego filmu. Myślę o scenie z rozdzieraniem sztandaru, z którego leci krew. Inspiracją był "Kordian", scena rozdzierania sukna na placu Zamkowym. Nie raz mówiłem, że nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać, że ten film jest tak aktualny - mówił Koterski.
fot. SK/Haloursynow.pl
W przekonaniu reżysera "Dnia świra" w Polsce szereg rzeczy powtarza się cyklicznie - popełniamy "samobója" na własne życzenie. - Co staniemy na nogach, to seppuku! - mówił i przypominał historię Targowicy, która zapłaciła carycy, by weszła do Polski i wprowadziła swoje porządki.
Materiałów na filmy o Polsce artysta ma mnóstwo, wystarczyłoby na trzy filmy przesiąknięte krytycznym spojrzeniem na nas samych.
- I przyszła wojna w Ukrainie i wpuszczenie 3 milionów uchodźców. Pomyślałem, nie mogę tak pluć w takim momencie - przyznawał reżyser.
fot. UCK
Każdy film kosztuje go dużo zdrowia. Bo musi być na ponad 100%. Krew, pot i łzy. - Podczas zdjęć do "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" schudłem 9 kilogramów. Musimy dać ponad 100%, bo 100% nie wystarczy, by obeszło to widza. Żeby go odeszło naprawdę, trzeba utoczyć krwi.
To z tego powodu Marek Kondrat nie zagra już u Koterskiego i prawdopodobnie w żadnym innym filmie.
- Powiedział mi po "Wszyscy jesteśmy Chrystusami": Marek, na granie u Ciebie nie mam już siły, a jak czytam scenariusze, które dają mi inni, to mnie to nic nie obchodzi - opowiadał reżyser.
Dlaczego film stał się kultowy i ciągle takim staje się na nowo w nowych pokoleniach?
- Ta kultowość powstała w Was! Kiedy film powstał w 2002 roku, wciąż kupowało się jedną gazetę i w tej gazecie wystawiano cenzurki – "Dzień świra" dostał 4 w skali 1-6. Minęły miesiące i lata, zanim ten film zaistniał, dzięki Wam. Dzięki pokoleniom, można powiedzieć - stwierdzał wdzięczny Marek Koterski.
I przytaczał anegdoty o spotkaniach z odbiorcami filmu, wśród których były także dzieci.
- Podczas pobytu w górach jeden sześciolatek mówił nam, że to jest film o... nim! Już nie miałem sił zapytać "Co tam jest o tobie?!". Pewna 9-latka też stwierdziła, że to o niej film! Zapytałem: "Ale który moment?". A ona: "Jak tę wodę marnotrawimy". Jest w filmie taki fragmencik o oszczędzaniu wody, bo w Afryce jej brakuje - wspominał twórca.
fot. kadr z filmu "Dzień świra", reż. M. Koterski, Studio Filmowe "Zebra", Vision Film Production, Non Stop Film Service
Największe wrażenie na reżyserze zrobiły jednak opinie po premierze. - Pierwsi widzowie to były dwie businesswoman w sukienkach od Channel i mówią, że to o nich! - opowiadał Koterski.
- A ja byłem przekonany, że robię film o swojej kropli, bo znam tylko tę swoją kroplę. I mogłem tylko modlić się, aby ktoś się przyznał, że jest podobną kroplą… - dodawał.
W trakcie kręcenia filmu reżyser miał dużo wątpliwości. W pewnym momencie uznał, że zakończy się klapą.
- Chciałem uciec w połowie filmu, byłem już spakowany, bo byłem przekonany, że jest to film o jednym jedynym psycholu, do którego nikt się nie przyzna. Później okazało się, że te businesswoman… - mówił reżyser do rozbawionej publiczności.
Film rozgrywa się w dużej mierze na Ursynowie. Adaś Miauczyński mieszka w bloku przy Kulczyńskiego, jedna z scen obrazujących "Stepy akermańskie" Mickiewicza, gdy Marek Kondrat sunie pośród łąk, a tle ma blokowisko z tabliczką "Polaka 7", kręcona była na Imielinie. Widzowie pytali, czy ta siódemka, przewijająca się w filmie, była przypadkowa i czy plener był zamierzony.
