Zamknij

Nowa książka o historii Ursynowa. "Okiem dziennikarza"

14:03, 23.12.2017 Sławek Kińczyk Aktualizacja: 14:15, 23.12.2017
Skomentuj SK SK

Właśnie ukazała się kolejna książka dokumentująca historię Ursynowa. Jej autor - dziennikarz i społecznik - Andrzej Rogiński, opisuje czasy pionierów - mieszkańców pierwszych osiedli. Walczyli oni o podstawowe rzeczy - komunikację miejską, sklepy, przedszkola i szkoły oraz metro. Dzięki nim Ursynów stał się tym, czym jest dziś.

Andrzeju, na rynku są już książki o historii Ursynowa. Dlaczego zdecydowałeś się na wydanie kolejnej?

Ursynów powstawał i przeobrażał się dzięki ludziom. Dlatego właśnie o nich postanowiłem opowiedzieć. Takiej książki jeszcze nie było. Ukazało się w przeszłości kilka, spośród których autorzy dwóch przedstawiają swoje widzenie historii Ursynowa.

Przygotowując książkę sięgnąłem nie tylko do źródeł historycznych. Poszperałem w swoim domowym archiwum, gdzie przechowuję pamiątki dokumentujące społeczną aktywność wielu ludzi. Większość z nas pochodzi z różnych stron Warszawy, a nawet Mazowsza. Ci z nas, którzy sprowadzili się wtedy, gdy powstawały pierwsze bloki Ursynowa, byli tu pionierami. Pionierzy walczyli o to, by powstało miasto ze żłobkami, przedszkolami, szkołami, kościołem, telefonami, liniami autobusowymi, metrem, domami kultury, placami zabaw albowiem poza przemarzającymi budynkami mieli jeszcze tylko błoto w dni słotne bądź pył podczas upałów. Walczyli o to, by były sklepy, także by do urzędu nie trzeba było jeździć do miasta, na Rakowiecką.

Potrafili oni stworzyć sprawnie działający – i co ważne – demokratyczny samorząd spółdzielczy, a gdy nastały warunki ustrojowe także samorząd gminny. Powstały wspólnoty parafialne. Tworzyły się więzi sąsiedzkie, powstawał kapitał obywatelski. Warto, by dzieci i wnuki pionierów naszej dzielnicy sprzed trzydziestu, czterdziestu lat doceniły to, co jest dzisiaj czymś oczywistym. Ursynów bowiem, podobnie jak Kraków, nie od razu zbudowano. Tym aktywnym ludziom warto podziękować i utrwalić w pamięci. Miałem to szczęście, że byłem jednym z pionierów. Dziennikarzowi wypada to odnotować. Tym bardziej, że posiadam rozmaite dokumenty działalności, w której jest i cząstka mojego udziału.

I jeszcze jedno. Przygotowałem książkę autorską, na której zawartość nie miał wpływu ani burmistrz, ani partyjniak, ani bogaty przedsiębiorca. Czytelnik nie znajdzie w niej propagandy.

Ursynów z początków osiedlania wydaje się miejscem kompletnie nienadającym się do egzystencji. A jednak ludzie odnaleźli się na tej „miejskiej pustyni”. Jak sądzisz, dlaczego?

Ludzie znaleźli się w blokowisku, które nie było miastem, a jedynie sypialnią. Ale mieli wymarzone spółdzielcze – bo innych nie było – mieszkanie. To oczywiste, że po wstawieniu mebli chce się lepiej wyposażyć. Większość przybyła z małymi dziećmi, więc natychmiast potrzebne były szkoły. Ugotowanie obiadu wymagało zrobienia zakupów, więc niby czemu mieliśmy po nie jeździć do miasta?

W czasach, gdy jeszcze nie istniały telefony komórkowe, a tych stacjonarnych na Ursynowie nie było, trzeba było sobie lepiej organizować życie. To skłaniało do przyspieszonego zawiązywania więzi sąsiedzkich. „Pani popilnuje córeczki, to polecę po warzywa do baraku”. „To pani przyniesie mi mleko, chleb…”. Nieliczni posiadacze samochodów na apel Ursynowskiego Klubu Spółdzielcy i inżyniera ruchu zabierali nieznanych sąsiadów, by podwieźć ich do miasta. Gdy jest czegoś zbyt mało, to wzrasta zaradność i rodzi się współpraca. Zadbaliśmy o realizację oczekiwań. Potrafiliśmy współpracować dla dobra wspólnego. Obyliśmy się bez polityków.

Zwracają uwagę niesamowite więzi, które łączyły ursynowian w tamtych czasach. Początki spółdzielczości, oddolne inicjatywy… Opisujesz je dość skrupulatnie. Wydaje się, że dziś one są niemożliwe… Jak w tamtych czasach wiecznego niedoboru, fatalnych nastrojów w stanie wojennym, udawało się stworzyć takie relacje?

Wkraczaliśmy w coraz szersze kręgi społeczne. Pierwszym kręgiem byli sąsiedzi z piętra, z klatki schodowej, następnie z sąsiedniego budynku, wreszcie z parafii czy ze spółdzielni.

