Zamknij

Zielona (I)wonna. Szalona florystka z Ursynowa i jej niesamowite dzieła

13:09, 05.01.2019 Marta Siesicka-Osiak Aktualizacja: 11:09, 06.01.2019
Skomentuj fb/zielonaiwonna fb/zielonaiwonna

Mówi, że florystyka to wyjątkowy listonosz, który przychodzi z niezwykłym przekazem. Jako dziecko marzyła o otworzeniu kwiaciarni o wdzięcznej nazwie „Daisy”. Dziś - uzbrojona w szeroki uśmiech - szuka na Ursynowie drogi do realizacji swojej pasji. Poznajcie „Zieloną i wonną”, naszą sąsiadkę, która każdą napotkaną osobę potrafi zarazić miłością do tworzenia!

Urodziła się i wychowała w centrum Warszawy. W 1981 r. przeprowadziła się na Ursynów, co jak mówi, było szansą na początek innego dzieciństwa. Po latach spędzonych w starej kamienicy i równoległej nauce w dwóch szkołach, trafiła do nowego świata pełnego przyjaciół, z którymi bawiła się w zielonych sadach na Wolicy.

- To był pamiętny dzień. 13 grudnia pierwszy raz obudziłam się we własnym wymarzonym pokoju i nie było „Teleranka” – śmieje się wspominając przeprowadzkę.

Od urodzenia otaczała ją sztuką. Pochodzi z muzykującej rodziny: mama jest muzykiem, a dziadek grał na skrzypcach, choć z zawodu był kuśnierzem.

- To właśnie dziadek, z którym spędzałam bardzo dużo czasu, jest człowiekiem, który pokazała mi, że pasja i rzemiosło mogą dawać bardzo dużo zadowolenia. Dziś wracają do mnie jego pamiętne słowa, że „trzeba znaleźć w życiu coś takiego, co pozwoli ci na spokojny sen jutro”. To moje dzisiejsze motto - opowiada.

W dzieciństwie marzyła o otwarciu kwiaciarni „Daisy”, zainspirowana pięknie brzmiącą stokrotką w imieniu narzeczonej Kaczora Donalda. Spędzając weekendy na zalesionej działce pod Warszawą, bawiła się w „Tajemniczy Ogród” albo robiła bukiety z traw i kwiatów zebranych na łące. Do dziś najlepiej czuje się w otoczeniu przyrody i natury.

Jako nastolatka wybrała szkołę, która łączyła się z jej pasją – technikum ogrodnicze, które miało dać jej szansę na zdobycie zawodu.

- W ówczesnych czasach to była jedna z nielicznych możliwości zdobycia zawodu florysty, a ja chciałam zacząć jak najszybciej praktykować, co się udało, bo moja pierwsza praca była właśnie w kwiaciarni – mówi Iwona. – Ale życie potoczyło się, jak się potoczyło i postawiło na mojej drodze ciekawą propozycję innej pracy, w biurze. Tu wykorzystywałam swoje zdolności organizacyjne, ale decyzja o zmianie zawodu była także podyktowana ówczesnymi problemami zdrowotnymi, choć w sercu zawsze było tworzenie – tłumaczy.

Teraz, po 20 latach pracy za biurkiem, Iwona wraca do korzeni. Przysłowiowych i dosłownych! Choć z kwiatami nie rozstawała się przez cały ten czas – robiła dekoracje dla rodziny, bukiety ślubne dla znajomych – codzienność i rutyna zaczęły powoli gasić jej pasję. Wtedy powiedziała: dość!

- Teraz coraz częściej myślę o tym, żeby pokazywać ludziom swoją twórczość i dzielić się nią, inspirować do kontaktu z naturą. W pędzie dzisiejszych czasów bardzo jest nam potrzebne zatrzymanie się na chwilę, prawdziwe pobycie ze sobą, ale nie w wirtualnym świecie zamkniętym w przysłowiowych czterech ścianach – opowiada. – Kiedyś kobiety spotykały się w kołach gospodyń wiejskich – to był ich czas dla siebie, na relację z innymi, czas na spotkanie ze sztuką. I to właśnie sztuka jest moim zdaniem tym uniwersalnym łącznikiem dla wszystkich, dlatego spotkania z nią podczas zajęć mogą zdziałać wiele dobrego dla każdego uczestnika bez względu na wiek – mówi.

Wg Iwony każdy może zobaczyć coś innego w obrazie, usłyszeć coś innego w muzyce czy wyrazić się poprzez ruch swojego ciała. Każdy inaczej widzi dekoracje, którą ona przygotuję czy taką, którą przygotuje sam.

