Zamknij

Szczepłek wspomina dawny Ursynów. "W Wolicy ćwiczyliśmy manewry przeciwko NATO" WYWIAD

12:00, 11.09.2021 Redakcja Haloursynow.pl
Skomentuj RM RM

Stefan Szczepłek widział już w życiu wiele – nie tylko jako dziennikarz sportowy z prawie półwiecznym doświadczeniem - ale też jako mieszkaniec Ursynowa. Jego pamięć jest tak samo wyrazista, gdy wspomina czasy Kazimierza Deyny, jak i ostatnie lata. Rozmawiamy z nim o Ursynowie sprzed lat.

Panie Szczepanie, od kiedy na Ursynowie?

Mieszkam tutaj od 1980 roku. Ponad 40 lat spędziłem już na Ursynowie.

Dla młodych obrazem tej części Warszawy, który zachował się po dziś dzień, jest ciągle przywoływany serial „Alternatywy 4”. Czy rzeczywiście komedia Stanisława Barei oddaje ówczesną rzeczywistość?

Serial wprawdzie mówił o Ursynowie, ale był tylko tłem. Opowiadał o końcówce PRL-u, późnych latach 80. XX wieku. Osiedla pełne bloków z wielkiej płyty oddawały charakter tamtych czasów. Takie osiedla były charakterystyczne nie tylko dla Ursynowa, ale też dla innych miast w całej Polsce. Oglądając serial, nie miałem poczucia, że to rzeczywiście wszystko się dzieje obok mnie. Działo się w tym znaczeniu, że wszyscy żyliśmy w tym kraju - ale nie mieliśmy wpływu na zmiany.

Nieprzypadkowo mówiło się o Polsce, że był najweselszym barakiem „demoludów”. Umieliśmy się śmiać z tego, co nas otacza. Filmy i seriale Barei są tego przykładem. A nie było zawsze śmiesznie. Mieliśmy rozmaite problemy życiowe. Dzisiejsza młodzież nie może tego wiedzieć. Szczęśliwie tego nie doświadczyła. Chociaż… czy szczęśliwie to jest dobre słowo?

Każde pokolenie ma swoje problemy – różne, ale jednak…

Tyle że my nie byliśmy ludźmi totalnie nieszczęśliwymi. Walczyliśmy w taki czy inny sposób z komuną, ale miała ona swój urok. Adres „Alternatywy 4” był symbolem. Autorem scenariusza do tego serialu był mój kolega Maciej Rybiński. Przeżywaliśmy to wszystko codziennie – ale to był śmiech przez łzy. Tamte czasy kojarzą mi się z powszechną barierą niemożności. Wszystko trzeba było sobie załatwić. Serial o tym opowiadał.

Wspomniał pan o 1980 roku...

Sprowadziłem się wtedy na Ursynów. Przybyliśmy tutaj razem z żoną. Ona miała wówczas książeczkę mieszkaniową, ja natomiast nie. To był koniec 16-letniego oczekiwania na nowe lokum. Wcześniej mieszkaliśmy w moim rodzinnym domu w Falenicy. Kiedy człowiek jest młodszy, nie zwraca uwagi na to, że żyje w małym pokoiku o powierzchni 6 m.kw. Byłem już wtedy dziennikarzem, pracuję w zawodzie od 1973 roku. Byłem szczęśliwy nie dlatego, że miałem pracę. Wtedy stabilne zatrudnienie miał każdy…

Dzisiaj o pracę raczej też jest łatwo...

To jest nieporównywalne. Mogliśmy narzekać na to, co nas otacza. Nie traciło się jednak pracy z dnia na dzień. To była podstawowa różnica. Dzisiejsze czasy wiążą się z niepewnością. Brakuje etatów, ludzie mają kredyty, zobowiązania, są zadłużeni. W tamtych czasach ludzie byli dla siebie sympatyczniejsi, bo nie mieli takich problemów. 

Wróćmy jednak do wątku zamieszkania na Ursynowie.

Wybraliśmy w 1977 roku lokalizację przy ul. Związku Walki Młodych. Czekaliśmy jeszcze 2-3 lata, dopiero później się wprowadziliśmy. Początkowo to był szok. Kiedy mieszkałem w Falenicy, byłem otoczony lasem. Wszędzie zwierzęta i ptaki. W nowym mieszkaniu nie widziałem na horyzoncie ani jednego drzewa. Okna wychodziły bowiem na północ. To było dołujące. Szok jednak minął. Teraz mogę szczerze powiedzieć, że nie chcę się stąd wyprowadzać!