Paradoksalnie właśnie brak bądź niedostatek podstawowych usług wyzwalał aktywność. Wspólne roztrząsanie o sposobach zaradczych, potem współdecydowanie, a następnie przeprowadzanie zorganizowanych działań. Pewne sprawy można było podjąć poprzez uchwałę organu spółdzielczego, ale piaskownicę trzeba było wykonać osobiście z kilkoma sąsiadami.

Obok spółdzielni funkcjonowały społeczne komisje pojednawcze, Ursynowski Klub Spółdzielcy, Ursynowsko-Natolińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, a później następne organizacje pozarządowe. Twardo stąpaliśmy po ziemi nie wpadając w bujdy PR-owskie. Jeszcze pierwsza kadencja Rady Gminy Warszawa-Ursynów funkcjonowała w podobny sposób. Dobre relacje zaczęły się psuć, gdy do samorządu wkroczyły partie polityczne, gdy zaczęła rozpadać się SBM „Ursynów”.

W książce "Historia Ursynowa. Okiem dzienniakrza", publikujesz też nieznane dotąd dokumenty, plany i zdjęcia. Jak wpadły w Twoje ręce?

Dokumenty nie zostały przeze mnie znalezione. Zgromadziłem sporo z nich dzięki temu, że uczestniczyłem w życiu społecznym. Po wielu przedsięwzięciach zostawał jakiś ślad. Pozyskałem wypowiedzi osób, które uczestniczyły w tworzeniu dzisiejszego Ursynowa.

Gdy powstał pomysł tej książki nie dysponowałem własnymi zdjęciami gdyż nie posiadałem aparatu fotograficznego. Dlatego zwróciłem się do ks. Tadeusza Wojdata, do Muzeum SGGW. Sięgnąłem po zdjęcia wykonane dla redagowanego przeze mnie tygodnika „Południe”. Istnienie interesujących map i planów dostrzegłem w Bibliotece Publicznej Ursynowa.

Wspomniani wyżej pionierzy byli ludnością napływową. A przecież historia Ursynowa wiązała się z aktywnością tych, którzy mieszkali tu wcześniej. Dlatego w jednym rozdziale opisałem pobyt Juliana Ursyna Niemcewicza, w innych pomieściłem historię istniejącego do dziś rodu Karniewskich (autor Marcin Kalicki z „Południa”), dzieje parafii św. Katarzyny, Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego i jej poprzedników, pokazałem jak doszło do tego, że Ursynów stał się częścią Warszawy. Przedstawiłem ursynowską Bibliotekę Publiczną, która promuje prace patrona dzielnicy.

Specjalną uwagę skupiłem na dwóch wybitnych mieszkańcach, tj. nieżyjącym już dziś Andrzeju Ibisie Wróblewskim, dziennikarzu, promotorze polszczyzny oraz artyście malarzu Franciszku Maśluszczaku wzbogacając książkę projektami jego witraży, które zdobią prezbiterium kościoła pw. Wniebowstąpienia Pańskiego.

Jak można zdobyć książkę, w jaki sposób będzie dystrybuowana?

Cały nakład kupił burmistrz Ursynowa. Znaczną część egzemplarzy zamierza wręczyć maturzystom. To bardzo dobry pomysł. Książka trafi też do zainteresowanych mieszkańców. Będzie dostępna we wszystkich 20. jednostkach biblioteki. Spotkanie autorskie zorganizuje Ursynoteka - Muzeum przy ul. Barwnej. Jego uczestnicy mogą liczyć na otrzymanie egzemplarza.

Zamierzam napisać drugi tom „Historii Ursynowa”, dlatego już teraz zwracam się do osób, które chciałyby opowiedzieć swoją historię, udostępnić zdjęcie czy dokument o kontakt na adres: [email protected].

Dziękuję za rozmowę.

W święta opublikujemy jeden z rodziałów tej bardzo ciekawej książki!

[ZT]9125[/ZT]

(Sławek Kińczyk)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(7)

AdamEkAdamEk

32 33

Ale trochę się autor dla Ursynowa kiedyś przysłużył :-) 15:59, 23.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

MeloMelo

29 30

Wow! Super. Bardzo ciekawe historie opowiedziane przez Pana Rogisnskiego - szacunek, 22:17, 23.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kartofelkartofel

26 10

"Cały nakład kupił burmistrz Ursynowa. Znaczną część egzemplarzy zamierza wręczyć maturzystom. To bardzo dobry pomysł" - kupił burmistrz czy Urząd dzielnicy za moją kase? Za ten tekst Kempa powinien polecieć a Rogiński spalić się ze wstydu. 18:05, 25.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

antyKIŃCZYKantyKIŃCZYK

18 6

Pan Rogiński naprawdę nie zna wstydu. Chwalić się tym, że za publiczne pieniądze bez ceregieli pan Kempa kupuję jego książkę którą maturzyści wywalą do śmietnika to jest wyjątkowa buta i głupota. Jakie jest stanowisko dzielnicy w tej sprawie? 14:25, 28.12.2017

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Monika B.Monika B.

10 0

Jak to burmistrz kupił cały nakład? Czyżby za swoje prywatne pieniądze? 15:38, 05.01.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Redakcja HaloursynowRedakcja Haloursynow

0 0

ROGIŃSKI TY NIEMĄDERY BRZYDALU MAMY CIE W PUPIE 21:28, 23.01.2018

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%