Mieszkańcy osiedla Lokajskiego, którzy w ubiegłym tygodniu zostali pozbawieni dojścia do swoich domów, mogą wreszcie odetchnąć z ulgą. Po licznych interwencjach ogrodzenie, które postawił deweloper, zostało przesunięte o kilkadziesiąt centymetrów. Ale to wcale nie koniec kłopotów. I nie koniec protestów mieszkańców. 

Po zagrodzeniu chodnika mieszkańcy ostro zaprotestowali, żądając jak najszybszej budowy nowego przejścia przez spółdzielnię. Na reakcję nie trzeba było długo czekać. W sobotę ogrodzenie zostało przesunięte o kilkadziesiąt centymetrów. Tym samym mieszkańcy mogą korzystać z części chodnika. Niestety w dalszym ciągu droga jest niemożliwa do pokonania dla wózka dziecięcego, czy tym bardziej inwalidzkiego. 

- Nie rozumiem, dlaczego oni tak skrzętnie wszystko zagrodzili. Przecież tego chodnika nikt by im nie zjadł. Podejrzewam, że i tak przez długi czas nie będą w tym miejscu nic robili, więc mogliby odsłonić ten chodnik w całości – mówi jeden z mieszkańców bloku Lokajskiego 26.

Mieszkańcy zdążyli się już pogodzić z budową. W dalszym ciągu nie mogą jednak zrozumieć, dlaczego spółdzielnia sprzedała aż tak duży teren.

- Przecież wszyscy wiedzą, że pieniądze ze sprzedaży tej działki poszły na pokrycie długów, które powstały za sprawą poprzedniego zarządu spółdzielni. Dlaczego jednak nikt nie pomyślał o tak istotnych rzeczach jak chodnik czy parking przed sprzedażą terenu. To jest nie do pojęcia. Dlaczego my mieszkańcy, którzy płacimy niemałe czynsze, mamy być tak traktowani? Nasz komfort życia leży w rękach spółdzielni. Zobaczymy, co teraz zrobi. Są dwie pilne kwestie. Pierwsza to normalny chodnik, druga zwiększenie liczby miejsc parkingowych. Czekamy na jakieś decyzje władz spółdzielni – mówi pani Maria.

Mieszkańcy powoli zaczynają być już zmęczeni całą sytuacją. Zostali pozbawieni chodnika, miejsc parkingowych, a jednocześnie komfortu i przestrzeni. Twierdzą też, że spółdzielnia będzie musiała się zrehabilitować. W jaki sposób? Tego jeszcze mieszkańcy nie chcą zdradzać.