Mówi pan podobnie jak wielu mieszkańców, z którymi do tej pory rozmawialiśmy: odnaleźli tu swoje miejsce.

Nie ma się czemu dziwić – tu jest świetnie! Wtedy, w 1980 roku nie miałem świadomości, że 200 metrów od mojego mieszkania powstanie stacja metra. Minęło 15 lat i otrzymaliśmy cudowny dar od losu. Wcześniej przedostawaliśmy się do centrum w różny sposób. Przesiadaliśmy się między liniami. Al. KEN była rozkopana przez wiele lat w związku z budową pierwszej linii metra.

 powyżej: budowa stacji Stokłosy, listopad 1986, autor nieznany

Pamiętam, jak wracałem kiedyś do domu. Wysiadłem z autobusu i nie wiedziałem, gdzie jestem. W miejscu, gdzie dziś mamy stację metra Stokłosy był postój taksówek. Mówię taryfiarzowi, gdzie ma jechać. A on do mnie: „Ale przecież pan już tu jest!”. Nie było punktów orientacyjnych. Jedynym sklepem istniejącym na Ursynowie był Megasam. To był swoisty wyznacznik cywilizacji wielkomiejskiej. 

Minęło ponad 40 lat. Różnice pomiędzy poprzednią epoką a obecnymi latami są ogromne. Jeszcze będąc na studiach, przyjeżdżałem tutaj do kolegi. Jego rodzice mieli szklarnię. To było w Imielinie – formalnie w granicach Warszawy. A wie pan, gdzie się ta szklarnia znajdowała? W miejscu, gdzie dziś stoi budynek Multikina!

A żeby dostać się do miasta, kolega podwoził mnie skuterem „Osa” w okolice Alej Jerozolimskich. Tam mogłem się przesiąść w pospieszny autobus do Falenicy. Tylko jedną bolączkę dostrzegłem po tych wszystkich latach…

Jaką?

Postrzegam Ursynów jako 150-tysięczne miasto, jedną z osiemnastu dzielnic tworzących największe miasto w Polsce, czyli Warszawę. To miejsce, gdzie jest wszystko… oprócz sportu. Tutaj sportowcy tylko mieszkają. Klub piłkarski SEMP istnieje już prawie 30 lat. Kiedyś byłem z nim związany emocjonalnie. Mój syn Jan grał w jego barwach przez 9 lat. Zaobserwowałem wtedy jednak pewne zjawisko. Większość rodziców przyprowadzała swoje dzieci nie dlatego, żeby czerpały one tutaj przyjemność z gry. Oni myśleli raczej, że każdy ma w domu drugiego Deynę. A tymczasem do Ekstraklasy trafił jedynie Radosław Pruchnik. Sama idea SEMP-a była mi bliska. Nadal uważam, że istnienie tego klubu ma sens. SEMP był kiedyś czymś w rodzaju ursynowskiej Agrykoli. Problem w tym, że wychowano na Ursynowie bardzo mało zawodowych piłkarzy. Jasiek np. odszedł z SEMP-a do Marymontu. Nie grał tam jednak zbyt długo.

Znał pan ludzi, którzy zakładali ten klub.

Tak, był to Rudolf Kapera, legenda Legii Warszawa. Później kontynuował to jego syn, Maciej, który był też trenerem tenisa. „Rudka” wspominam bardzo mile – lubiliśmy się. To był przyzwoity człowiek. Być może dlatego nie zrobił wielkiej kariery trenerskiej, bo był zbyt uczciwy. Był wykładowcą na AWF, prowadził też Legię w spotkaniu z Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1989 roku.

Kiedyś piłkarze tego klubu grali na placu Wielkiej Przygody. Po drugiej stronie placu przy pobliskiej szkole mieszkał Rudek Kapera. Trenerem SEMP-a był Marek Śledź, późniejszy dyrektor akademii Lecha Poznań. Mojego Jaśka trenował Edward Kowalczyk, który grał w Gwardii Warszawa z Dariuszem Wdowczykiem i Dariuszem Dziekanowskim. To były wielkie nazwiska. W SEMP-ie trenowali synowie piłkarzy – Piotrek Włodarczyk wysłał tutaj syna Szymona, grał tu też syn Adama Fedoruka. A dziś? Brak obiektów robi swoje. SEMP gra na Ursusie, co jest kompletnym nieporozumieniem. Arena Ursynów nie jest prawdziwą halą sportową. To prawdziwe nieszczęście, że brakuje tu miejsc do uprawiania sportu! To teren zamieszkany przez prawie 150 tysięcy ludzi. A nie ma prawdziwego klubu sportowego. SEMP nie ma też dzisiaj przy Koncertowej nawet pełnowymiarowego boiska. 

