Zamknij

Nasz sąsiad Hirek Wrona: Chciałem mieszkać w kolebce rapu WYWIAD

09:32, 10.02.2019 Redakcja Haloursynow.pl Aktualizacja: 17:44, 15.02.2019
Skomentuj RM RM

Dziennikarz muzyczny i DJ, Hirek Wrona jest dumnym mieszkańcem Ursynowa. Przeprowadził się tutaj w latach dziewięćdziesiątych i podkreśla, jak dobrze żyje się właśnie w naszej dzielnicy. Rozmawiamy przy nieco ściszonych dźwiękach muzyki z gramofonu. W tle na telewizorze widać mecz Los Angeles Lakers, ukochanego koszykarskiego klubu gospodarza. Muzyka, sport, literatura, kinematografia – jego życie kręci się wokół tych rzeczy!

Zacznijmy od Pana związków z Ursynowem. Jak długo już pan tutaj mieszka?

Sprowadziliśmy się całą rodziną z Grochowa w 1995 roku. Akurat pamiętam to, bo jakoś w tych okolicach czasowych otwierano pierwszy odcinek nitki metra M1. Na Ursynów przenieśliśmy się dlatego, ponieważ chciałem mieszkać w miejscu, które jest uważane za jedną z kolebek polskiego rapu. To był jedyny powód. Okazało się, że nasze mieszkanie na Grochowie możemy zamienić szybko właśnie na to obecne. Jesteśmy tutaj cały czas, nie chcemy się stąd wyprowadzać. Mamy fajnych sąsiadów, wszyscy dookoła są mili, a Spółdzielnia „Przy Metrze” sprawnie działa. Mieszkanie jest na parterze, więc udogodnieniem jest nawet też własny ogródek. Mamy tu wszystko, co jest potrzebne do szczęścia.

Wspomniał Pan o kolebce polskiego rapu…

Tak, stąd pochodzą Vienio, zresztą w ogóle członkowie grupy Molesta kojarzą się właśnie z Ursynowem. Ale nie zapominajmy też o Mor V.A., Płomień 81, TZWM, RXH Skład (Fisz, Inespe, Emade), Pezecie, Małolacie, Onarze, Szybkim Szmalu czy obecnie mieszkającym tu TDF-ie. 

Jak wyglądała wtedy dzielnica?

Zupełnie inaczej niż teraz. Dziś Ursynów jest ładny, rozbudowany – są drogi i chodniki, ale także parki i pasy zieleni. A wtedy bloki stały – można powiedzieć – w szczerym polu. Miałem zresztą nawet takie zdjęcie mniej więcej z czasów, kiedy się wprowadziłem tutaj. Proszę sobie wyobrazić, że wtedy ulica Rosoła była jeszcze jednopasmowa! Ursynów wyglądał w latach 90. zupełnie inaczej.

autor zdjęcia: Bart Pogoda

Po jednej stronie ulicy jest nasz blok, a po drugiej jest osiedle, na którym mieszka Fisz. Nie było wtedy drugiego pasa ruchu tak jak dzisiaj – jednym pasem jeździło się i w kierunku Kabat, jak i w kierunku centrum Warszawy.

Ruszać się stąd Pan nie zamierza?

Nie, tu jest autentycznie wszystko to, co lubię, czego oczekuję od życia. Mamy tutaj naprawdę święty spokój. Chociaż opowiem jedną historię. Bowiem tak, jak przez te 24 lata nie mamy problemów ze spółdzielnią mieszkaniową, ani też z elektrykami, hydraulikami, to czasem zdarzy się jakaś przedziwna sytuacja z firmą zewnętrzną.

Był tutaj nie tak dawno jakiś pan od przewodu kominowego, który wpadł niczym huragan do mieszkania nie przedstawiając się. Tak jakby nie przewidział, że coś dziwnego może sobie lokator pomyśleć. Co zrobiłem? Zamknąłem drzwi do mieszkania i wezwałem policję. Wtedy zdziwił się, następnie już spanikował i zaczął nagle pokazywać te wszystkie swoje blaszki, identyfikatory, mówił, że jest kominiarzem. Zwróciłem uwagę, że powinien to zrobić wcześniej. On przerażony, bo zapytałem się go, kim on jest i co tutaj robi! Nawet zacząłem się zbliżać do drzwi na balkon, żeby w razie czego uciekać. Proszę sobie wyobrazić – obcy człowiek lata nagle po mieszkaniu z ostrymi narzędziami, nie wiadomo, czego chce! Także taka historia też się czasem przydarzy, ale skończyła się dobrze.