- Nie wierzę w przypadki! Kręcimy tę sekwencję, podchodzi dyżurny planu i mówi: "Panie Marku, niech Pan zobaczy nazwę - ulica Polaka 7. A nikt tego specjalnie nie wybierał! Ten kadr pasował nam przestrzennie. Gdybyśmy potrzebowali takiej tabliczki, to byśmy ją zawiesili. I zwraca na to uwagę dyżurny planu, nie ja! Bo to nawet nie był mój pomysł - śmiał się Koterski.
fot. kadr z filmu "Dzień świra", reż. M. Koterski, Studio Filmowe "Zebra", Vision Film Production, Non Stop Film Service
Marek Koterski wspominał też jedną z jego ulubionych scen w "nic śmiesznego", w której Cezary Pazur rozmawia z budki telefonicznej z operatorem, z którym chce zrobić film. Ta scena narodziła się z osobistego przeżycia reżysera.
- W czasie dokumentacji wynajęto mi mieszkanie na Ursynowie. Nie było komórek, były tylko takie automaty telefoniczne pod kopułką. I ja to przeżyłem! - mówił.
Reżyser skromnie stwierdzał, że większość pomysłów na sceny, nie są jego.
- Nie mam pomysłów! Wychodzę z domu rano i modlę się, że żeby nic dziwnego mi się nie przytrafiło! To moje jedyne zmartwienie. Wczoraj idziemy z kolegą na spacer, on z psem, omawialiśmy sprawę spotkania na Powiślu. Podchodzi facet i bez pytania zaczyna mówić do nas przez pół godziny o masażu psów. Co ja mogę wymyślić! Ja nigdy w życiu bym tego nie wymyślił! - mówił rozbawiony Koterski.
- Może istotniejsze jest czasem to, czego nie robię - dodawał. - Najważniejsze są marzenia. Jak zdusisz w sobie marzenie to po tobie. Ja tylko miałem marzenia, by być kimś, ale przez pół życia nie wiedziałem kim… - opowiadał.
Szkolna ulica na Koncertowej nie zdaje egzaminu
Wszyscy narzekają na spadek dzietności, ale jak rodzice chcą przywieźć do szkoły dziecko to już ludziom to przeszkadza. Rodzice, którzy przywożą dzieci znajdą inną szkołę, tą zlikwidują ( bo i tak dzieci coraz mniej) i cała zgraja egoistów mieszkających wokół będzie szczęśliwa. Co za naród.
JolkaZ
00:22, 2025-06-07
Robotnik spadł z wysokości. Trafił do szpitala
To po szklanie, i na rusztowanie.
Dzielnicowy Parys
22:42, 2025-06-06
Jak dbamy o park linearny? Są już pierwsze zniszczenia!
Nie dziwię się, że park zaczyna być dewastowany. Rodzice zapatrzeni w telefony a dzieci skaczą w tym czasie po nasadzonych kwiatach. Zwrócenie uwagi nie pomaga, co najwyżej zrobią fotki swoim pociechom jak niszczą kwiaty. Wieczorem panowie około 40-ki (???) jeżdżą na wypożyczonych rowerach po kolorowych fontannach. Ludzie, co się z wami dzieje? W głowie się nie mieści!
mieszkanka Natolina
22:41, 2025-06-06
Jak dbamy o park linearny? Są już pierwsze zniszczenia!
Rodzice dumni jakie mają zaradne dzieci, a te dzieci wdrapują się na zjeżdżalnię. Widziałam jak dziewczynka (z nadwagą) wdrapywała się po dachu zjeżdżalni i zjeżdżała w dół. W tym czasie małe dzieci zjeżdżały będąc w środku (czyli zgodnie z przeznaczeniem). Przecież gdyby ta dziewczynka upadła całą sobą na dziecko która właśnie z tunelu wyjeżdża to współczuję rodzicom tej dziewczynki stanu umysłu. Ale taka dzicz jest wszędzie. Na innym placu zabaw dwie dziewczyny (8-9 lat) weszły na dach domku. A mamusie pękały z dumy jakie to córeczki zaradne. Aż spadnie innemu dziecku na głowę i złamie kręgi albo sobie łeb skręci to wtedy mamusie będą na pewno meega dumne. Patologia.
Magda
22:24, 2025-06-06
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz