Zamknij

Pomoc biednym to syzyfowa praca. WYWIAD Z ROMĄ ŁOJEWSKĄ

14:45, 31.07.2019 Alicja Kowalska Aktualizacja: 16:31, 31.07.2019
Skomentuj AKO AKO

- Ludzie mogą obyć się bez wielu rzeczy, ale jeść trzeba, i jeśli nie mają skąd tego jedzenia wziąć, to ktoś ich musi nakarmić - tak o działalności "Ariadny", stowarzyszenia pomagającemu najuboższym mieszkańcom Ursynowa, mówi jego założycielka Roma Łojewska. Dziś ta znana na Ursynowie społeczniczka otrzymała Nagrodę Miasta Stołecznego Warszawy. Przypominamy wywiad z panią Romą, jaki ukazał się na Haloursynow.pl.

Czym jest Stowarzyszenie „Ariadna”?

Jesteśmy grupą społeczników, podkreślam, społeczników i wolontariuszy, którzy pomagają najbiedniejszym mieszkańcom naszej dzielnicy. Zaopatrujemy ich w to, czego potrzeba im najbardziej, czyli przede wszystkim jedzenie.

To pani założyła „Ariadnę”. Jak to się zaczęło?

Zawsze działałam na rzecz osób potrzebujących. Dwa lata przed tym, jak powstała „Ariadna” jeździłam jako wolontariuszka do podobnego stowarzyszenia na Wolę, bo przecież na Ursynowie nic takiego nie było. Aż powiedziałam dość! Tu też są ludzie i też potrzebna jest pomoc. I tak w 2003 roku wraz z przyjaciółmi i znajomymi założyłam stowarzyszenie.

Co było dalej?

Poszliśmy do naszej spółdzielni imielińskiej prosić o lokal i do dziś jestem za to prezesowi wdzięczna, że nas wysłuchał i że pomógł, bo bez lokalu stowarzyszenie nie miałoby sensu. Prosiliśmy o taki najgorzej położony, taki który ciężko wynająć, zalegający, żeby nikt nam nie zarzucił, że spółdzielnia mogłaby lokal wynająć komuś innemu i mieć zysk, a przez to, że został przydzielony nam – traci.

Udało się?

Tak i rzeczywiście to, co wynajęliśmy, stało puste od 3 lat. Tu było gruzowisko i kupa śmieci, ale nie zgadnie Pani, co ja na tym gruzowisku znalazłam! Obraz Matki Boskiej karmiącej! Nie jestem szczególnie przesądna, ale wiedziałam, że to znak, że będzie nam tu dobrze, i że dla nikogo nie zabraknie jedzenia! Zaczęliśmy remont...

Ludzie pomogli?

A jak! Zryw był niesamowity! Każdy pomagał, jak umiał. I elektrycy, i malarze i hydraulicy. Ktoś umiał spawać, ktoś na śmietniku witrynę znalazł. W te ściany włożone jest bardzo dużo ludzkiej dobroci i życzliwości.

Początki działalności były trudne?

Jesteśmy chyba jedyną organizacją na Ursynowie o takim charakterze. Jeszcze nam konkurencja nie wyrosła i raczej szybko nie wyrośnie. Trzeba być trochę szalonym, żeby się na coś takiego porywać, więc czy było trudno? Jak diabli! Pierwsze dwa lata utrzymywaliśmy się z samych tylko naszych składek. Jak czegoś nie było to, trzeba się było zrzucić. Na samochód 6 lat zbieraliśmy. Zresztą nie tylko finanse były problemem, ale ludzie też. Gadali, chyba z zawiści, że to co pozyskamy, bierzemy dla siebie. Straszne rzeczy, panie na początku przychodziły tu z płaczem. Okazało się, że żeby pomagać, trzeba sobie najpierw wyhodować grubą skórę. 

Zacisnęliście zęby i wytrzymaliście to...

Dopiero z czasem, jak ludzie się do nas przekonali, zaczęło się dziać trochę lepiej i zaczęliśmy otrzymywać jakieś dotacje. Jak dziś pamiętam, nasza pierwsza dotacja to było 8.600 zł na rok. Dziś współpracujemy z Bankami Żywności, prywatnymi firmami, wchodzimy w programy unijne.

W jaki sposób pomagacie potrzebującym?

Od samego początku współpracuję z ursynowskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej. Oni kierują do nas najbiedniejszych mieszkańców Ursynowa, a my zaopatrujemy ich w to, czego aktualnie potrzebują najbardziej. Mamy 2 magazyny – jeden z żywnością, drugi z ubraniami. Oczywiście zdarzają się tacy, co nie chcą korzystać z pomocy OPS-u, a my wiemy, że są biedni, to za zgodą zarządu takim ludziom też pomagamy. Większość osób, które do nas przychodzi objęta jest programem pomocy długofalowej. To znaczy, że przychodzą po żywność czasem kilka razy w miesiącu.

Po kilkunastu latach działalności jest łatwiej czy trudniej?