Ogólnie Ursynów jawi się chyba jako spokojna dzielnica, prawda?

Na pewno – po pierwsze jest niejako sypialnią dla Warszawiaków, choć wiadomo, że to określenie należy też do Piaseczna. Ale proszę zauważyć, jak rozwinęła się mocno infrastruktura gastronomiczna. Jest to mnóstwo świetnych restauracji, gdzie można bardzo dobrze zjeść. Można je spotkać na każdym kroku!

autor zdjęcia: Bart Pogoda

Jest Pan zapracowanym człowiekiem. A ostatnio sporo się zmieniło w Pana życiu zawodowym...

Tak, zgadza się. Zakończyłem w zeszłym roku współpracę z Polskim Związkiem Piłki Nożnej – rola DJ-a polskiej reprezentacji była naprawdę przyjemną pracą, ale wyjazdy były bardzo męczące. To istotnie ciężka robota, a najmłodszy już niestety nie jestem. Uważam, że to raczej jest teraz zajęcie dla młodego człowieka. Ale będę mile wspominał ten okres.

Natomiast pojawił się inny projekt – szef sportu w Polsacie, Marian Kmita, wyszedł z pomysłem stworzenia segmentu muzycznego w studio piłkarskiej Ligi Mistrzów. Zaproponował mi własny kącik muzyczny, który nazywa się „Muzyka Mistrzów”. To jest zderzenie się muzyki i sportu – oba rewiry zainteresowań łączą się tutaj w jedno. Przykładowo opowiadam o jakimś utworze muzycznym i mówię, że jest odgrywany na stadionie Juventusu. Potem przechodzimy do następnego utworu i ten z kolei towarzyszy na wejściu piłkarzom Paris Saint-Germain. Wszystko to jest związane z meczami Ligi Mistrzów. Czasem nawet skupiamy się na zainteresowaniach muzycznych danych zawodników – opowiadam o tym, pokazuję płyty winylowe, puszczamy fragmenty teledysków. Bardzo mi się to podoba.

Zresztą w Polsacie są naprawdę świetni goście, jeśli chodzi o studio – moi starzy znajomi, Dariusz Dziekanowski, Tomasz Hajto, Adam Matysek, Artur Wichniarek, którego spotkałem po wielu latach. Widz może zobaczyć, jak to wszystko się zazębia – świat muzyki i świat sportu. Nie ukrywajmy, sport ma ciekawą otoczkę – sportowcy to także dziś celebryci, tacy sami jak wybitny aktorzy i piosenkarze znani na całym świecie. Cristiano Ronaldo, Lionel Messi, Justin Timberlake, Lady Gaga, Leonardo di Caprio – pod względem rozpoznawalności globalnej to jest ta sama skala.

Wywołał Pan wątek celebrytów... Czy panu nie przeszkadza np. to, że w studiu eksperckim zasiadają obok byłych piłkarzy i trenerów właśnie artyści? Mam tu na myśli choćby pomysł z Januszem Panasewiczem.

Nie przeszkadza mi to. Jestem zresztą zwolennikiem takiego podejścia do sportu, jakie mają Amerykanie. To wszystko ma służyć przede wszystkim rozrywce. To jest show, które musi się wydarzyć. I co z tego, że pojawią w studiu totalnie profesjonalni, nie wiadomo, jacy eksperci? Powiem tak – mam lekki dystans do niektórych młodszych ekspertów. Dlaczego? Bo wiedzę i doświadczenie w danej dziedzinie zdobywa się latami. Podam przykład. Proszę zauważyć, jak wielu młodych ludzi wyśmiewa dzisiaj Dariusza Szpakowskiego za jego pomyłki. Ciągle słyszę, jak „hejtują” go za źle wypowiadane nazwiska. Umówmy się, on jest komentatorem piłkarskim – ma dawać ludziom emocje. A druga sprawa jest następująca – proszę mi pokazać człowieka, który był na większej liczbie imprez rangi mistrzostw świata w piłce nożnej niż Dariusz Szpakowski.

Ale tutaj piłeczkę można odbić bardzo łatwo – kiedyś nie było tylu stacji telewizyjnych, a pan Szpakowski pracował w jedynej, która miała prawa do pokazywania meczów. Zawód komentatora był też bardziej zamknięty – nie było po prostu konkurencji.

