Zamknij

Szczepłek. Od zawsze na Ursynowie. "Otrzymaliśmy cudowny dar od losu" WYWIAD

13:21, 01.12.2019 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 13:37, 01.12.2019

Stefan Szczepłek widział już w życiu wiele – nie tylko jako dziennikarz sportowy z prawie półwiecznym doświadczeniem - ale też jako mieszkaniec Ursynowa. Jego pamięć wciąż jest tak samo wyrazista jak w momentach, gdy wspomina czasy Kazimierza Deyny, Zbigniewa Bońka i innych dawnych gwiazd piłki nożnej. Rozmawiamy z nim o Ursynowie sprzed lat.

Panie Szczepanie, od kiedy na Ursynowie?

Mieszkam tutaj od 1980 roku. Niemalże 40 lat spędziłem na Ursynowie.

Dla młodych obrazem tej części Warszawy, który zachował się po dziś dzień, jest ciągle przywoływany serial „Alternatywy 4”. Czy rzeczywiście komedia Stanisława Barei oddaje ówczesną rzeczywistość?

Serial wprawdzie mówił o Ursynowie, ale był tylko tłem. Opowiadał o końcówce PRL-u, późnych latach 80. XX wieku. Osiedla pełne bloków z wielkiej płyty oddawały charakter tamtych czasów. Takie osiedla były charakterystyczne nie tylko dla Ursynowa, ale też dla innych miast w całej Polsce. Oglądając serial, nie miałem poczucia, że to rzeczywiście wszystko się dzieje obok mnie. Działo się w tym znaczeniu, że wszyscy żyliśmy w tym kraju - ale nie mieliśmy wpływu na zmiany. Nieprzypadkowo mówiło się o Polsce, że był najweselszym barakiem „demoludów”. Umieliśmy się śmiać z tego, co nas otacza. Filmy i seriale Barei są tego przykładem. A nie było zawsze śmiesznie. Mieliśmy rozmaite problemy życiowe. Dzisiejsza młodzież nie może tego wiedzieć. Szczęśliwie tego nie doświadczyła. Chociaż… czy szczęśliwie to jest dobre słowo?

Każde pokolenie ma swoje problemy – różne, ale jednak…

Tyle, że my nie byliśmy ludźmi totalnie nieszczęśliwymi. Walczyliśmy w taki czy inny sposób z komuną, ale miała ona swój urok. Adres „Alternatywy 4” był symbolem. Autorem scenariusza do tego serialu był mój kolega Maciej Rybiński. Przeżywaliśmy to wszystko codziennie – ale to był śmiech przez łzy. Tamte czasy kojarzą mi się z powszechną barierą niemożności. Wszystko trzeba było sobie załatwić. Serial o tym opowiadał.

Wspomniał pan o 1980 roku...

Sprowadziłem się wtedy na Ursynów. Przybyliśmy tutaj razem z żoną. Ona miała wówczas książeczkę mieszkaniową, ja natomiast nie. To był koniec 16-letniego oczekiwania na nowe lokum. Wcześniej mieszkaliśmy w moim rodzinnym domu, w Falenicy. Kiedy człowiek jest młodszy, nie zwraca uwagi na to, że żyje w małym pokoiku o powierzchni 6 m2. Byłem już wtedy dziennikarzem, pracuję w zawodzie od 1973 roku. Byłem szczęśliwy nie dlatego, że miałem pracę. Wtedy stabilne zatrudnienie miał każdy…

Dzisiaj o pracę raczej też jest łatwo...

To jest nieporównywalne. Mogliśmy narzekać na to, co nas otacza. Nie traciło się jednak pracy z dnia na dzień. To była podstawowa różnica. Dzisiejsze czasy wiążą się z niepewnością. Brakuje etatów, ludzie mają kredyty, zobowiązania, są zadłużeni. W tamtych czasach ludzie byli dla siebie sympatyczniejsi, bo nie mieli takich problemów. 

Wróćmy jednak do wątku zamieszkania na Ursynowie.

Wybraliśmy w 1977 roku lokalizację przy ul. Związku Walki Młodych. Czekaliśmy jeszcze 2-3 lata, dopiero później się wprowadziliśmy. Początkowo to był szok. Kiedy mieszkałem w Falenicy, byłem otoczony lasem. Wszędzie zwierzęta i ptaki. W nowym mieszkaniu nie widziałem na horyzoncie ani jednego drzewa. Okna wychodziły bowiem na północ. To było dołujące. Szok jednak minął. Teraz mogę szczerze powiedzieć, że nie chcę się stąd wyprowadzać!

Mówi pan podobnie jak wielu mieszkańców, z którymi do tej pory rozmawialiśmy: odnaleźli tu swoje miejsce.

