Pożar w wieżowcu przy Końskim Jarze niemal na pewno nie był dziełem podpalacza - dowiedzieliśmy się nieoficjalnie. Policja wykluczyła również związek tego wydarzenia z podpaleniem altanki śmietnikowej przy sąsiednim bloku. Kontenery ze śmieciami paliły się wieczorem tego samego dnia.
Mieszkańcy osiedla przy Końskim Jarze od paru dni żyją w strachu. Po środowym pożarze, w którym spłonęły meble wystawione na korytarzu oraz jedno z mieszkań, z ust do ust przekazywana jest plotka o tym, że na osiedle powrócił podpalacz. Ten strach nie jest bezzasadny.
W maju i czerwcu ubiegłego roku, również w blokach przy Końskim Jarze, aż cztery razy płonęły rzeczy pozostawione na klatkach schodowych i korytarzach. Prokuratura postawiła zarzuty 18-letniemu Akinowi A., sąsiadowi z bloku na osiedlu "Koński Jar - Nutki".
Środowy pożar nie ma jednak nic wspólnego z działalnością podpalaczy. - Jest niemal pewne, że nie można wiązać tego zdarzenia z podpaleniem. Nikt, poza mieszkańcami, nie miał dostępu do korytarza za kratą, gdzie wybuchł pożar - mówi nam nieoficjalnie osoba znająca szczegóły policyjnego dochodzenia.
Informację potwierdza prezes spółdzielni "Koński Jar - Nutki". - Naszym zdaniem był to tzw. pożar gospodarczy, czyli spowodowany przez użytkowników. Dostęp za kratę mają tylko mieszkańcy dwóch mieszkań - mówi Grzegorz Adamczyk, prezes spółdzielni.
Na przymieszkaniowym korytarzu lokatorzy urządzili "salonik dla palaczy". Była tam wersalka, szafki drewniane, kartony i kwiaty. Zdaniem służb oraz spółdzielni do zaprószenia ognia mogło dojść przez pozostawienie niedopałka papierosa. Choć na ostateczny werdykt należy poczekać parę tygodni, gdy swoją opinię wyda biegły z zakresu pożarnictwa.
Tymczasem osiedle lotem błyskawicy obiegła informacja, że tego samego dnia wieczorem ktoś podpalił altankę śmietnikową przy bloku na Końskim Jarze 4. Spalił sie doszczętnie jeden kontener, a drugi został nadpalony. Ogień w porę zauważyli mieszkańcy, którzy zaczęli go gasić. Kamery monitoringu zarejestrowały młodego mężczyznę, który chwilę przed pożarem wychodził z altanki. Sprawa została zgłoszona na policję, choć ta powtarza, że z wcześniejszym pożarem w bloku nie ma to nic wspólnego.
W lipcu ubiegłego roku po serii pożarów przy Końskim Jarze, w wyniku interwencji jednej z mieszkanek, blokom na osiedlu przyjrzeli się inspektorzy nadzoru budowlanego oraz strażacy. Straż pożarna nakazała zarządcy zapewnienie bezpiecznego wyjścia ewakuacyjnego przez kraty. Zamki zostały wówczas przerobione na takie, które umożliwiają szybkie otwarcie drzwi od wewnątrz. Strażacy uznali, że to działania wystarczające, przypomnieli jednocześnie, że nie wolno zamieniać korytarzy i przedsionków w graciarnię.
- Apelujemy co 2-3 miesiące do lokatorów, wiszą informacje na klatkach, organizujemy wywozy gabarytów, dajemy ludziom czas. Nic nie działa! Czy naprawdę ktoś musi zginąć, by dotarło do wszystkich, że urządzają sobie pułapkę?- pyta retorycznie prezes Grzegorz Adamczyk.
W ubiegłym roku kilkoro lokatorów zostało obciążonych przez spółdzielnię kosztami wywozu gratów z korytarza.
[ZT]14781[/ZT]
[ZT]14487[/ZT]
[ZT]12475[/ZT]
X14:08, 27.03.2020
0 1
Podpalenie 14:08, 27.03.2020
MJ21:04, 27.03.2020
2 1
Nie to jest najważniejsze, tylko palne ocieplenie ścian budynku, łatwo przenoszące płomienie w górę, na kolejne piętra. 21:04, 27.03.2020