Ale były też dobre chwile związane ze sportem w tej dzielnicy...

Piękną kartą w historii Ursynowa są zapewne mistrzostwa świata w biegach przełajowych. To był rok 1987, organizowano je na Służewcu. Tylko w tych dyscyplinach mogliśmy organizować wielkie imprezy – one nie wymagały wielkiej infrastruktury. Polska była idealnym miejscem na biegi przełajowe.

Pamiętam, że mieliśmy w przeddzień głównych zawodów bieg zamknięty. Zorganizowano go dla dziennikarzy i trenerów. Metę wytyczono na Kopie Cwila. Nawet zająłem dobre miejsce. Wtedy byliśmy tym podnieceni – mistrzostwa świata na Ursynowie! 

Mieszkał tutaj kiedyś reżyser Janusz Zaorski - reżyser słynnego "Piłkarskiego pokera" - którego pan dobrze zna…

Teraz mieszka na Zapłociu, na Wilanowie, Darek Szpakowski jest jego sąsiadem. Janusz mieszkał wcześniej na rogu al. KEN, przy stacji metra Ursynów. Spędzał tu dużo czasu. Pamięta pan może taką scenę z „Piłkarskiego pokera”? Wygląda ona tak, że jeden facet przyjeżdża na peryferia Białegostoku ze skrzynką wódki. Padają tam słowa odnośnie klubu Cukrownik, który gra o wejście do B klasy…

Piłkarski poker Wolica Ursynów

kadr z filmu "Piłkarski Poker" 1988 - reż. J. Zaorski - w tle dom, który znajdował się przy Nowoursynowskiej

Janusz opowiedział mi, że te peryferia Białegostoku to tak naprawdę ówczesna Wolica. A dzisiaj jest to ulica Nowoursynowska. Kiedy byłem jeszcze na studiach, mieliśmy zajęcia wojskowe w Wolicy. Ćwiczyliśmy tam manewry przeciwko wojskom NATO. Po skończonych zajęciach major zabierał nas do Lasu Kabackiego. Mieliśmy nazbierać opieniek. Znałem te okolice. A później okazało się, że to był plener dla sceny z „Piłkarskiego pokera”. Kręcono to na dzisiejszym Ursynowie! Zresztą trochę tych filmowych akcentów można odnaleźć…

Plenery z „Dnia świra”, kościół z „Dekalogu” Kieślowskiego…

Powiem więcej na sam koniec - aktor Andrzej Żuławski przecież mieszkał kiedyś przy Koncertowej. Jego żoną była Sophie Marceau. Byli małżeństwem przez 16 lat, od 1985 roku do 2001 roku – spędzili tu kawałek życia. Wielką francuską aktorkę spotykano na ulicy, kiedy szła do sklepu po kajzerki! 

Dziękujemy za przypomnienie tych historii!

Rozmawiał Rafał Majchrzak

*Wywiad archiwalny, pierwotnie ukazał się w 2019 roku

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

MrFrostyMrFrosty

0 0

ja też na Ursynowie od 1980 :) :P 15:55, 11.09.2021

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

JacekJacek

0 0

I ja też!!! 17:27, 21.11.2022


reo

MM

2 1

W dawnych dobrych czasach, kiedy na wilanowskich błoniach mieszkały dzikie zwierzęta a nie słoiki, często przechodziłem obok tego filmowego domu. W dół skarpy obok jego ogrodzenia prowadziła wąska, stromo opadająca ścieżka. Mieszkałem wtedy na Grzegorzewskiej i piękne dzikie łąki poniżej skarpy były idealnym terenem na wieczorne biegi przełajowe, często kończące się polegiwaniem w głębokiej trawie :) Rowerowe wyprawy także miały swój klimat, dosłownie o rzut beretem od wielkiego bloku latały pszczoły i motyle, śpiewały ptaki, przemykały zające, a spotkanie z koziołkiem czy dzikiem też nie należały do rzadkości. Inny świat ... 08:04, 13.09.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%