Nie ma się czemu dziwić – tu jest świetnie! Wtedy, w 1980 roku nie miałem świadomości, że 200 metrów od mojego mieszkania powstanie stacja metra. Minęło 15 lat i otrzymaliśmy cudowny dar od losu. Wcześniej przedostawaliśmy się do centrum w różny sposób. Przesiadaliśmy się między liniami. Al. KEN była rozkopana przez wiele lat w związku z budową pierwszej linii metra.

 powyżej: budowa stacji Stokłosy, listopad 1986, autor nieznany

Pamiętam, jak wracałem kiedyś do domu. Wysiadłem z autobusu i nie wiedziałem, gdzie jestem. W miejscu, gdzie dziś mamy stację metra Stokłosy, był postój taksówek. Mówię taryfiarzowi, gdzie ma jechać. A on do mnie: „Ale przecież pan już tu jest!”. Nie było punktów orientacyjnych. Jedynym sklepem istniejącym na Ursynowie był Megasam. To był swoisty wyznacznik cywilizacji wielkomiejskiej. 

Minęło 40 lat. Różnice pomiędzy poprzednią epoką a 2019 czy 2020 rokiem są ogromne. Jeszcze będąc na studiach, przyjeżdżałem tutaj do kolegi. Jego rodzice mieli szklarnię. To było w Imielinie – formalnie w granicach Warszawy. A wie pan, gdzie się ta szklarnia znajdowała? W miejscu, gdzie dziś stoi budynek Multikina! A żeby dostać się do miasta, kolega podwoził mnie skuterem „Osa” w okolice al. Jerozolimskich. Tam mogłem się przesiąść w pospieszny autobus do Falenicy. Tylko jedną bolączkę dostrzegłem po tych wszystkich latach…

Jaką?

Postrzegam Ursynów jako 150-tysięczne miasto, jedną z osiemnastu dzielnic tworzących największe miasto w Polsce, czyli Warszawę. To miejsce, gdzie jest wszystko… oprócz sportu. Tutaj sportowcy tylko mieszkają. Klub piłkarski SEMP istnieje już 26 lat. Kiedyś byłem z nim związany emocjonalnie. Mój syn Jan grał w jego barwach przez 9 lat. Zaobserwowałem wtedy jednak pewne zjawisko. Większość rodziców przyprowadzała swoje dzieci nie dlatego, żeby czerpały one tutaj przyjemność z gry. Oni myśleli raczej, że każdy ma w domu drugiego Deynę. A tymczasem do Ekstraklasy trafił jedynie Radosław Pruchnik, a za chwilę być może Szymon Włodarczyk – który gra teraz w Legii II Warszawa. Sama idea SEMP-a była mi bliska. Nadal uważam, że istnienie tego klubu ma sens. SEMP był kiedyś czymś w rodzaju ursynowskiej Agrykoli. Problem w tym, że wychowano na Ursynowie bardzo mało zawodowych piłkarzy. Jasiek np. odszedł z SEMP-a do Marymontu. Nie grał tam jednak zbyt długo.

Ciągnie jeszcze ten "piłkarski wózek"?

Nie, zmienił dyscyplinę na triathlon. Trenuje amatorsko. Chociaż z triathlonem jest tak, że ten „amatorski” sport jest tylko z nazwy. Treningi są naprawdę ciężkie. Jeżeli człowiek chciałby wystartować w zawodach kilka razy w roku, haruje niczym zawodowiec. Kiedy jednak grał w SEMP-ie, jeździł przez dziewięć lat na turnieje i obozy. Pojechał na Dana Cup w Danii, odwiedził Holandię, zobaczył stadion Ajaxu. To była piękna sprawa - dzieciaki poznawały świat. Sport był dla nich bramą do świata jeszcze niepoznanego. 

Znał pan ludzi, którzy zakładali ten klub.

Tak, był to Rudolf Kapera, legenda Legii Warszawa. Później kontynuował to jego syn, Maciej, który był też trenerem tenisa. „Rudka” wspominam bardzo mile – lubiliśmy się. To był przyzwoity człowiek. Być może dlatego nie zrobił wielkiej kariery trenerskiej, bo był zbyt uczciwy. Był wykładowcą na AWF, prowadził też Legię w spotkaniu z Barceloną w Pucharze Zdobywców Pucharów w 1989 roku.