- Sztuka jest formą wyrazu. Dlatego uważam ją za bardzo ważną w życiu każdego człowieka, szczególnie w dzisiejszych czasach. Kiedy tak bardzo brakuje czasu na bycie ze sobą i innymi, a samotność jest tak widoczna. Ten problem widać w każdej grupie wiekowej, a najlepszym lekiem na samotność jest… obecność drugiego człowieka – opowiada Iwona i tłumaczy, że stąd wziął się jej pomysł organizowania warsztatów.

Pierwsze prowadzone przez nią zajęcia odbyły się w ursynowskiej kawiarni i cieszyły się dużym zainteresowaniem.

- Ucieszyło mnie zaproszenie do prowadzenia warsztatów z robienia świątecznych wianków kierowanych do rodziców z dziećmi – opowiada florystka. – Zależało mi na tym, że dodać tym świętom trochę magii. Żeby to nie był tylko pęd za zakupami, sprzątanie i gotowanie, ale żeby ta jedna czy dwie godziny, były tym elementem pokazującym, że jesteśmy razem, że chodzi o coś więcej niż tylko o prezenty pod choinką – tłumaczy.

Czym jest dla niej florystyka? Ubarwianiem świata i sztuką wyrażania siebie, a także formą terapii i pomocy drugiej osobie.

Ostatnio z dwójką dzieci zrobiła wspólnie wianek na ich drzwi – w trakcie pracy stworzyła z nimi historię, żeby wieniec zawsze przypominał im te wspólne chwile. Na kole znalazło się tyle kwiatków ile osób liczy ich rodzina, a okrągły kształt symbolizował nierozerwalną rodzinną więź.

- Moje podążanie za florystyką jest odpowiedzią na potrzeby serca. Chęć tworzenia jest tak silna, że kiedy pojawia się okazja, aż palę się do pracy. Nieważne są poparzone palce od gorącego kleju czy ból pleców. Ja po prostu chcę to robić, bo widzę w tym sens i odczuwam ogromną radość – mówi z zapałem.

Zdarzyło jej się także zabawić we wróżkę i spełnić czyjeś marzenie. Kiedy trafiła do niej Gabriela, która marzyła o wiązance ślubnej z peonii, sprawy nie miały się najlepiej. Termin ślubu nijak miał się do sezonu na te kwiaty. Iwona postawiła wszystko na jedną kartę i zaryzykowała. Za plecami panny młodej, będąc w kontakcie z jej narzeczonym, ściągnęła z zagranicznej hurtowni paczkę piwonii.

- Ich cena była zawrotna, ale podjęłam ryzyko. Nie wiedziałam co przyjdzie i w jakim stanie. W sezonie płaci się kilka złotych za sztukę, tu było kilkanaście. To było trudne, ale się udało! Gabriela, popłakała się ze wzruszenia i powiedziała, że spełniłam jej marzenie. Dodatkową niespodzianką był bukiet, który pan młody chciał wręczyć żonie o północy. Wielki, piękny i oczywiście z peonii – opowiada.

Takich historii chciałaby tworzyć więcej, choć pociągają ją także taniec i fotografia. Uważa, że każda sztuka pozwala odkrywać siebie, a samo tworzenie jest jednocześnie formą  medytacji koncentracji i momentem odpoczynku.

- Praca przestaje być pracą, kiedy robimy coś z serca – mówi i dodaje, że chciałaby, żeby ta pasja stała się jej głównym zajęciem.

Marzeń i planów ma wiele. Myśli o seniorach, których na Ursynowie nie brakuje, a nie zawsze mają gdzie się spotkać i zrobić coś wspólnie. – Godzina spędzona wspólnie z innymi, w towarzystwie sztuki, może być lepsza niż cały worek leków z apteki - mówi.

- Czas tworzenia to czas na robienie czegoś co sprawia nam radość, co nas buduje, co łączy z innymi. Dotyczy to tak samo inspirującej rozmowy przy kawie z przyjaciółką, wspólnego robienia dekoracji z dzieckiem czy słuchania muzyki. Chodzi o stan pewnego rodzaju ekstazy. To dla mnie taka pauza w pędzie codzienności, to więcej niż zatrzymanie,  to  bezczas. To jakość życia połączona z dostrzeżeniem tego co nas otacza, tego, co dla każdego z nas jest ważne, by żyć w pełni a nie przebiec przez życie – opowiada i dodaje, że liczy na to, że zrealizuje niebawem swój sen o kolorowym Ursynowie, gdzie twórczość będzie obecna na wielu spotkaniach, a każde drzwi będzie zdobił piękny, barwy wianek.

PRACE IWONY MOŻNA ZOBACZYĆ W NASZEJ GALERII I NA STRONIE ZIELONA I WONNA:

(Marta Siesicka-Osiak)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%