Owszem, można. Ale ja wychodzę z założenia, że za to, co zrobił przez całą swoją karierę dziennikarza sportowego należy mu się szacunek. Hejt to też zresztą temat-rzeka. W dzisiejszych czasach bardzo łatwo jest obalić wszelkie autorytety. Pokażę to na przykładzie muzyki. Ja mam szacunek do artystów i słucham płyt, które sobie muszę najpierw sam zakupić. Zresztą półki w moim mieszkaniu są ich pełne. Ja mam ten szacunek, bo rozumiem, że stworzone płyty to czasem dorobek całego życia. Czasem, by powstał jakiś album, musi wydarzyć się wiele rzeczy, często bardzo emocjonalnych zdarzeń, które artystę kosztują bardzo wiele. A dla dzisiejszych hejterów muzyka stała się tylko kilkunastoma plikami, które można w jedną lub dwie minuty skrytykować. To, czy płyta jest dobra czy nie, weryfikowane jest przez rynek. Jeżeli jest dobra, to sprzeda się lepiej.

autor zdjęcia: Bart Pogoda

Pamiętam dobrze, jak w marcu ubiegłego roku wygłosiłem w Warszawie, Poznaniu i we Wrocławiu wykład pt. „Dlaczego nie jestem dziennikarzem muzycznym?”. Powiedziałem wtedy, że dzisiaj bardzo łatwo jest budować swoją rozpoznawalność w Internecie na „hejtowaniu” znanych osób. Normalnie jest tak, że osoby krytykowane w ogóle tego nie czytają, bo nie mają na to czasu. Natomiast istotnie można wokół tego zbudować sobie bardzo szybko popularność. Ale jeśli mamy się już pochylić nad jego naturą… to powiedzmy tak: „hejt” jest zrodzony z frustracji. Czasem wynika to z tego, że mniej się wie, mniej się widziało…

…albo po prostu czeka się lub widzi okazję do skrytykowania kogoś, bo popełnił błąd. Nawet przypadkiem.

Dokładnie. A rzeczą ludzką jest błądzić. 

Przejdźmy do przyjemniejszych tematów – Manchester United. To jeden z Pana ukochanych klubów. Wreszcie zmienił w grudniu trenera, co niemalże wszystkich fanów angielskiego zespołu ucieszyło.

No i doszło do poprawy wyników, ale to nie jest zespół, który mógłby wygrać Ligę Mistrzów. Na pewno możliwa jest dla nich pierwsza czwórka w lidze angielskiej, a także są szanse na wygranie Pucharu Anglii. Będę szczęśliwy, jeśli uda się zdobyć jedno trofeum.

Jak bardzo wierzy Pan w Ole Gunnara Solskjaera, następcę zwolnionego Jose Mourinho?

Nie wiem, co planują w Manchesterze. Ale ja bym zostawił go na tym stanowisku. Na tym poziomie gry w piłkę nie można być trenerem-treserem, który będzie twardą rękę trzymał wszystkich za gardła. Taki ktoś nie jest potrzebny i dlatego Mourinho już nie ma. Tutaj jest potrzebny motywator i ktoś, kto sprawi, żeby gra w piłkę ich cieszyła.

Kagańce zakładane piłkarzom nie przynoszą efektów. Solskjaer przywrócił pewnego rodzaju luz, szczęście. Dlatego Manchester zaczął wygrywać. Jego asystentem jest Mike Phelan, który przecież był bardzo długo członkiem sztabu legendarnego już trenera, Sir Aleksa Fergusona. A dużą rolę odgrywa też Michael Carrick, były piłkarz tej drużyny. Na pewno sporo wnosi do zespołu od strony przygotowania taktycznego.

Kto jest Pana ulubionym piłkarzem w United?

Marcus Rashford – wychowanek klubu. Widać, że mu zależy. Bardzo lubię też innego piłkarza, który tuż wychował się przy Old Trafford, Jessego Lingarda. Ma ten charakter Manchesteru. Lubię też bardzo hiszpańską opcję w United – Juan Mata i Ander Herrera dają mnóstwo pozytywnych rzeczy tej drużynie. Mata porusza się z gracją po boisku, a każde jego zagranie jest aż nazbyt przesycone inteligencją. Herrera jest z kolei walczakiem, nieustępliwym zawodnikiem, który będzie przez 90 minut wypruwał z siebie żyły dla tego klubu.

Pochodzi pan z Mielca – tam chodząc do biblioteki po lekcjach, zaraził się pan też miłością do książek…

Zgadza się. W bibliotece pracowała moja mama, więc przychodziłem do niej po lekcjach. To przyszło z siebie – siedziałem tam, czytałem, a później razem wracaliśmy do domu. Więc w zasadzie nie miałem po szkole nic innego do roboty – były książki, które się czytało i na tym upływał mi tzw. wolny czas. Stąd się wzięła moja miłość do książek i szacunek dla wiedzy z nich czerpanej. Mama zawsze mi powtarzała, że to, co jest w Twojej głowie, jest czymś, czego nikt Ci nigdy nie zabierze.