Prowadzenie takiego stowarzyszenia to bardzo ciężka praca, bo poza tym, że codziennie trzeba się martwić, skąd wziąć jedzenie, jak i czym nakarmić tych ludzi to jest to zwyczajnie fizyczna robota! Jak już uda się pozyskać jedzenie, trzeba je rozładować, posortować, skatalogować. A ilość jedzenia, którą trzeba przerzucić, teraz liczymy nie w kilogramach tylko w setkach tych kilogramów czy nawet tonach!

Ile osób z panią współpracuje?

Jest nas 34 członków, ale w stałym wolontariacie jest dosłownie kilka pań. Całe szczęście mamy jeszcze w razie potrzeby wolontariuszy dochodzących. Przede wszystkim cudowną młodzież! Mówi się teraz, że młodzież jest zła. Ja tego nie widzę i w to nie wierzę. Nasza ursynowska jest niezastąpiona! Jak organizuję zbiórki żywności, to kto stoi na tych zbiórkach? Młodzież! Jak nas kiedyś tu zalało, to nawet nie wiem, skąd oni się wzięli. W kilka chwil byli w stowarzyszeniu i wynosili stąd wszystko na własnych plecach!

Mieszkańcy Ursynowa wspierają was finansowo?

Czasami ktoś przyniesie reklamówkę jedzenia, słodyczy dla dzieci, czy nawet ubrań, które im się już nie przydadzą, ale to kropla w morzu potrzeb. Rzadko, ale zdarza się też większa pomoc. Wspaniałą akcję zrobiło jedno przedszkole prywatne – zorganizowało zbiórkę. Zadzwonili do OPS-u, gdzie to mają oddać, OPS skierowali ich do nas. Pan przyjechał, przywiózł piękne zabawki, takie, na jakie rodziców tych biednych dzieci nigdy nie byłoby stać! 

Mówi się, że Ursynów to bogata dzielnica. Że tu nie ma ludzi biednych...

Nieprawda jest tu bardzo dużo potrzebujących. W tej chwili mam pod opieką ponad 500 osób. A to są ci najbiedniejsi, którzy bezwarunkowo potrzebują pomocy, bo sami sobie nie poradzą. A ile jest takich, co ledwie wiążą koniec z końcem?

Co potrzebne jest najbardziej?

Zawsze potrzebna jest bielizna. Ale zależy nam najbardziej na jedzeniu. Niech nawet te małe firmy od czasu do czasu się z nami podzielą. Bez wielu rzeczy można się w życiu obyć, ale jeść trzeba codziennie! Nas z żywności interesuje wszystko, co da się zjeść, ja biorę wszystko w ciemno. Zresztą, ja tym ludziom, którym pomagam, zawsze mówię, że jesteśmy na tej samej pozycji, bo ile ja wyżebrzę, tyle oni mają. Bo jak nie wyżebrzę, to skąd wezmę, żeby nakarmić 500-600 osób?

Dziękuję za rozmowę.

Stowarzyszenie Społeczników "Ariadna", ul. Warchałowskiego 6.

*wywiad archiwalny, po raz pierwszy ukazał się w 2014 roku

(Alicja Kowalska)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(5)

romkaromka

17 0

świetna kobieta - mam nadzieję że z nowym zarządem będzie się jej lepiej dogadywało 15:24, 26.12.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

AgaAga

9 0

Fajna Babeczka , normalnie torpeda, gdzie diabeł nie może tam Romcię pośle.Na nią nie ma mocnych :) podzieli się wszystkim co ma i nie odmawia pomocy potrzebującym. Brawo tak trzymać !!! 22:54, 27.12.2014

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

DoraDora

3 0


Jestem ciekawa, jak wygląda sytuacja obecnie.
Na jaką pomoc liczy stowarzyszenie, czy można dostarczać potrzebne rzeczy, i co jest potrzebne najbardziej. Więcej konkretów prosiłabym. 19:09, 31.07.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

JacktheripperJacktheripper

3 0

Użycie sformułowania "syzyfowa praca" do opisu pracy pani Romy jest nieadekwatne i wręcz niestosowne, bo nie jest praca nadaremna, lecz niosąca wymierną pomoc potrzebującym. Zmieńcie ten mylący tytuł.. 22:23, 31.07.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

NIKOLETNIKOLET

0 1

ALE BZDURY!!! MOŻE TA KOBIETA MIAŁA DOBRE INTENCJE ALE NIE WYSZŁO. JEDZENIE WYDAWANE W ARIADNIE JEST DO ZJEDZENIA NA JUŻ ALBO PRZETERMINOWANE LUB ZEPSUTE !!!! TO JEST NIE DOPUSZCZALNE A TE BABY CO TAM PRACUJĄ CO LEPRZE BIORĄ DLA SIEBIE SKANDAL!!!! MYŚLĄ ŻE JAK KTOŚ BIEDNY TO I GÓWNO ZJE!!!! 17:36, 11.09.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%