Kiedyś piłkarze tego klubu grali na placu Wielkiej Przygody. Po drugiej stronie placu przy pobliskiej szkole mieszkał Rudek Kapera. Trenerem SEMP-a był Marek Śledź, późniejszy dyrektor akademii Lecha Poznań. Mojego Jaśka trenował Edward Kowalczyk, który grał w Gwardii Warszawa z Dariuszem Wdowczykiem i Dariuszem Dziekanowskim. To były wielkie nazwiska. W SEMP-ie trenowali synowie piłkarzy – Piotrek Włodarczyk wysłał tutaj syna Szymona, grał tu też syn Adama Fedoruka. A dziś? Brak obiektów robi swoje. SEMP gra na Ursusie, co jest kompletnym nieporozumieniem. Arena Ursynów nie jest prawdziwą halą sportową. To prawdziwe nieszczęście, że brakuje tu miejsc do uprawiania sportu! To teren zamieszkany przez prawie 150 tysięcy ludzi. A nie ma prawdziwego klubu sportowego. SEMP nie ma też dzisiaj przy Koncertowej nawet pełnowymiarowego boiska. 

Ale były też dobre chwile związane z sportem w tej dzielnicy...

Piękną kartą w historii Ursynowa są zapewne mistrzostwa świata w biegach przełajowych. To był rok 1987, organizowano je na Służewcu. Tylko w tych dyscyplinach mogliśmy organizować wielkie imprezy – one nie wymagały wielkiej infrastruktury. Polska była idealnym miejscem na biegi przełajowe. Pamiętam, że mieliśmy w przeddzień głównych zawodów bieg zamknięty. Zorganizowano go dla dziennikarzy i trenerów. Metę wytyczono na Kopie Cwila. Nawet zająłem dobre miejsce. Wtedy byliśmy tym podnieceni – mistrzostwa świata na Ursynowie! 

Mieszkał tutaj kiedyś reżyser Janusz Zaorski - reżsyer słynnego "Piłkarskiego pokera"-  którego pan dobrze zna…

Teraz mieszka na Zapłociu, na Wilanowie, Darek Szpakowski jest jego sąsiadem. Janusz mieszkał wcześniej na rogu al. KEN, przy stacji metra Ursynów. Spędzał tu dużo czasu. Pamięta pan może taką scenę z „Piłkarskiego pokera”? Wygląda ona tak, że jeden facet przyjeżdża na peryferia Białegostoku ze skrzynką wódki. Padają tam słowa odnośnie klubu Cukrownik, który gra o wejście do B klasy…

Piłkarski poker Wolica Ursynów

kadr z filmu "Piłkarki Poker" 1988 - reż. J. Zaorski - w tle dom, który znajdował się przy Nowoursynowskiej

Janusz opowiedział mi, że te peryferia Białegostoku to tak naprawdę ówczesna Wolica. A dzisiaj jest to ulica Nowoursynowska. Kiedy byłem jeszcze na studiach, mieliśmy zajęcia wojskowe w Wolicy. Ćwiczyliśmy tam manewry przeciwko wojskom NATO. Po skończonych zajęciach major zabierał nas do Lasu Kabackiego. Mieliśmy nazbierać opieniek. Znałem te okolice. A później okazało się, że to był plener dla sceny z „Piłkarskiego pokera”. Kręcono to na dzisiejszym Ursynowie! Zresztą trochę tych filmowych akcentów można odnaleźć…

Plenery z „Dnia świra”, kościół z „Dekalogu” Kieślowskiego…

Powiem więcej na sam koniec - aktor Andrzej Żuławski przecież mieszkał kiedyś przy Koncertowej. Jego żoną była Sophie Marceau. Byli małżeństwem przez 16 lat, od 1985 roku do 2001 roku – spędzili tu kawałek życia. Wielką francuską aktorkę spotykano na ulicy, kiedy szła do sklepu po kajzerki! 

Dziękujemy za przypomnienie tych historii!

Rozmawiał Rafał Majchrzak

[ZT]16505[/ZT]

[ZT]13522[/ZT]

[ZT]13435[/ZT]

[ZT]12735[/ZT]

[ZT]16303[/ZT]

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(4)

BoguBogu

0 6

150 tyś i ani jednej szkoły średniej dla sportowców. Najbliższa na Bielanach! Podstawowki jeśli cos mają poza Koncertową to zaledwie jedna klasa w roczniku. Czy tak mamy zachecać do sportu dzieci? 02:18, 02.12.2019

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

kurkawodnakurkawodna

6 1

Na hirszfelda matole są klasy sportowe, basen, akrobatyka itp. 13:11, 02.12.2019


reo

BB

0 0

"Panie Szczepanie"... :D 14:30, 03.12.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

wifiwifi

0 0

ej.. Ursynów się zmienił przez lata.. i zazielenił... no ale jednak to i tak zawsze było "coś" tylko dla przyjezdnych tu osiadłych.... 21:20, 21.11.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%