Ponieważ pochodziłem z bardzo biednej rodziny, uznałem, że moją przepustką do świata są właśnie książki i to, czego z nich się dowiaduję. Zresztą również na półkach – obok płyt z muzyką i filmów – jest także mnóstwo książek i publikacji. Zresztą, mam ciągle takie uczucie, jakbym miał niedostatek tej wiedzy…

autor zdjęcia: Bart Pogoda

Padł już wątek wykładu wygłoszonego na kilku uniwersytetach. Warto przecież wspomnieć, że jest Pan od pięciu lat stałym wykładowcą na Uniwersytecie Wrocławskim. Jak podoba się panu ta praca?

Podobnie jak ze wszystkim w moim życiu: gdybym tego nie lubił – nie pracowałbym na uczelni. Zdradzę, co staram się wyzwolić w moich studentach: kreatywność. Chcę, żeby jeszcze bardziej pokochali muzykę niż kochają ją teraz. Mam taką filozofię życia, jaką Ole Gunnar Solskjaer ma filozofię piłki nożnej: to musi nas cieszyć. To samo powtarzam na zajęciach – „cieszcie się, że tu jesteście i że możecie na nie przychodzić, starajcie się wchłonąć wiedzę o muzyce, słuchajcie jej z płyt, na serwisach streamingowych, na koncertach na żywo, zastanówcie się nad tym, o czym dane utwory są, co artysta chciał Wam przekazać”. Oczywiście, jeśli to nie przypadnie im do gustu, to mogą pójść inną ścieżką. Ale nie mogą marnować czasu. To są takie rzeczy, których ich uczę. I co się dzieje? Średnia frekwencja na wykładach to jakieś 97% listy studentów z danego roku!

Czyli udaje się Panu zarazić pasją młodych ludzi?

Tak. Widać to po ich pracach zaliczeniowych. Może w trakcie semestru tego nie widać, ale kiedy przesyłają mi mailowo swoje przemyślenia, to już widzę, że jest dobrze. Widzę tam mnóstwo fajnej energii. Więc odpowiadając jeszcze na poprzednie pytanie – tak, praca mi się podoba. Szczególnie, gdy widzi się, jak ludzi potrafię zainteresować tym, co im przekazuję. Uczę ich właśnie, żeby byli wytrwali, pracowici, każdego dnia stawali się lepsi, szanowali ludzi…

A czym jest dla Pana szacunek? 

Szacunek to okazywanie drugiemu człowiekowi czegoś, na co – jako żywa istota – człowiek zasługuje. Na szacunek składa się bardzo wiele elementów – to forma sympatii, empatii, powstrzymanie się od rozwiązań siłowych i  takich, które drugiej osobie mogą sprawić przykrość. Akceptowanie odmienności – na różnych płaszczyznach – ludzi. Budowanie dobrych relacji. Mówienie: dzień dobry, do widzenia, dziękuję, proszę uprzejmie czy „to miłe z twojej strony”. Uśmiechanie się do innych ludzi. To jest szacunek. Można kogoś nie lubić – ale trzeba szanować.

Właśnie – w sumie może powinniśmy od tego zacząć, ale zapytajmy teraz. Po co człowiekowi jest potrzebna muzyka?

Jak mawiał Jerzy Waldorff – „muzyka łagodzi obyczaje”. To chyba najlepsza odpowiedź!

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Rafał Majchrzak, zdjęcia pochodzą z archiwum Hirka Wrony

(Redakcja Haloursynow.pl)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(2)

hbkhbk

3 8

Pan Wrona twierdzi:"Na szacunek składa się bardzo wiele elementów – to forma sympatii, empatii, powstrzymanie się od rozwiązań siłowych i takich, które drugiej osobie mogą sprawić przykrość." Szkoda, że tych swoich złotych myśli p. Wrona nie zastosował w stosunku do człowieka, który chciał sprawdzić przewody kominowe w jego mieszkaniu i który wpadł ponoć do jego mieszkania jak huragan. Sam wpadł czy p. Wrona go wpuścił? A potem jeszcze wzywanie policji i gnojenie człowieka. 14:06, 10.02.2019

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

RomanRoman

0 0

Pozdrowienia dla Hirka, fana Prince'a! 17:04, 19.02.2022

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%