Wysokie kary nie odstraszają złodziei samochodów. Tym razem ursynowscy policjanci zatrzymali rzekomego taksówkarza i jego pasażera. Mężczyźni szykowali się już na kolejny skok i mieli przy sobie wszystkie potrzebne do tego rzeczy. Teraz grozi im 10 lat więzienia.

Około północy funkcjonariusze policji zauważyli hondę, która zatrzymała się na ul. Puławskiej. W okolicy już wcześniej zdarzały się kradzieże samochodów, więc mundurowi woleli dmuchać na zimne i sprawdzić auto. Samochodem podróżowało dwóch mężczyzn. 36-letni kierowca powiedział, że świadczy usługi przewozowe. Drugi z nich, 34-letni obywatel Ukrainy, miał z tych usług korzystać.

Policjanci nie uwierzyli w tę historię, bo z zachowania mężczyzn wynikało, że się znają, w czasie kontroli byli bardzo zdenerwowani. Dodatkowe podejrzenia wzbudzał fakt, że rzekomy pasażer siedział z przodu. Na pytanie, czy posiadają przy sobie przedmioty mogące służyć do popełnienia przestępstwa, odpowiedzieli przecząco. Przeszukanie samochodu wykazało zgoła co innego.

- W różnych miejscach ich pojazdu mundurowi znaleźli urządzenia do przesyłania sygnałów elektronicznych oraz zagłuszarki sygnałów GSM i GPS typowych dla osób zajmujących się kradzieżami samochodów, laptopa do zdalnego pokonywania zabezpieczeń elektronicznych w pojazdach, śrubokręty, tablice rejestracyjne od innego samochodu oraz podrobiony dowód osobisty z nazwiskiem i imieniem kierowcy – mówi podkom. Robert Koniuszy, rzecznik mokotowskiej komendy policji.

Podejrzani posiadali również komplety kluczyków do dwóch samochodów marki BMW, Volkswagen i do jeszcze innego samochodu. Kierowca hondy stwierdził, że wszystkie te przedmioty należą do niego. Do aresztu trafili jednak obaj mężczyźni.

W tym samym czasie policjanci zbierali dowody w sprawie kradzieży dwóch bmw z lipca zeszłego roku. Okazało się, że to właśnie zatrzymani są za nie odpowiedzialni. 36 i 34-latek przyznali się do zarzutów. Grozi im do 10 lat więzienia.