Zamknij

Robert Lewandowski pomógł koledze z Ursynowa! Razem grali na boisku

09:21, 17.07.2022 Aktualizacja: 22:50, 17.07.2022
Skomentuj TZ/DM TZ/DM

Robert i Tomek. Koledzy z przeciwnych drużyn. Spali ramię w ramię na turniejach międzynarodowych. Pożyczali sobie buty do gry. Pierwszy został jednym z najsłynniejszych piłkarzy świata, drugiemu szansę na karierę przerwała choroba. Dziś Robert nadal pamięta, z kim grał dwadzieścia lat temu i pomógł koledze z Ursynowa, dosłownie, stanąć na nogi.

Z miłością i talentem do piłki nożnej urodzili się obaj. Obaj w 1988 roku. Robert grał w Varsovii, Tomek w RKS Okęcie Warszawa. Treningi to było całe ich życie. Kiedy jechali na mecz, rodzice dzieci z przeciwnych drużyn dopytywali się: Będzie dziś Lewandowski? Gra dzisiaj Załęcki? To oni byli królami boiska i nadal mogliby grać obaj na światowej murawie. Niestety los zdecydował inaczej.

- Miałem dwadzieścia jeden lat, w planach granie w piłkę, wakacje w Grecji… - opowiada o początkach swojej choroby Tomek Załęcki, mieszkaniec Ursynowa. – Na początku roku zauważyłem, że lekko powłóczę prawą nogą, na początku to zignorowałem, potem zrzuciłem na powikłania po kontuzji. Później zobaczyłem, że mam problem z utrzymaniem długopisu. Pojawiła się pierwsza myśl, że coś jest nie tak. Kiedy zauważyłem, że z ręki wypadła mi butelka z wodą, szybko zapisałem się do neurologa.

Długi i kosztowny "trening"

Lekarz już po pierwszym badaniu dał Tomkowi skierowanie na rezonans. Wyniki były jednoznaczne – naczyniak. Duży, mocno uciskający rdzeń kręgowy. Najczęściej uaktywnia się u młodych ludzi w wieku ok. 20 lat. Dla niektórych to wyrok skazujący na wegetację. Tomka uratowało niskie ciśnienie.

- Kiedy jeszcze nie wiedziałem, co mi dolega, latałem samolotem, skakałem do basenu na główkę! – opowiada Tomek. – Uratowało mnie to, że mam niskie ciśnienie, inaczej byśmy dzisiaj nie rozmawiali.

Lekarze zaplanowali operację na cito. Wycięli część kręgów, ale… naczyniaka zostawili. Był dla nich za trudnym przypadkiem i po prostu nie podjęli się dalszego leczenia. Tomek z rodzicami wrócili do punktu wyjścia. Nie wiedzieli jeszcze wtedy jak długa i bolesna droga przed nimi. Zaczęły się kolejne wizyty i nieprzyjemne badania. Tomek niechętnie wraca do wspomnień ze szpitali.

- Dużo się wtedy nacierpiałem. I psychicznie i fizycznie, ale w końcu trafiłem do prof. Tadeusza Trojanowskiego, gdy tylko obejrzał moje wyniki, od razu ustalił termin operacji – opowiada Tomek.

Pojawiło się światełko w tunelu. Operacja się udała, ręka i noga w pierwszych dniach po zabiegu odzyskiwały dawną sprawność. Niestety radość okazała się przedwczesna, po kilku dniach Tomek zemdlał, a kiedy się ocknął, prawa strona ciała była praktycznie bez czucia. Teorie były różne, najprawdopodobniej po operacji utworzył się krwiak, który pękł. To był moment, w którym mógł się poddać. Ale zadziałał duch sportowca. I pojawiła się prawdziwa miłość.

- Powoli stawałem na nogi. Rehabilitacja trwa do tej pory. Pewnego dnia trafiła do mnie z polecenia Justyna – rehabilitantka, dziś jesteśmy razem już 5 lat i mamy trzyletniego synka – opowiada Tomek.

Nie zrezygnował ani z życia towarzyskiego, ani z piłki. Choć jego stan nie pozwalał na żadną aktywność fizyczną, prowadził na Ursynowie akademię piłki nożnej "Syrena", która trenuje młode talenty. 

Lekarze nie dawali jednak Tomkowi szans na to, że jego stan się poprawi. Mówili raczej, żeby cieszył się tym, że się nie pogarsza. On jednak nie dał za wygraną i szukał alternatywnych form terapii. W końcu znalazł - Centrum Neurorehabilitacji i Fizjoterapii w Mysłowicach specjalizujące się w pracy z osobami z takimi problemami, jak on. Koszt leczenia – 30 tysięcy.

- To była dla mnie suma nie do przeskoczenia – mówi Tomek. – Podczas zbiórki na Facebooku udało mi się zebrać tylko 1300 zł. Nagle mnie oświeciło…

Następnego dnia wpłynęły pieniądze...

Wtedy postanowił napisać do Roberta. Wiedział, że moment jest słaby, bo akurat wybuchała afera z oszustem, który wyłudził od Lewandowskich 100 tys. zł. Tomek przygotował wszystkie dokumenty potwierdzające jego stan i kwalifikację do leczenia i… następnego dnia na konto fundacji, która mu pomaga, wpłynęła potrzeba kwota.

- Nie musiał tego robić. A jednak dzięki niemu mam szansę na poprawę swojego stanu – dodaje.

Dziś Tomek jeździ na wózku inwalidzkim, ale na co dzień spełnia się zawodowo - prowadzi własną firmę. Nagrał nawet płytę z własnym rapem. Nadal pasjonuje się piłką nożną, choć grać już nie może. Nie mieszka już na Ursynowie, wyprowadził się do Wielunia. Wciąż pamięta o geście swojego dawenego kolegi z boiska.

Zarobki Lewandowskiego są już legendą, media przeliczają sekundy na złotówki, a minuty na euro. Ale nikt nie może Robertowi kazać się tymi gigantycznymi pieniędzmi dzielić. Nie on jeden tyle zarabia. Jednak to robi i wcale nie szuka przy tym rozgłosu. Ma wielkie serce, nie tylko do piłki!

*Artykuł archiwalny i uaktualniony, przypominamy z okazji transferu Roberta Lewandowskiego z Bayernu do FC Barcelona

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(1)

Kocham futbolKocham futbol

4 2

żeby Znicz Pruszków też przeznaczył 500 000 Euro z procentu transferu Roberta na szczytne cele, a nie na ciepłe posadki urzędników 12:58, 18.07.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%